Rozdział 28 "Cherry Bomb"

159 19 107
                                    

Skonsultowałam się z Kurtem i po namowach w końcu zgodził się znaleźć drogę do Cherie. Byłam bardzo dobrej myśli, gdyż po sukcesie jaki odniósł Nevermind przed nim i resztą chłopaków otworzyły się jeszcze większe możliwości niż dotychczas. Pewnego sobotniego poranka, kilka dni po naszej rozmowie, siedziałyśmy z dziewczynami przy kuchennym stole, popijając kawę i omawiając szczegóły kolejnego koncertu. Billy wyszedł do sklepu muzycznego po nowe struny, gdyż poprzednie zdążyły się już zetrzeć lub popękać.

- Myślę, że moglibyśmy zacząć od...- Wilcox otworzyła usta, ale dokończenie zdania udaremnił jej dzwonek do drzwi.

Tobi bez słowa odeszła od stołu, założyła swoje duże okulary w ciemnych oprawkach, które do tej pory spoczywały na blacie i ruszyła w kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Po dosłownie kilku sekundach dało się słyszeć rozbawione głosy Dave'a i Kurta. Odkręciłam się w ich stronę i obdarzyłam lekkim uśmiechem.

Czasem naprawdę brakowało mi Grohla, szczególnie kiedy przypominałam sobie, że był chłopakiem, który traktował mnie chyba najlepiej ze wszystkich, których w życiu miałam.

- No cześć, panienki.- powiedział Kurt, usadawiając się na naszej kanapie.

Vail popatrzyła na niego obojętnie i wróciła do picia, zapewne wystudzonej już kawy.

- Co tam?- zapytała Kathi, która jako jedyna nie musiała czuć się niezręcznie w ich towarzystwie.- Tym razem nikogo nam nie przyprowadziliście?

- Nie, ale mamy adres Currie.- wyjaśnił Dave i dosiadł się do swojego przyjaciela.

- Pogadajcie sobie z nią, wymolestujcie, żeby przeprosiła Joan i zagrajcie już z nią ten jebany koncert.- dodał Cobain, uśmiechając się bezczelnie.

Spojrzałam na niego z politowaniem i zaczęłam wkładać buty. Nie chciało mi się czekać, ani zwlekać z całą sprawą bez większej przyczyny. W głębi duszy liczyłam, że Kurt zdecyduje się ze mną pójść, bo nie lubiłam przebywać sam na sam w towarzystwie osób, które w pewnym sensie były moimi idolami. Uwielbiałam muzykę Runaways i wizja spotkania z Cherie wywoływała u mnie niemałą ekscytację.

- Już lecisz?- zapytał Dave, uśmiechając się od ucha do ucha.- Nie napijemy się piwa, czy czegoś?

- Napij się z Kathi i Tobi.- zaproponowałam, starając się, by nie zabrzmieć nieprzyjemnie.- Cobain, zbierasz się ze mną? Nie mam prawa jazdy.

Blondyn wywrócił oczami i niechętnie podniósł się z miejsca. Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Ja rzadko jeżdżę, Kath.- powiedział.- I przepisowo, żeby unikać wypadków.

Razem z Grohlem cicho parsknęliśmy śmiechem, a chwilę później złapałam Kurta za nadgarstek i wyciągnęłam z mieszkania.

***

Cherie mieszkała w Tacomie, dlatego droga zajęła nam niecałą godzinę. Kiedy dotarliśmy pod jej dom, ogarnęła mnie lekka panika, którą starałam się zignorować. Myśl o tym, że Joan mogłaby w końcu z nami zagrać pomagała mi uporać się z nerwami.

- Zadzwonisz w końcu, zanim się zestarzejemy?- zapytał Cobain, który od dobrej minuty patrzył na mnie, przestępując z nogi na nogę.

- Jasne. Nie bądź niecierpliwy, bo daleko nie zajdziesz.- skrzywiłam się i powoli zbliżyłam do drzwi.

Zanim zdążyłam się rozmyślić, nacisnęłam dzwonek, czekając na odzew. Po kilkunastu sekundach otworzyły się, a moim oczom ukazała się kobieta mniej więcej mojego wzrostu, o długich blond włosach, ubrana w luźne, dresowe ciuchy. Trzymała na rękach rudowłosego niemowlaka. Zupełnie nie przypominała Cherie z czasów Runaways.

Angels will never be saved ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz