Obudził mnie ostry promień słońca, wdzierający się do pomieszczenia przez okno. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Wszędzie leżeli ludzie pogrążeni we śnie. Jedni musieli wczoraj ostro zabalować, drudzy po prostu się zmęczyć. Jeśli miałam być szczera, nie byłam do końca pewna, do której z tych grup mogłam zaliczyć siebie. Poprzedniego wieczora Dave strasznie mnie pilnował, ale w końcu trochę odpuścił i ja też rzuciłam się w "alkoholowy wir". Rozmawialiśmy w naszym stałym gronie, a także z nowymi osobami; między innymi tą blondynką, która planowała wyjechać do Seattle. Byłam przekonana, że mi się przedstawiała, ale imię kompletnie wyleciało mi z głowy.
Uniosłam się i zobaczyłam Grohla we własnej osobie. Leżał na podłodze, dosłownie pół metra ode mnie. Spał dość głęboko, dlatego postanowiłam go nie budzić. Leniwie przetarłam oczy i podniosłam się z miejsca. Wtedy do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach wódki, rzygowin i (najprawdopodobniej) moczu.
- No to ładną sobie melinę zrobiłeś, Cobain.- szepnęłam sama do siebie i podeszłam do okna, żeby je otworzyć i trochę wywietrzyć.
Najpierw tylko je uchyliłam, ale ostatecznie zdecydowałam się na otwarcie na oścież. Do pomieszczenia natychmiast wdarł się przyjemny podmuch chłodnego, świeżego powietrza. Wciągnęłam je nosem i pozwoliłam, by mnie wypełniło. Po względnym przewietrzeniu głowy odsunęłam się i zaczęłam rozglądać. Jacyś ludzie porozrzucali po podłodze puszki ze sprayem, a na ścianie widniało paskudne graffiti. Nie mogłam do końca rozczytać, co głosiło, ale zapewne było to coś sprośnego. Bez namysłu sięgnęłam po jedną z puszek i zaczęłam zamazywać napis fragmentem tekstu jednej z piosenek Joan Jett. Głosił on po prostu: I am a natural ma'am. Nie było to może nic ambitnego, ale względnie uratowało ścianę Kurta przed "zniesławieniem".
Po ukończeniu dzieła odłożyłam puszkę na podłogę i zaczęłam przechadzać się po salonie, mijając ludzi rozwalonych na podłodze. Ci najszczęśliwsi (czyli Kurt i Tobi) znaleźli sobie miejsce na kanapie. Leżeli wtuleni w siebie, miarowo oddychając. Wyglądali tak uroczo, że gdyby nie byli moimi przyjaciółmi pewnie porzygałabym się od nadmiaru słodyczy. Zamiast tego po prostu siadłam obok nich i oparłam łokcie na kolanach. W pierwszej chwili nic mi nie przeszkadzało; chciałam nawet zaczekać w tym miejscu aż ktoś się obudzi, ale w którymś momencie poczułam ten cholerny smród dezodorantu dziewczyny. Odskoczyłam stamtąd jak oparzona, bo zapach Teen Spirit naprawdę mnie odrzucał. Dzięki Tobi przesiąkł nim nawet sam Cobain. Oboje jebali na kilometr tymi cholernymi "truskawkami".
- Za co mnie to spotyka?- westchnęłam głośno, przekonana, że nawet pootwieranie okien w całym mieszkaniu nic nie da.
W tamtej chwili naprawdę wolałabym czuć wódkę i inne zapachy imprezy.
- Cześć Kath.- usłyszałam głos Krista, który właśnie podnosił się z podłogi.- Wszystko okey?
- Nie czujesz tego?- zapytałam, w nadziei, że ktoś zrozumie mój "problem".
- Jedyne co czuję to to, że łeb mnie napierdala.- zaśmiał się i zaczął kierować (zapewne) w stronę toalety.- Idę do kibla, nie potrzebujesz?
Przecząco pokręciłam głową, a zaraz po tym, kiedy Novoselic zniknął za drzwiami wpadłam na głupi pomysł. Jak oparzona zerwałam się w stronę puszek ze sprayem, ponownie chwyciłam jedną z nich i nabazgrałam kolejny napis na ścianie, a mianowicie Kurt smells like teen spirit. Chciałam w ten sposób po prostu dać chłopakowi do zrozumienia, że wsiąknął w niego ten paskudny zapach i powinien coś z tym zrobić. Nie obchodziła mnie nawet potencjalna awantura za kolejne paskudne graffiti.
- Co robisz?- usłyszałam zaspany głos Kathi i odwróciłam się w stronę, z której dobiegał.
- Dewastuję Cobainowi chatę.- odparłam.
Wilcox zaśmiała się pod nosem i zbliżyła do mnie, by móc lepiej przyjrzeć się napisowi.
- To brzmi głęboko.- stwierdziła, a ja popatrzyłam na nią pytająco.
No bo, co niby było głębokiego w informacji, że ktoś śmierdzi tanim dezodorantem?
- Głębokie rzeczy to ja usłyszałam wczoraj.- powiedziałam i odłożyłam puszkę na podłogę.- Musimy jechać do Seattle.
- Dlaczego akurat tam?
- Tam się słucha grunge'u, punka i takich rzeczy.- wytłumaczyłam.- Tam zrobimy karierę, mówię ci. Kiedyś możemy wrócić, ale nie widzę nas tu- w Portland na stałe.
Widziałam nas na większej scenie, w środowisku ludzi podobnych do nas, w miejscu, gdzie mogłybyśmy naprawdę coś osiągnąć. Poza tym z każdą chwilą nabierałam pewności, że chłopaki z Nirvany też będą chcieli się tam przenieść.
- Pogadajmy o tym z Tobi i Billym.- zaproponowała blondynka, nie odrywając wzroku od napisu.
Dalej nie pojmowałam co ona w nim widziała. Dla mnie był tylko pozbawionym większego sensu aktem pogardy dla Lady Speed Stick.
- Ale wiesz, że jeśli ja czegoś chcę, to przeważnie to robię, prawda?- uśmiecham się pod nosem.
- Wiem, buntowniczko.
*****************************
Rozdział nie jest jakiś wybitnie długi, ale ważne, że nastąpiła w końcu ta historyczna chwila xDD
Obiecuję wstawiać częściej, jeśli tylko dam radę uporać się z zasypującymi mnie nominacjami, sprawdzianami w szkole i takimi rzeczami ;D
Do następnego ;*
CZYTASZ
Angels will never be saved ✔
FanfictionKathleen wydawało się, że może mieć wszystko. Posiadała własny zespół i była darzoną ogromnym szacunkiem ikoną ruchu feministycznego lat 90. Jednak któregoś dnia w jej życiu pojawił się ktoś nieosiągalny; ktoś, kto mimo jej wielkich starań nigdy ni...