Rozdział 32 "Manager z drugiej ręki"

155 20 18
                                    

Joan przyjechała do nas w listopadzie, kilka dni po moich urodzinach, pełna energii i zadowolona jak dziecko, któremu ktoś podarował zabawkę, (a raczej oddał starą, zgubioną w przeszłości). Moja rozmowa z Cherie najwyraźniej poskutkowała i przynajmniej Jett mogła być zadowolona z życia. W całej swojej hojności i wspaniałomyślności, przywiozła do nas gościa o nazwisku LaVey i oznajmiła, że był kiedyś jej managerem, ale zrezygnowała z współpracy z nim, co nie przeszkodziło jej po latach znów go skądś odgrzebać i przysłać nam. Deklarowała, że będzie nam się z nim cudownie współpracowało, w co nie do końca wierzyłam z uwagi na moje podejrzenia, co do tego, że był spokrewniony z kalifornijską rodziną satanistów.

Joan nagrała swój wokal i partie gitarowe w Rebel Girl, a także wzięła udział w kilku koncertach z nami, co zapewniło nam dodatkowy rozgłos. Po wszystkim podziękowała za dotychczasową współpracę, jeszcze raz zaręczyła, że Xavier LaVey poradzi sobie świetnie i wyjechała. Rzeczywiście nowy manager okazał się pożyteczny, bo niemal od razu wyruszył na poszukiwania jakiejś porządnej wytwórni płytowej, która zainteresowałaby się naszą muzyką. Mimo tylu dobrych rzeczy i czegoś, co pozwoliło nam ruszyć z miejsca, ja nie umiałam się cieszyć. Wciąż cierpiałam, wciąż patrzyłam jak ktoś, w kim się zakochałam i o kim myślałam całymi dniami, świetnie bawił się z inną i wciąż myślałam o tym, co stałoby się, gdybym nie straciła dziecka. Może wtedy Kurt zerwałby z Courtney? Może w końcu pokochałby mnie?

Wymyślałam różne scenariusze. Łudziłam się, że mam jeszcze jakieś szanse aż do początku lutego '92 roku, kiedy odwiedził nas Dave. Billy podał mu butelkę piwa i usiedli obok siebie na kanapie. Tobi kręciła się po kuchni, Kathi notowała coś w grubym notesie, a ja stałam oparta o ścianę, wpatrzona w sufit i popijałam sok porzeczkowy z podłużnej szklanki.

- Słyszeliście co się okazało?- zapytał Grohl.- Jaja jak z jakiejś telenoweli, mówię wam.

- Co znowu?- Karren wzruszył ramionami.- Ktoś ma AIDS?

- Nie... Gorzej. Dziś rano Kurt oświadczył, że Courtney jest w ciąży i że mają zamiar wziąć ślub dwudziestego czwartego, czy piątego.

Zamarłam, a trzymana przeze mnie szklanka wyślizgnęła mi się z ręki i upadła na podłogę. Nie rozbiła się, ale cały sok popłynął po drewnianych panelach. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział Dave. Nie docierało do mnie, że Courtney, która przyczyniła się do śmierci mojego dziecka, miała mieć wkrótce własne i to w dodatku z tym samym facetem; z facetem, którego wciąż kochałam i, o którym wciąż nie umiałam zapomnieć. Zaczęłam w myślach przeklinać los za tę pieprzoną niesprawiedliwość.

Zanim ktokolwiek zdążył zapytać, poszłam do swojego pokoju, w którym się zamknęłam. Jedynymi osobami, które wiedziały o mojej nocy z Kurtem były Kathi i Tobi, ale tylko ta pierwsza znała moje uczucia co do niego i poznała prawdę o ciąży. Nie miałam ochoty tłumaczyć tego wszystkiego pozostałym, dlatego po prostu ukryłam się, by uniknąć konfrontacji.

Nie płakałam. Po prostu usiadłam na łóżku i wbiłam wzrok w sufit. Wszystko to zaczęło mnie przytłaczać i nie wiedziałam jak poradzić sobie z emocjami. Kurt mnie nie chciał, miał mieć żonę i dziecko, a ja? Byłam tylko głupią, smutną Kathleen, która kiedyś miała marzenia i wierzyła, że da radę zmienić świat. Po tym co się wydarzyło przestałam wierzyć w cokolwiek. Robiłam co musiałam, nawet cała "sława" i muzyka nie były dla mnie tak ważne jak na początku. Straciłam dziecko, czyli kogoś, kto mógłby mnie pokochać i byłam sama. Przyjaciele mogli odejść; nikt nie dał mi gwarancji, że zostaną przy mnie na zawsze. Rodzina przeniosła się do Vancouver i prawie nie miałam z nimi kontaktu. Nie miałam nikogo, ani niczego; szansa na miłość prysła, a ból, żal i nienawiść rosły we mnie z każdą chwilą. Czułam, że powinnam coś zrobić, coś dla siebie, jakoś sobie pomóc, ale nie miałam pojęcia jak.

Zrobiłam w życiu tyle głupot, podjęłam tyle złych decyzji, że szansa na dobrą przyszłość wydawała mi się nie istnieć. W mojej głowie zaczynały rodzić się różne pomysły; głupsze, mądrzejsze, mniej lub bardziej realne... Nie wiedziałam, czy mszczenie się na Courtney przyniosłoby mi jakąkolwiek ulgę, ale nawet jeśli... to co właściwie miałam zrobić? Zabić ją? Kurt by mnie wtedy znienawidził, a tego bym nie zniosła.

Już niewiele byłam w stanie znieść, moje emocje były naczyniem pełnym wody, które nawet mała kropla była w stanie przelać. Najgorsza była gorycz. Wciąż czułam się skrzywdzona, zapomniana, pominięta, zbesztana...

A nigdy, przenigdy w całym swoim życiu nie chciałam tak się poczuć.

A nigdy, przenigdy w całym swoim życiu nie chciałam tak się poczuć

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

********************************

Część 2, czekajcie na następne.

Jak widzicie dużo nudnych monologów, ból, drama i jeszcze raz ból... Ona zaczyna nam się robić jednak niepoczytalna xD.

A i jeszcze macie tu jakieś kompromitujące fotosy z młodości. Do następnego ;*

PS. Ten manager to zmyślona postać xD.

Angels will never be saved ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz