Rozdział 35 "Nasze ostatnie pożegnanie"

215 22 27
                                    

 Do kwietnia '94 roku wiele się wydarzyło. Wytwórnia Kill Rock Stars wydała nasz album studyjny Pussy Whipped, a także Yeah Yeah Yeah Yeah, które stworzyliśmy, na skutek współpracy z zespołem Huggy Bear i jeden album kompilacyjny. Także 7 Year Bitch dały radę nagrać jedną płytę- Sick 'Em, a Nirvana dwie- Incesticide oraz In Utero. Mimo sukcesów na rynku muzycznym ja wciąż nie nauczyłam cieszyć się z życia. Komponowałam i pisałam teskty tylko po to, żeby jakoś zapełnić wolny czas, pomiędzy dopracowywaniem, a realizacją swojego planu. Był genialny, doskonały i miał w końcu zapewnić mi szczęście u boku kogoś, kogo kochałam. Pozbywanie się Courtney nie miało najmniejszego sensu. Kurt byłby wtedy załamany, a w najgorszym razie mógłby dowiedzieć się, że ja to zrobiłam i znienawidziłby mnie. Jedynym sposobem, żebym w końcu przestała cierpieć było odseparowanie siebie i Cobaina od innych ludzi. Pomyślałam, żeby jakoś go odurzyć i uprowadzić, ale szybko z tego zrezygnowałam. Ktoś w końcu by nas znalazł, a Kurt mógłby uciec. Jedyne miejsce, w którym moglibyśmy być naprawdę razem nie istniało na tym świecie.

 Wiedziałam, że oboje powinniśmy umrzeć.

 Połączylibyśmy się na zawsze, gdzieś, gdzie nikt by nas nie znalazł i nam nie przeszkodził. Czułam, że wtedy Kurt w końcu zrozumiałby, że to ja byłam mu przeznaczona, a nie Courtney. Byłoby tam też nasze wspólne dziecko, które straciłam kilka lat temu. Moglibyśmy żyć tam wszyscy razem, a ja w końcu zaznałabym szczęścia. Skończyłoby się cierpienie, skończyłby się żal, skończyłyby się łzy... Ostatnimi czasy wylewałam ich stanowczo zbyt dużo.

 Nie interesowało mnie to, co stałoby się z innymi. Pewnie niektórzy by za nami tęsknili, fani wpadliby w depresję, a rodzina nie mogła uwierzyć. Miałam to wszystko gdzieś. Przeżyłam tyle bólu i tyle upokorzeń, że więcej bym nie zniosła. Nadszedł nasz czas.

 Kupiłam gdzieś strzelbę, którą udało mi się zdobyć znacznie szybciej i łatwiej niż pistolet, czy rewolwer, a potem  kilka woreczków heroiny, którą odpowiednio przygotowałam i załadowałam do strzykawek. Wiedziałam, że Kurt by mi nie odmówił. Był od niej tak silnie uzależniony, że darmowa dawka stanowiłaby dla niego coś w rodzaju błogosławieństwa. Broń schowałam do futerału na gitarę, a strzykawki do kieszeni płaszcza, który miałam na sobie. Był piąty kwietnia, kiedy stanęłam w progu naszego mieszkania i zaczęłam wkładać buty.

 - Gdzie idziesz?- zapytała Tobi, jedząca kanapkę z dżemem.

 Nie miała talerza, dlatego kruszyła po całej podłodze.

 - Na spacer.- oparłam, uśmiechając się promiennie i objęłam ją na pożegnanie.

 Nasze ostatnie pożegnanie.

 - Ale nie zapomnij, że mamy wieczorem koncert.- przypomniała, a ja kiwnęłam głową.

 W tej samej chwili zauważyłam Billy'ego, przechadzającego się po mieszkaniu i jego również przytuliłam. Jedynie Kathi postanowiłam pominąć. Znała mnie na tyle dobrze, że mogłaby domyślić się co planowałam. Po prostu wyszłam i skierowałam się do domu państwa Cobain. Courtney i Frances wtedy nie było, przebywały gdzieś w Los Angeles, dlatego nie mogły w żaden sposób wejść mi w paradę. Po drodze kupiłam gumowe rękawiczki, żeby wszystko wyglądało na samobójstwo i dotarłam na miejsce.

 Kurt otworzył mi drzwi i słabo się uśmiechnął.

 - Cześć Kath.- powiedział.- Dawno cię nie widziałem.

 Weszłam do środka i odłożyłam futerał na podłogę. Cobain nie zorientował się, że nie było w nim gitary. Całe szczęście. 

 - Cześć.- uśmiechnęłam się promiennie.- Też to zauważyłam, dlatego doszłam do wniosku, że cię odwiedzę.

 W tym samym momencie dostrzegłam na jego łóżku zgiętą na pół kartkę papieru.

 - Co to?- zapytałam, wskazując palcem w tamtą stronę.

 - List. Do chłopaków... Jeszcze nie wiem, czy w ogóle go dostaną, ale zastanawiam się, czy nie rzucić tej całej kariery w cholerę. Wierz mi, nigdy tak naprawdę nie chciałem być sławny. Czasem tęsknię za Aberdeen.

 Ze zrozumieniem kiwnęłam głową i usiadłam na krześle przy biurku zawalonym papierami. Były tam teksty piosenek, powyrywane strony z książek i dziwaczne rysunki, które w sumie pasowały do Kurta. 

 - Wiesz co?- zapytałam, siląc się na przyjazny ton.- Pomyślałam, że musisz wydawać na narkotyki strasznie dużo pieniędzy...

 - No i?

 - No i mam coś dla ciebie.- powiedziałam i wyciągnęłam z kieszeni najpierw dwie na raz, a potem trzecią strzykawkę z heroiną. Igły trzymałam w drugiej, wciąż zapakowane. 

 Oczy Kurta zaświeciły się na ten widok.

 - Jesteś naprawdę świetna.- zaśmiał się nerwowo, sięgnął po jedną ze strzykawek i przymocował do niej igłę.

 Zaraz potem znalazł pod komodą skórzany pasek, który zacisnął sobie na ramieniu. Nawet nie przypuszczałam, że to będzie takie proste... Patrzyłam jak Cobain wstrzykuje sobie narkotyk, który niemal natychmiast zaczął działać. Blondyn uśmiechnął się błogo, po czym upadł na podłogę. Wykorzystałam moment, wstałam z miejsca, sięgnęłam po drugą strzykawkę i zaaplikowałam mu jej zawartość.

 - Myślę, że potrzebujesz trochę więcej.- oznajmiłam i wróciłam na miejsce.

 Nigdy nie byłam tak bardzo blisko.

**************************************

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

**************************************

 ZMĘCZYŁAM SIĘ XD. 

 Koniec maratonu; czeka nas już tylko (chyba) 2-częściowy epilog. 

 Jak widzicie mamy Katlin psycho, sądźcie o tym co chcecie, proszę x"D. Do zobaczenia w epilogu ;* 

Angels will never be saved ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz