Rozdział 26

1.4K 83 15
                                    

  Powoli zbliżał się wieczór, a ja się coraz bardziej denerwowałem. Dziś mamy się spotkać w domu Louisa w gronie rodzinnym i praktycznie każdy z naszego otoczenia będzie wiedział o ciąży oraz o zaistniałej sytuacji. Nie żebym się przejmował, ale to po prostu jest dla mnie trudne. Myślałem, że jak na razie Nancy będzie moim jedynym dzieckiem, a tu taka niespodzianka. Cieszę się i to ogromnie, ale mimo to gdzieś tam z tyłu głowy kryją się obawy i czarne scenariusze. W związku moim i Rosalie istnieje coś takiego jak bezinteresowność. Wszystko co robimy to robimy z miłości do siebie. Jest również zaufanie. Trudno mi teraz o to, ale staram się.

- Boże, ja wyglądam okropnie. - Załamana Lie weszła do garderoby. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co jej chodzi. - To jest moja najlepsza sukienka, a ja się w nią nie mieszczę. - Po jej policzkach spływały łzy, a czarny materiał został rzucony na środek pomieszczenia. Zaśmiałem się pod nosem kręcąc przy tym głową. Podszedłem bliżej i przyciągnąłem ją do uścisku.

- Spokojnie aniele, na pewno coś się znajdzie co będzie równie dobrze wyglądać co ta kreacja. Twój brzuszek wygląda uroczo i masz się czym chwalić, więc nie masz powodu do płaczu - próbowałem ją jakoś pocieszyć. Dłonią pocierałem jej plecy, a drugą dłonią otarłem jej łzy z zaróżowionych policzków.

- Dziękuję. - Na jej ustach wyrósł szeroki uśmiech. - Kocham cię Nialler. Co powiesz na... - Podeszła do części szafy, gdzie królowały jej out fity na wieszakach. - Może ta fuksja?

- Przecież to jest róż - powiedziałem i natychmiast tego pożałowałem ponieważ ściągnęła poduszkę z kanapy i rzuciła mi w twarz. - Dziękuje kochanie. - W tonie mojego głosu dało się wyczuć sarkazm.

- Daltonista - prychnęła mijając mnie w przejściu.

- Przecież dalto... - przerwałem widząc jej zabójczy wzrok, który sygnalizował moją bliską śmierć. A jeszcze przed chwilą się do mnie tuliła szlochając. Ja nie wiem jak to wytrzymam. POMOCY!

- Masz coś jeszcze do dodania KOCHANIE? - odezwała się z lekkim jadem.

- Ja? Nie. Wiesz co... późno już, a muszę się ogolić. - Spuściłem głowę wchodząc z pomieszczenia za nią. Wiem, ze teraz nie można zadzierać z Lie, chyba, że chcesz sprawić, by twój nagrobek pojawił się na cmentarzu.

Niall Horan ur. 13.09.1993r. zm. 20.09.2017r.

Nawet nieźle brzmi.

***

  Zegar wskazywał, że jest już wpół do dziewiętnastej, a ja czekałem z Nancy już na dole.

- Idziesz już ?! - zawołałem nie chcąc się spóźnić na kolację.

- Tak! - odetchnąłem z ulgą słysząc odpowiedź brunetki.

- Tatusiu, a będzie Freedie? - zapytała mnie Nance.

- Myślę, że tak. - Posłałem jej lekki uśmiech. - A co ty byś powiedziała  na taką małą siostrzyczkę lub braciszka? Hmm... podoba ci się ten pomysł?

- Już możemy iść - rzekła dziewczyna schodząc po schodach. Przytaknąłem lekko się uśmiechając. Wyglądała przepięknie. Sukienka opinała jej jędrny biust, a pod nim był szef dzięki czemu nie zaciskał się na lekko zaokrąglonym brzuszku ciążowym. Od niego lała się przed kolana. Na ramiona zarzuciła czarną marynarkę,by ochronić się w jakimś stopniu przed zimnem. Na stopach dzierżyła swoje czarne balerinki, które polubiłem. Są o wiele lepsze niż te pieprzone czerwone szczudła.

  Przepuściłem moje kobietki przodem po czym zamknąłem dom i skierowałem się do naszego samochodu. Zapowiada się ciekawy i sterujący wieczór.

-------------------------------------------------------------------------------

Więc tak... powracam... mój humor jednak gdzieś tam jeszcze dochodzi do siebie, ale dziękuję za głosy i komentarze. To dużo dla mn znaczy.

A i także chciałabym wam podziękować za 5 000 wejść ;* Jak na 26 rozdziałów to całkiem niezły wynik.

Więc waszym zdaniem co Nancy myśli o posiadaniu rodzeństwa? Co się wydarzy podczas wieczoru u Louisa? A i kocham małego Freediego i musiałam go tutaj umieścić :D

Zapraszam do komentowania ;* naj kom zdobywa dedyk ;*

rose xx



Daddy Horan 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz