2.Rodzinne Spotkanie

7.4K 227 10
                                    

~ Pov Andrew ~

Zostawiła mnie... Już mnie nie chce... i to wszystko przez moją głupotę...

Siadam na kanapie zdruzgotany, w zaciśniętej dłoni nadal trzymam jej obrączkę która tylko pasuje na jej smukły długi palec.

Tak bardzo ją kocham a przez ten cholerny zakład z Erickiem... Straciłem ją... odeszła ode mnie. Zakład polegał na tym, że miałem uwieść inną kobietę poza Dalliane i z nią poflirtować

Idiota ! Ale ze mnie popieprzony idiota... co ja sobie myślałem, że to wszystko skończy się na jednym drinku i tak kiedy podejmowałem decyzję byłem już lekko powiedzmy oszołomiony promilami...

Chwyciłem się za głowę myśląc gorączkowo co mam robić. Nawet nie widziałem gdzie pojechała...

Myśl Andrew... Czy opuściła miasto czy raczej kraj ?!

- Nie zadręczaj się Dree ona to rozdział zamknięty... teraz jestem ja wiesz o tym... - poczułem jej dłoń na swoim ramieniu i aż mną wzdrygnęło docierając w pełni świadomości, że wcale tego nie chciałem... nie chciałem się z nią pieprzyć... wykorzystała mój stan zeszłego wieczora...

Gwałtownie ją zrzuciłem.

- Nie waż się tak do mnie mówić to przezwisko może używać tylko moja żona którą nie jesteś i to przez ciebie ona mnie zostawiła wyjdź stąd i nigdy nie wracaj ! - warknąłem na nią przez zęby nawet nie zaszczycając jej swoim spojrzeniem.

Rudowłosa z cichym parsknięciem powoli wstała z łóżka i ruszyła przed siebie zatrzymując się przy drzwiach spoglądając na mnie przez ramię.

- Dobrze zrobiła, że cię zostawiła mogłeś mnie mieć a teraz żyj w samotności... panie prezesie.

Po tych dość bolesnych słowach zostawiła mnie samego. Ponownie przeciągle jęknąłem nie wiedząc co zrobić. Wstałem gwałtownie z łóżka. Nie odpuszczę muszę na nowo ją odzyskać i wcielić w życie plan odzyskania jej nie siłą i przymusem... Nie mogę dopuścić do rozwodu to jest pierwsza rzecz. A druga to muszę ją znaleźć i przekonać co czuję będzie trudnym zadaniem znając jej uparty charakter...

Znałem ją jak nikt inny wiedziałem co lubi a czego nienawidzi, mimo, że znaliśmy się przez trzy lata miałem wrażenie jakbym znał ją od zawsze, napełniała mnie sprawiała, że w moim monotonnym czasami zamkniętym w czterech ścianach życiu gdzie głównie siedzę w biurze pojawiło się odrobinę słońca którym była ona... moim jedynym światełkiem tylko świecące dla mnie. Wyciągam z kieszeni swój telefon, dzwonię najpierw do niej ale nie odbiera... pewnie wyrzuciła telefon... co z tego, że za parę tysięcy dolarów miała kaprys i go wyrzuciła... od tak... bo kto jej zabroni... i wiem, że zrobiła to specjalnie... mi na złość.

A co ty myślałeś Andrew ? Że odbierze z wielkim entuzjazmem i powie ci do słuchawki:

"Hej skarbie kocham cię nad życie i dziś wieczorem chcę abyś się mną zaopiekował" ?

Cóż... Tak było jak jeszcze za nim nie dałem dupy... i to dosłownie. Wybieram numer Josha - mojego zaufanego szofera i prawej ręki..

- Panie McCartner ? - zapytał od razu odbierając po pierwszym sygnale.

- Josh mamy problem... - mruknąłem niepocieszony.

- A jaki konkretnie proszę pana ?

- Szkoda słów potrzebuję odrzutowiec do San Diego...

- San Diego ? Czy coś się stało ? - wyczuł od razu zapewne rozpoznając miasto które wcześniej tak wcześnie odwiedziałem.

- Później ci wytłumaczę Josh.. mógłbyś wysłać do niej bukiet kwiatów.

SŁODKO-KWAŚNY OWOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz