Zgodnie z wczorajszymi wspólnymi ustaleniami zaraz z samego rana a dokładnie o godzinie 7.15 wszyscy byliśmy gotowi do wyjścia na śniadanie wiedząc, że nasz autokar przejedzie równo o godzinie 8.00.
Wiedząc, że to będzie mokry dzień ubrałam na siebie w razie czego strój kąpielowy na niego nałożyłam lekką jedwabna błękitną koszulę i do tego obcisłe dżinsowe spodenki a na nogi kolorystyczne do góry wykonane z błękitnej koronki Tomsy. Włosy natomiast spięłam w niedbałego koka nie zapominając o delikatnym lekkim perfumie i wodoodpornym makijażu.
Na śniadaniu o'dziwo nie byliśmy jedynymi osobami wiele tak zwanych porannych ptaszków już zasiadało przy stołach i jedli swoje śniadania czy chociażby popijali kawę lub herbatę. W piątkę szybko się rozeszliśmy po restauracji każdy z nas idąc do innego działu z różnymi proponowanymi śniadaniowymi potrawami. Nie musiałam nawet patrzeć żeby wiedzieć gdzie powędrowali chłopcy ze swoimi talerzami, po wczorajszym moim pouczeniu stali się zapalonymi fanami tutejszych owoców a szczególnie truskawek bananów i arbuzów.
Na dzisiejsze śniadanie miałam ochotę na omlet warzywny do którego postanowiłam zabrać ze sobą mrożoną herbatę o smaku limonkowym, nie czekając na pozostałych aż wybiorą swoje śniadanie poszłam szukać odpowiedniego miejsca tym razem na zewnątrz kiedy nie było jeszcze tak bardzo upalnie przy tak wczesnej godzinie. Zdążyłam zająć swoje miejsce a już dołączył do mnie Will, który nałożył sobie na talerz dokładnie to samo co ja tyle że podwójną porcję plus nie omieszkał poprosić aby dodali do jego omletu szynki która ja sobie odpuściłam.
- Moja droga Din... - powiedział wesoło i uniósł kubek ze swoją kawą kiedy akurat połykając swój kęs omletu uniosłam na niego głowę widząc, że chce wznieść toast również sięgam po szklankę herbaty aby się nią delikatnie puknąć z kubkiem szatyna. - Za wspaniałe wspólne wakacje - powiedział kiedy powtórzyłam po nim nasz toast i dopiero wtedy upiliśmy pierwszy łyk.
Zaraz po tym do naszego stolika przybiegły nasze trzy zguby które biegły z talerzami wypełnionymi różnymi rzeczami. Zaczynając od owoców kończąc na przeróżnych kruchych ciastkach. Podczas gdy chłopcy jedli i wzajemnie się w siebie zaczynali zabierając sobie z talerzy na przemian różne rzeczy malutka Mija w spokoju jadła swoją owocową kaszkę i popijała ją sokiem jabłkowym. Chłopcy byli podekscytowani kiedy dowiedzieli się dokąd jeździmy a ja cieszyłam się że im tak bardzo podoba się nasz wspólny wyjazd.
Przez moment myślałam, że nie dam rady zapanować nad dwójką małych dzieci ale jak widać jak na razie z pomocą Willa nie jest tak że jak się zapowiadało.
- Dali masz może jakiś aparat ? - zapytał spontanicznie Will kiedy chłopcy słysząc to pytanie od razu przerwali swoje zabawy i postanowili za mnie udzielić szatynowi odpowiedzi.
- Tak ciocia ma wielki aparat ! - powiedział podekscytowany Tom.
- Tak ! I on jest taki wielki z takim wielkim... - Jazz nie potrafił nazwać że chodziło mu o obiektyw i zaczął rączkami pokazywać jak w powietrzu powiększa i zmniejsza obraz czym wywołał u nas cichy śmiech, był tak podekscytowany, że prawie wszedł na stół dlatego musiałam interweniować aby jego brat nie wpadł na podobny pomysł.
- Wszyscy wiemy o co chodzi Jazzy... tak mam lustrzankę i tak z wielkim kręcącym się obiektywem - powiedziałam rozbawiona biorąc go pod pachy i sadzam go na krześle kiedy całej tej sytuacji Will przygląda się z lekkim rozbawieniem opierając brodę na swojej dłoni.
- Cyli ciocia Dala bedzie dzisiai fotolafem ? - zapytała cichutko Mija i spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi hipnotyzującymi oczkami.
- Tak będzie dlatego często się dzisiaj uśmiechaj słoneczko - odpowiedział jej Will i delikatnie dotknął jej noska kiedy ona go szybko zmarszczyła i cichutko się zaśmiała.
CZYTASZ
SŁODKO-KWAŚNY OWOC
RomanceFaktycznie byłeś słodki niczym owoc, którym okazała się dojrzała truskawka, którą tak często mi przynosiłeś. Spójrz tylko na nią... Dopiero co wyeksponowana swoim intensywnym czerwonym kolorem, która sprawiała swoim osobistym urokiem, że żaden prz...