Rozdział 34.

345 21 13
                                    

I właśnie tej nocy Jeff był zmuszony spać na podłodze. Jednak nie pospał za długo bo co chwilę grzmiało i błyskało do tego stopnia że nie dało się zasnąć.

-Vivien, śpisz?- zapytał.

-Tak, wiesz? Śpię z otwartymi oczami, to u mnie normalne.- uznała z pogardą.

-Możesz przestać? Najpierw karzesz mi spać na tej zimnej podłodze, a teraz narzekasz na wszystko co możliwe. Okres masz czy co?

-A chcesz dostać w drugi policzek?!

-No dobra spoko. Nic nie mówiłem.- zaśmiał się.

Vivien zeszła z łóżka i usiadła obok Jeff'a nakrywając się kocem.

-Wiesz która godzina?- zapytała przerywając ciszę.

-Wiem tyle co i ty. Z resztą, zostaniemy tu nawet do popołudnia jeśli ta burza się nie uspokoi.

Vivien ziewnęła i przymknęła oczy.

-Raczej wątpię że uda nam się jeszcze zasnąć...- uznała zaspanym głosem.

-Ja nie zasnę, ale ty zasypiasz na siedząco.- zaśmiał się.

-Apsik!- kichnęła.

-A mówiłem: ,,Zdejmij te mokre ubrania", nie. Ona wie lepiej.- powiedział typowym dziewczęcym, fochniętym głosem.

-To nie jest śmieszne.- pociągnęła nosem i zaczęła kaszleć.

- No chodź tu, moja mała niezdaro.- zaśmiał się rozkładając ramiona- Myślisz że żartuję? Będzie ci cieplej. Cała drżysz.

Niechętnie przysunęła się do czarnowłosego i okryła ich kocem.

-I co? Jestem aż tak straszny?- po tych słowach dziewczyna spojrzała na niego.

-Nie, ale wolę raczej trzymać cię na dystans.- uśmiechnęła się.

-Też bym tak zrobił.- przytulił ją mocniej tak by przytuliła się do niego.

-Weź!- odsunęła się od niego- Jeszcze się zarazisz...

-Aww. Panna obrażalska się o mnie troszczy? Jak uroczo.

-Bądź cicho! I nie nazywaj mnie tak! Nawet nie wiesz jak to wkurza.- odwróciła się do niego tyłem- No dobra, może masz trochę racji...

-Trochę? Spotkałem swoją najlepszą przyjaciółkę po siedmiu latach a ona co? A ona dała mi z liścia! Tego przywitania nigdy nie zapomnę.

Vivien się lekko uśmiechnęła i położyła z powrotem na materacu.

-Sama niedawno powiedziałaś że już raczej nie zaśniemy przez tę burzę.- uznał zaskoczony.

-No właśnie. Że już RACZEJ nie zaśniemy. Ja idę spać. Jestem wykończonaaaa...- powiedziała przeciągając ostatnie słowo.

-Wiesz co? Powoli stajesz się tutaj większym problemem.- powiedział wstając i pochylając się nad białowłosą- Ale specjaliści radzą, że z problemami najlepiej się przespać.

-Nawet o tym nie myśl. Jestem chora i nie zamierzam znosić twojego ciągłego rozkładania się na kanapie do tego stopnia że wyląduję na podłodze.- przewróciła się na drugi bok ale usiadła gdy rozległ się grzmot.

-Pff. Czyli moje plany zrzucenia cię z kanapy poszły na marne.- uśmiechnął się- Ale mogę z tobą poleżeć? Proszęęę. Będę grzeczny a podłoga jest strasznie nie wygodna.- powiedział robiąc oczy zbitego szczeniaka.

-Niech ci będzie...- westchnęła głośno a Jeff niemal od razu zajął miejsce obok dziewczyny.- Ale gdy chociaż raz wyląduje na podłodze, idziesz spać na podwórku.
-Tak jest, szefowo.

Siedzieli chwilę tak w ciszy wpatrując się w kominek aż Vivien położyła swoją głowę na ramię chłopaka.

-Jeff...- zaczęła cicho.

-Tak?- uśmiechną się patrząc jej w oczy.

-Jak to jest...no wiesz... Mieć rodzinę? Jakie to uczucie?- zapytała zmieszana.

-Wiesz... Gdy jesteś mały cały czas powtarzasz im że ich kochasz później dorastasz i nie okazujesz tego tak jak wcześniej a później traktujesz ich jak ludzi których nie znasz sądzisz że nie wiedzą nic o życiu i tylko się z nimi kłócisz ale... Ale gdy się dorośnie zobaczysz się że jednak mieli rację a tak naprawdę to tylko ty sobie coś uroiłeś a w głębi serca nadal kochasz ich tak samo...- uznał mówiąc wszystko powoli i wyraźnie.

-W rezydencji też tak jest? Tak jak opowiadałeś...

- Jasne, że tak. Tylko że wszyscy zatrzymaliśmy się na etapie kłótni.- zaśmiał się patrząc na dziewczynę- Ale całe szczęście nie ma nas tam i możemy cieszyć się ciszą i spokojem.

Vivien również się zaśmiała i bardziej wtuliła się w chłopaka.

-Podobnie jest z tobą i ze mną... Na początku wszystko się układało, później się kłóciliśmy, a raczej to ja się kłóciłam, a teraz rozmawiamy jak normalni ludzie.

-Czy ty właśnie powiedziałaś że twoim zdaniem jestem normalny?- zapytał zaskoczony.

-Nie karz mi psuć tej chwili odpowiedzią.

Obydwoje zaśmiali się i spojrzeli na siebie.

-Burza powili przechodzi. Chyba pójdziemy po południu.- uznała dziewczyna.

-Zależy. Równie dobrze możemy natrafić na palący się las.

-Nie strasz mnie.

-A co? Księżniczka się boi?- uznał z ironią.

-Możesz w końcu przestać mnie tak nazywać?- zapytała nie otwierając oczu.

-Oj! Po prostu przyznaj że ci się podoba gdy cię tak nazywam.- uśmiechnął się i położył Vivien na swoich kolanach.

-Może i tak, może i nie. Co to za różnica?- powiedziała cicho.

-Heh. Dobra, zasypiaj bo ledwie odpowiadasz na pytania.- uznał i położył dziewczynę na materacu sam kładąc się obok niej.- Vivien.

-Tak?

-Idź spać.

-Bardzo śmieszne...

Po tych słowach zaledwie przyłożyli głowy do poduszek i od razu zasnęli.

Silent Scream |Creepypasta| ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz