Rozdział 31.

397 21 6
                                    

   Slenderman wyjaśnił blondynkę wszystkie elementy związane z zostaniemy Proxy. Niby wszystko zapowiadało się dobrze, z opowiadań mężczyzny, ale przeważał ją fakt że zostanie mordercą. Mimo to podjęła się wyzwania. Po kilkunastu minutach wróciła do salonu, do reszty z grobową miną.

-Emm... Vivien. Wszystko ok?- zapytała Jane.

Nastała cisza. A przynajmniej przez chwilę.

-To jak? Kiedy zaczynamy trening?- zapytała z uśmiechem na twarzy.

Wszyscy stanęli jak wróci i chyba do nich nie docierało co właśnie powiedziała.-Emm... Wszystko w porządku?

I nagle otrząsnęli się i zaczęli krzyczeć z radości. W pewnym momencie w salonie zjawił się również Operator.

-Masky, Hoodie, wy zajmijcie się walką w terenie. Jane, pomożesz wybrać jej jakąś broń. A Ty, Jeff, zajmiesz się walką wręcz. To tyle co miałem do powiedzenia.- po tych słowach wrócił do siebie.

-Hej, czy tylko ja mam jakieś dziwne przeczucie że to i tak nie wypali...?- zapytała Nina.

-Daj sobie spokój. Gadanie w niczym ci nie pomoże.- zaśmiała się Clockwork.

[DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ]

   Wszystko szło po myśli Operatora. Jedyne co ich niepokoiło, to to że Liu przez ostatnie dwa miesiące nie dawał żadnego znaku życia. ,,To pewnie oznacza że coś się szykuje", a przynajmniej tak mówili ale coś musiało w tym być skoro wcześniej dostali list z groźbami, a teraz nic się nie działo. WRACAJĄC:

   Vivien jak na razie trening szedł zgodnie z planem. Nawet wybrała sobie odpowiednią broń. Był to zwykły pistolet oraz sztylet. Nic nadzwyczajnego.


-Tim, możemy zrobić krótką przerwę? Padam z nóg.

-A co powiedziałabyś w czasie walki? Że Cię nóżki bolą?- zaśmiał się- Niech Ci będzie.

Blondynka usiadła pod drzewem i zamknęła oczy. Robiła tak gdy chciała się chwilę odprężyć. W pewnym momencie usłyszała coś w krzakach.

-Co to było?- zapytała jakby sama siebie i wstała ze sztyletem w dłoni.

-Co ty...?- zapytał chłopak widząc jej reakcję.- Oszalałaś?!

Vivien podążył za ogłoszeń a jej oczom ukazał się... karton. Tak, karton. Podeszła do niego a jej oczom ukazał się szczeniaczek. Wzięła pieska na ręce a ten zamerdał wesoło ogonkiem.

-Tim, chodź.- zawołała towarzysza a ten przyszedł niemal od razu.

-Pies? W sumie... można się było tego spodziewać. To jak? Potrzebujemy dalej?

-Zaraz, a co zrobimy z nim?- zapytała patrząc na psa.

-Ty mi nie podarujesz jeśli go tu tak zostawimy, prawda?- podarował się po karku.-Niech Ci będzie, ale Ty bierzesz za niego odpowiedzialność.

-Zgoda.- uśmiechnęła się.

Jakiś czas później wracali do rezydencji wraz ze szczeniakiem. Weszli do środka i od razu przywitała ich Sally.

-Jej! W końcu jesteście. Hmm? Co to za pudło?

Nagle pies wyjrzał zza pudełka a dziewczynka uśmiechnęła się.

-Gdzie go znaleźliście? Jest taki uroczy!

-Znaleźliśmy go w lesie. Przez przypadek.

-O! Już jesteście. To dobrze. Musimy  pogadać, Viv.- uznała Zero i zachwyciła dziewczynę za nadgarstek.

Zaprowadziła ją do swojego pokoju, gdzie, o dziwo, siedziały wszystkie dziewczyny z rezydencji.

-Co tu się odwala?- zapytała zaskoczona.

-Słuchaj. Nie zrozum mnie źle, ale ty masz być mordercą, a mordercą tak nie wygląda.-zmierzyła ją wzrokiem- Najwyższy czas na zmiany.

-No dalej, przecież nie zrobimy Ci krzywdy.- zaśmiał się Jane.

-Róbcie co chcecie.- zaśmiała się a Jane posadziła ją na fotel.

-Nie zobaczysz lustra aż nie skończymy.- uznała Clockwork.

Dziewczyny zaśmiały się i wzięły się do roboty. Pofarbowały jej długie za pas, blond loki na biało i podcięły jeszcze grzywnę by nie spadała jej na oczy. Następnie zrobiły dziewczynie makijaż. Składał się on z grubych kresek zrobionych eyelinerem, ciemnych cieni do powiek oraz czerwonej matowej szminki. Po tym nadeszła pora na strój. Postanowiły na czarną bluzę z kapturem i pentagramami, czarne jeansy z dziurami w miejscu kolan oraz glany. Czarny strój dziewczyny oraz jasna karnacja sprawiały że jej białe, długie włosy.

-No, no. Nie mogę doczekać się reakcji chłopaków.- zaśmiała się Jane.

-A ja swojej [reakcji]. Pokażecie mi w końcu lustro?- zapytała uśmiechnięta.

Jane podała jej lustro a Vivien zaniemówiła.

-T...To nie ja... -powiedziała sama do siebie na co reszta się zaśmiała.

-Aż tak źle?- zapytała Zero.

-A może po prostu chce się komuś podobać? No dalej, Viv. Jesteś wśród swoich.- uznała Judge Angels.

Białowłosa spuściła głowę w dół by ukryć rumieńce. Sally podeszła do niej i przytuliła.

-Jesteś śliczna.- uznała z uśmiechem przytulając ją.

-D...Dziękuję... Wam wszystkim. Nie chodziło mi oto, że mi się nie podoba. Po prosu byłam w szoku.- uśmiechnęła się.

-Ej. To nie koniec.

-Co?!

-Spoko, nie bój się.- uznała Jane podając jej pudełeczko.

-Soczewki? Po co?- zapytała zdziwiona.

-Dają lepszy efekt.- uśmiechnęła się.- No nawet nie sprawdzisz jaki kolor?

Vivien otworzyła pudełko. Jedna soczewka była koloru błękitu, a druga intensywnie zielona.

-Kto wybierał kolory?

-Uwierz mi, kłóciłyśmy się oto strasznie długo aż w końcu poszłyśmy na kompromis. A poza tym, to będzie wyglądało uroczo.

-Uroczo? Miałam wyglądać na mordercę, a nie na jakąś landrynę.

-Oj, jeden element ci nie zaszkodzi.- uznała Clockwork.

-Ma rację. To zakładaj te soczewki i schodzimy na dół.- uśmiechnęła się Judge Angels.

Silent Scream |Creepypasta| ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz