Siedziałam na przednim siedzeniu vana,zaraz obok kierującego Montiego,zastanawiając się dlaczego to życie jest tak niesprawiedliwe.
Jeśli nie zdążymy na czas,Bellamy może zginąć,a ja nie wiem czy sobie z tym poradzę. Nie mam ochoty myśleć o tym,że może go zabraknąć.
Jechaliśmy bardzo szybko,obmyślając plan awaryjny ucieczki,jeśli coś poszłoby nie tak. Mieliśmy nadzieje,że szybko uda nam się zdobyć roślinę i wrócić do obozu.
Jednak obóz Praimfayczyków był oddalony 5 godzin od naszego. Z dobrym czasem powinniśmy być z powrotem o trzeciej w nocy. Mam nadzieje,że nic nam nie przeszkodzi w działaniu. Zabije każdego kto stanie nam na drodze i będzie chciał nam zaszkodzić. Jeśli chodzi o moich przyjaciół,jestem bezlitosna. Nie pozwolę na stratę kogoś tak ważnego nie tylko dla mnie,ale też dla wszystkich Skikru.
Na szczęście wybraliśmy dość spokojną drogę,gdzie nie było żadnego ziemianina. Przynajmniej tak nam się wydawało,tutejsi ludzie mogą obserwować nas już długi czas.
Gdy po kilku godzinach byliśmy już w pobliży obozu wroga, zauważyliśmy pierwsze osoby. Dwoje Ziemian chodziło po lesie z kuszami, prawdopodobnie polując na zwierzęta.
Posłałam Montiemu znaczący sygnał,żeby ominął ich przez okrężna drogę. Nie mieliśmy wyboru,nie chcieliśmy zostać zauważeni.
Zatrzymaliśmy samochód nieopodal osady Ziemian. Ja,John oraz Emori wyszliśmy z samochodu,pozostawiając naszego kierowcę,który będzie na nas czekał.
Szliśmy cicho,w gotowości do nagłego użycia broni.
Podeszliśmy jak najbliżej było to możliwe do miejsca w którym podobno rosnęły potrzebne nam zioła.
-Dobra,czy ktoś wie jak ta wiklina wygląda?-zapytał ironicznie Murphy, rozglądając się po polu pełnym ziół.
Roślin było tu wiele i bałam się,że zerwiemy coś innego,albo,że nie znajdziemy tego,co potrzebujemy.
-Abby mówiła,że listki tej rośliny będą czerwone,a łodyga żółtozielona-powiedziała Emori.
Nagle zauważyliśmy trzech Ziemian podążających w tą stronę,wiec szybko skryliśmy się za drzewami,obserwując ich.
-Dobra,Penelope powiedziała,że mamy zebrać zioła,potrzebne nam do odtrutki-powiedział rozglądając się po krzaczkach.
Wymieniliśmy z Emori i Johnem znaczące spojrzenia słysząc o czym rozmawiają.
-Ostatnie listki wikliny,nie wiadomo na ile wystarczy-powiedział drugi z Ziemian po czym zaczął zrywać roślinę.
Przygryzłam policzki nie wiedząc co robić.
-I co teraz?-zapytała Emori,a ja na nią spojrzałam.
-Nie ma czasu,John,wyceluj strzałą w jednego z nich,Ja z Emori zajmiemy się dwoma pozostałymi-powiedziałam,a oni mi przytaknęli.
Murphy wyciągnął zza siebie strzałę i naciągnął ją na łuk. Po tym wycelował w mężczyznę i trafił go nią w głowę,przyszywając ją na wylot.
Ziemianin padł martwy na ziemie.
Zanim dwóch pozostałych zdażyło jakkolwiek zareagować,wyskoczyłyśmy we dwie z mieczami, rzucając się na nich. Jeden z nich padł szybko,drugi był mocniejszy i zwinniejszy. Prawie nam uciekł,jednak John uratował sytuacje i postrzelił go w kostkę,sprawiając,że upadł. Emori szybko do niego podbiegła i przeszyła go mieczem.Ja w międzyczasie przeszukałam wzrokiem rosnące zioła i widząc to,które nam potrzebne,szybko go zerwałam. Wycofaliśmy się zwinnie,spuszczając jeszcze ciała Ziemian w przepaść,która była kilka metrów od naszego samochodu.
CZYTASZ
Caged heart / Bellamy Blake
Fanfiction-Dupek-powiedziałam pod nosem,kiedy Bellamy bezwstydnie mi się przypatrywał. -Księżniczka chyba ma niewyparzony język- odezwał się unosząc jedną brew ku górze. -Księżniczka chyba ma ochotę Ci przywalić. -Wiemy to nie od dziś Bellamy Blake fanfiction...