*Bellamy*
Siedziałem właśnie z Octavią kiedy Layla wyszła ze swojego namiotu. Było teraz coś dopiero około siódmej rano i nie spodziewałem się, że kiedykolwiek zobaczę ją tak wczesnie na nogach.
Tym bardziej że wyglądała olśniewająco. Żadnych podkrążonych oczu ani potarganych włosów, zero oznak niewyspania. Jej opalona skóra współgrała z jej blond włosami, a jej błękitne oczy rozglądały się po obozie, zatrzymując się już po chwili na mnie.
Nigdy tak właściwie nie powiedzieliśmy sobie jasno co jest miedzy nami, ale niewątpliwie było to coś poważnego. Patrząc w jej oczy, za każdym razem czułem, że mogę patrzeć na nie bez przerwy.
Dziewczyna uśmiechnęła się w pewnym momencie i podeszła do nas, siadając, niestety, obok Octavii.
-Jak tam? Wyspaliście się?-zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha.
Szczerze to nie wiem kiedy ostatni raz widziałem ją taką radosną.
-Nie narzekam, ale z tego co widzę to Ty na pewno się wyspałaś-odezwała się moja siostra.
-Jak nigdy!-aż podskoczyła-Miałam piękny sen..
Layla oparła swoją głowę na ramieniu Octavii widocznie odpływając gdzieś myślami, i przez moment zazdrościłem, że nie jestem to ja.
-O czym on był?-zadałem pytanie spoglądając na nią.
*Layla*
Bellamy spojrzał na mnie zadając pytanie i lekko się uśmiechając. Odwzajemnilam ten gest przypominając sobie mój sen, który był tak bardzo realistyczny.
Śnił mi się dom. Ale nie była to arka, tylko taki prawdziwy dom. Budynek z czerwonych cegieł z pięknym balkonem i tarasem. W sumie to było tam mnóstwo domów, śniło mi się miasto pełne ludzi. Miasto w którym nie było wojen, nie istniało coś takiego jak nuklearność. Była to po prostu normalność, w której powinnismy żyć.
Westchnęłam spoglądając w górę na dość mocno zachmurzone niebo.
-O lepszym życiu-wyszeptałam jakby sama do siebie.
Po tych słowach do naszych uszu niespodziewanie doszedł głośny krzyk.
Zerwaliśmy się na równe nogi rozglądając się dookoła. W pewnym momencie zobaczyłam, że jeden z namiotów stoi w płomieniach.Przestraszyłam się, kiedy zorientowałam się, że był to namiot Clarke, jednak zobaczywszy ją kilka metrów od niego ulżyło mi.
Pobiegłam razem z O i Bellamym w miejsce zdarzenia.
-Co się stało?-usłyszałam głos Bellamiego, który odruchowo chwycił się za głowę.
-Ja nie wiem.. to nie ja-mówiła zszokowana.
Nagle zobaczyłam jak pojedyncze, ogniste strzały wpadają do naszego obozu jedna po drugiej, paląc nam nasze zapasy.
Nie trzeba było długo myśleć co się dzieje. Niestety był to atak, mogłam się założyć, że stoją za tym Praimfajczycy.
-Uważajcie!-krzyknęłam lecz nie wiedziałam co robić.
Szybko przebudzilismy wszystkie osoby w obozie. Wszyscy wyglądali na przerażonych i nic w tym dziwnego.
Spojrzałam znacząco na Octavię, kiedy nasze ogrodzenie zaczęło płonąć. Nie było sensu się bronić, to wyglądało po prostu na próbę zniszczenia nam obozu, która zdecydowanie się im udawała.Bellamy, Murphy, Kane, Finn, Monty i Jaha wzięli jednak broń do swych rąk i pobiegli uważnie w stronę z której dochodziły pociski. Kiedy poleciały pierwsze strzały wykonane przez naszych, tamci wydawali się wycofywać. Nie mogliśmy zobaczyć ich twarzy, byli ubrani na czarno i mieli maski, jedynie z wycięciem na oczy i nos. Byliśmy kompletnie zbici z tropu.
CZYTASZ
Caged heart / Bellamy Blake
Fanfiction-Dupek-powiedziałam pod nosem,kiedy Bellamy bezwstydnie mi się przypatrywał. -Księżniczka chyba ma niewyparzony język- odezwał się unosząc jedną brew ku górze. -Księżniczka chyba ma ochotę Ci przywalić. -Wiemy to nie od dziś Bellamy Blake fanfiction...