35. „Kochaj się ze mną"

1.7K 89 7
                                    

Szliśmy już dobre pare godzin z przerwami,wszyscy byliśmy wręcz wykończeni. Nie tylko fizycznie ale i psychicznie, mieliśmy dość uciekania i poczucia strachu. Chcieliśmy w końcu być bezpieczni, uciec od tego syfu jak najdalej się da.

Szłam właśnie razem z Murphym i Montym, ciągle byliśmy w gotowości, trzymając dłonie przy broni, w razie niepowodzenia.  

-Zastanawiam się czy Jasperowi jest teraz lepiej-odezwał się skośnooki po długiej przerwie, tak jakby ciągle się nad tym głowiąc.

Momentalnie przeszyło mnie uczucie smutku, mimo, że nie znałam chłopaka.
Wiem, że był jego najlepszym przyjacielem i chyba umiem sobie choć trochę wyobrazić jego ból, patrząc na to, co przeżyłam z Fioną. 

-Emori pewnie przewraca się w grobie chcąc nakopać do tyłka tym Praimfayczykom-powiedział niby ze śmiechem John, ale dobrze widziałam jak przygryza policzki od środka żeby się nie rozkleić.

Westchnęłam i poklepałam ich obu po plecach.

-Jestem pewna, że obydwoje gdzieś tam patrzą na nas z góry siedząc na wygodnych fotelach i zajadać popcorn-odparłam nie chcąc żeby atmosfera była jeszcze smutniejsza.

Chłopacy uśmiechnęli się minimalnie pod nosem i później znów pogrążyliśmy się z milczeniu skupiając na drodze.

Z Bellamym nie rozmawiałam odkąd  okazał swój akt zazdrości, czy czymkolwiek to było. Oczywiście zdążyłam zauważyć wcześniej, że nie jest mu na rękę to, jak spędzam czas z Finnem. Ale Finn jest moim kumplem, Clark to wie i to rozumie, dlaczego Blake widzi w nim wroga? Przecież ja myśle tylko o nim.

Z przemyśleń przerwały mi liczne głosy osób, które okazały swoje zdziwienie, kiedy nagle przystanelismy.

Wzrokiem w tłumie wyłapałam Octavię i szybko do niej podeszłam, ale to co zobaczyłam z niewielkiej górki, sprawiło, że zabrakło mi głosu.

Domy.

Wyglądały na nienaruszone przez fale śmierci ,chociaż okolica nie wyglądała na zamieszkaną. Zdałam sobie sprawę, że już od pewnego czasu, gdy szliśmy, z kroku na krok wokół nas rosło wiele więcej kwiatów, ptaki ćwierkały i było tak cicho, spokojnie. Tak jakby praimfaya w ogóle nie dosięgnęła tego miejsca.

Razem z O,wymieniłyśmy się spojrzeniami pełnymi nadziei. W tym samym momencie zaczęłyśmy jako pierwsze schodzić w dół pagórka, patrząc na kilkanaście położonych obok siebie domków.

Miejsce to wyglądało jak jakieś osiedle, w którym kiedyś mieszali ludzie, zanim to wszystko się zaczęło. Ale to chyba nie była prawda.

Gdy całą grupą dotarliśmy pod niewielka bramę, która była chyba wejściem do tego „miasteczka", zobaczyłam na niej wykuty napis.

Dla tych,którzy wrócą z martwych.

Zastanawiałam się kto mógł tu mieszkać a wtedy zdałam sobie sprawę, że kojarzę to miejsce. Co prawda teraz było bardziej zarośnięte roślinami i trochę zaniedbane, bo po rozejrzeniu się, zdaliśmy sobie sprawę,że nikogo tu nie ma, ale to było to. To tutaj spędziłam dzieciństwo.

Kiedy byłam mała, rodzice zawsze mówili mi, że to miejsce jest wyjątkowe,oddalone od zła, opowiadali mi bajki, ale chyba była w tym odrobina prawy. Dopiero później,kiedy radioaktywność stała się silniejsza, musieliśmy stad uciekać.

Teraz patrzę na to miejsce i widzę nasz ratunek.

Octavia chwyciła mnie za rękę i spojrzała pytającym wzrokiem a ja od razu opowiedziałam jej o czym myśle.

Caged heart / Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz