Rozdział 26

257 12 8
                                    

Obudziłem się we swoim pokoju. Powoli podniosłem się do siadu. Wstałem z łóżka i mozolnym krokiem poszedłem w kierunku drzwi. Nacisnąłem klamkę leciutko, tak jakby miała za chwile odpaść, a ja już nigdy nie mógłbym się uwolnić ze swojego pokoju. Tak właśnie się wtedy czułem. Uwięziony we własnym ciele, zmęczony tymi wszystkimi rzeczami, które mnie spotkały. Wyszedłem z pokoju i udałem się w kierunku schodów. Powoli schodek po schodku schodziłem po schodach, uważając aby nie spaść.
-Jeongguk, co ty robisz?!- usłyszałem krzyk mojej mamy.- Jeszcze ci się stanie krzywda. Zemdlałeś. Nasz lekarz powiedział, że to najprawdopodobniej na tle nerwowym. Chociaż badania mogą wykazać jakiś inny powód. Boże, mam nadzieję, że to nie żadna choroba- powiedziała cała zdenerwowana.- Powiedz mi, czy wydarzyło się u ciebie coś ostatnio?
Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Jak opowiem jej historię z Jiminem to napewno nigdy nie pozwoli mi się z nim spotykać, a ja tak bardzo tego chcę.
-Nie wiem co mi się stało.
-Jeon, jakiś powód tego omdlenia był. Dopóki mi się nie przyznasz to nie wyjdziesz z domu.
-Pewnie po prostu z powodu przemęczenia. Ostatnio zacząłem się dużo uczyć i mniej śpię.
-Aha, i dlatego cię nie ma w domu całymi dniami, bo przesiadujesz w bibliotece. Jeongguk, przestań mnie okłamywać. Dobrze wiem, że mnie okłamujesz. Tylko dlaczego to robisz? Masz jakieś problemy? Ja naprawdę się staram być prawdziwą matką. Taką, która rozmawia ze swoimi dziećmi, o ich osiągnięciach, problemach, o ich życiu. Taką, która zawsze pomoże w potrzebie swojego dziecka. Taką, w której będziesz widział oparcie. Chciałabym być taką matką, ale takim zachowanie mi na to nie pozwalasz.
Nie wiedziałem jak mam odpowiedzieć na jej wyznanie. Po prostu stałem przed nią i wlepiałem wzrok w moje buty, przy okazji bawiąc się palcami. Odczuwałem dziwnie uczucie w sercu. Było mi wtedy...wstyd?
-Nic nie powiesz? Synku, zrozum, że ja chce do ciebie dotrzeć, ale ty mi na to nie pozwalasz. Budujesz wokół siebie mur przez, który najbliższe ci osoby nie mogą się przebić. Nie pozwalasz nikomu dotrzeć do twojej tajemnicy, a napewno jakąś masz i bardzo uważnie jej strzeżesz. Ja się o ciebie martwię- staliśmy tak jeszcze przez jakiś czas. Nadal na nią nie patrzyłem. Po chwili usłyszałem kroki. Podniosłem głowę i nie ujrzałem przed sobą już nikogo. Mama odeszła w tylko sobie znanym kierunku, a ja pozostałem sam. Ni cóż, w końcu sam tego chciałem, gdy nie odpowiadałem na jej pytania. Było mi głupio. Miałem poczucie jakbym kogoś zawiódł. Może ją zawiodłem tym, że jej nie ufam. Nikomu nie ufam. Nie jestem w stanie nikomu o tym powiedzieć, dlatego trzymam to wszystko w sobie. Tylko czekać, aż kiedyś te wszystkie uczucia zbyt mnie przytłoczą i wybuchnę wraz z nimi idąc na dno.

Poszedłem do swojego pokoju. Aktualizacja komputera już dawno się skończyła, a urządzenie było w stanie czuwania, ale nie miałem teraz siły z niego korzystać. Dobrze byłoby mieć osobę, której mogę się wygadać. Przy której mogę dać upust moim uczuciom i emocjom. Wtedy na myśl przyszedł mi pomysł o pisaniu pamiętnika. Może jest to lekko babskie, ale co mi innego pozostało. Znalazłem jakiś zeszyt i zacząłem pisać. A przynajmniej chciałem zacząć, bo w monecie przycisnięcia długopisu do kartki mój telefon wydał z siebie dźwięk powiadomienia. Sprawdziłem komórkę. Okazało się, że wiadomość była od Kaia. Pytał się o spotkanie w podobno bardzo ważnej sprawie.

-Mamo, mogę się spotkać ze znajomym?- nigdy się nie pytałem o pozwolenie na nic, ale wolałem jej już nie martwić.
-Rób co chcesz- odpowiedziała smętnym głosem. Nie wiedziałem co mam zrobić. Przyszło mi na myśl nawet, aby ją przytulić i przeprosić, ale to by było zbyt niezręczne w tej sytuacji.

Wyszedłem z domu, uprzednio zawijając się granatowym szałem. Pogoda nie była zbyt dobra. Wiatr wiał dość mocno, a chmury zapowiadały deszcz. Nie myliłem się i zaraz porządnie się rozpadało. Zabiję tego Kaia.

Dotarłem w końcu na miejsce spotkania, którym okazała się mała kawiarnia. Nigdy w niej nie byłem. Wnętrze było przyjemnie urządzone. Usiadłem przy stoliku zajmowanym przez blondyna.
-Hej, co to za super ważna sprawa?
-Musisz mi pomóc dostać się do drużyny piłkarskiej.
-I tylko dlatego wyciągnąłeś mnie z ciepłego domku na taki deszcz?- jak go tam zaraz rozszarpię.
-Nooooo, jest jeszcze jedna sprawa- powiedział i uśmiechnął się niezręcznie.
-O co chodzi?- on na bank coś knuje.
-Booo chodzi o tooo, że...
-Że?
-Nie możemy dopuścić, aby Kyungsoo udało się dostać to tej drużyny. Muszę go wkurzyć.
-Czy ty chcesz, abym kogoś namówił do przejęcia cię do drużyny, gdy nawet nie znam twoich umiejętności piłkarskich. I pragniesz też, żebym namówił kogoś, żeby absolutnie nie przyjmować do drużyny twojego wroga, gdy również nie znam jego umiejętności piłkarskich?
-Nooo tak.
-Kai...ja nie jestem kapitanem drużyny i nie mogę decydować o takich rzeczach. Zresztą nawet jakbym był, to nie przyjął bym cię, gdybym uznał, że grasz źle. Muszę sprawdzić twoje umiejętności.
-Nie ma spra-Jeon, on tu jest.
-Ale kto?- zapytałem zdezorientowany. Chłopak wskazał palcem na postać za mną. Odwróciłem się i ujrzałem Kyungsoo. No to teraz się zacznie...
 

Nowy || JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz