Rozdział 5

456 32 4
                                    

-Witam chłopcze. To ty do mnie dzwoniłeś?-zapytał jak się domyślam pan Park.
-Tak, zaprowadzę pana do Jimina-odpowiedziałem bez zbędnych ceregieli i ruszyłem w stronę gabinetu pielęgniarskiego.
-Przyjaźnicie się?-zapytał gdy wchodziliśmy do szkoły.
-Chodzimy razem do klasy-odparłem szybko. Nie miałem ochoty rozmawiać z tym typkiem. Po za tym akurat wtedy nie za bardzo obchodziło mnie co do mnie mówił. Bardziej się martwiłem skłonnościami do samookaleczenia się rudego. A może on wcale nie ciał się sam? Może ktoś mu to zrobił? Tylko kto i dlaczego? Nie wiem co mam o tym wszystkim sądzić. Było mi go po prostu zwyczajnie szkoda.
-Odpowiesz na moje pytanie?
Odwróciłem się w stronę starucha i dostrzegłem wyczekujący wyraz jego twarzy.
-Przepraszam, może pan powtórzyć, bo trochę się zamyśliłem i nie słyszałem o co pan pytał?
-Czy dobrze się uczysz?
Trochę dziwne, co ja gadam bardzo dziwne pytanie. Po co mu to wiedzieć?
-Tak, staram się dostawać dobre oceny i nie mam jako takich problemów z nauką.- odpowiedziałem na jednym wydechu mając nadzieje, że zakończę tą odpowiedzią jakikolwiek temat z tym gościem.
-To dobrze, bo chciałem się dowiedzieć czy nie mógł byś trochę poduczyć Jimina, głównie z matematyki i chemii, ponieważ z tym sobie nie radzi najbardziej? Oczywiście za odpowiednią opłatą.
Z jednej strony nie chciałem utrzymywać
jakiegokolwiek kontaktu z tym człowiekiem, ale jak zbliżę się do Parka to może dowiem się kto robi mu krzywdę i jakoś mu pomogę.
-Zgadzam się-odparłem trochę niepewnie.
-Świetnie, w takim razie mógłbyś spotykać się z Jiminem w jakikolwiek dzień tygodnia w zależność jaki ci najbardziej odpowiada oprócz piątków, sobót i niedziel.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale właśnie znaleźliśmy się u celu naszej wędrówki.

Pan Park zapukał kulturalnie w drzwi, które po chwili lekko się uchyliły. Stała w nich inna pielęgniarka. Nigdy w życiu jej tu nie wiedziałem. Tamta pewnie miała przerwę, ponieważ już dawno jest po dzwonku na drugą lekcję. Mam nadzieję, że babka z angielskiego usprawiedliwi mnie jakoś. Przecież zdrowie, a może nawet życie mojego kolegi z klasy jest ważniejsze niż jakieś tam present simple.

-Proszę wejść-powiedziała uprzejmie młoda kobieta uchylając bardziej drzwi. Tym razem nie zostałem wywalony na korytarz tylko wszedłem do środka za ojcem Jimina.-Musi mi pan pokazać swój dowód osobisty.
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni portfel pewnie w celu poszukiwania owego dowodu. Ja w tym czasie obserwowałem zabandażowane ciało rudego chłopaka. Miał zamknięte oczy. Spał?
-Dobrze, panie Min. Pański syn ma ciężkie obrażenia w okolicach brzucha i klatki piersiowej. To mi wyglada na pobicie. Dodatkowe złamane są trzy żebra. Chłopak przez conajmniej miesiąc nie będzie chodził do szkoły.
-Rozumiem. W takim razie powinnienem go zabrać do domu teraz czy będzie pani jeszcze coś robić?
-Można go odwieźć, ale trzeba się z nim bardzo stróżów obchodzić.
Oczywiście nie stałem jak słup soli tylko od razu podeszłem do chłopaka chcąc go obudzić.
-On jest pod narkozą. Powinien się wybudzić za jakieś dwie godziny. Trzeba go wziąć na ręce. Spojrzałem z politowaniem na ojca rudego. Nie wyglądał on raczej na Bruca Lee. Bez problemu stwierdziłem, że pan Lee nie da rad...zaraz, Lee? Przecież Jimin na nazwisko Park! To się zaczyna robić coraz bardziej podejrzane. Wziąłem chłopaka na ręce i przetransportowałem go do samochodu, który szybko odjechał z piskiem opon. Chciałem wrócić na lekcje, ale okazało się, że te skończyły się kwadrans temu. No cóż, przepiszę od Tae. A nie zaraz, przecież jego nie ma w szkole. Spróbowałem do niego zadzwonić, ale znów nie odbierał. Postanowiłem, że pójdę do niego od razu. Najwyżej ominie mnie obiad co nie było taką złą rzeczą.

Udało mi się dość szybko i sprawnie dostać pod dom przyjaciela. Zadzwoniłem dzwonkiem jednak odpowiedziała mi głucha cisza. Ponowiłem czynność, ale dalej nikt otwierał mi drzwi. Oglądnąłem się za siebie w celu sprawdzenia czy na podjeździe jak zwykle stoi samochód. Jednak samochodu brak co oznacza, że gdzieś wyjechali. Tylko czemu Tae nic mi o tym nie mówił. Przecież dobrze wiedział, że nie jak nie daje mi znaku życia przez dłuższy czas to się bardzo denerwuje.

Wróciłem zdenerwowany do domu gdzie czekał na mnie ojciec. Zdziwiło mnie to, ponieważ rzadko go widuję. Tak to jest jak człowiek cały czas pracuje i nie ma czasu dla swojej rodziny.
-Siadaj Jeongguk, musimy porozmawiać- po jego tonie głosu byłem w stanie stwierdzić, że nie będzie to jakaś zwykła rozmowa ojca z synem, której notabene nigdy nie miałem. Wiedziałem jednak jak wygląda tak przeprowadzona rozmowa, ponieważ często słyszałem jak Tae rozmawia ze swoim tatą. Oni mają naprawdę dobry kontakt.
-Muszę wyjechać za miesiąc na pół roku. Pomożesz mamie zajmować się w tym czasie firmą.
Takie sytuacje zdarzały się dość często, ale zazwyczaj ojca nie było około miesiąca lub nawet krócej. Pół roku to jednak długo. Chociaż ja na pewno nie będę za nim tęsknić. Mama pewnie też. Nigdy się nie kochali. Pobrali się tylko po to, aby złączyć się sobą firmy ich ojców, których z resztą też nigdy nie widziałem. Po odbyciu tej "rozmowy", która tak naprawdę polegała na wydaniu kilku poleceń przez mojego ojca udałem się do swojego pokoju i postanowiłem się trochę pouczyć. Tak naprawdę to odrobinkę nakłamałem panu Lee. Mam same dobre oceny...z przedmiotów humanistycznych ze ścisłymi idzie już gorzej. Nawet nie spostrzegłem kiedy zasnąłem przy książkach.

Nowy || JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz