Rozdział 55

190 9 10
                                    

Zszedłem na dół, kierując się za głosami innych. Po drodze przejrzałem się jeszcze w lustrze, aby zobaczyć, czy na mojej twarzy nie widnieją już oznaki płaczu. Zawitałem do salonu i bez żadnego słowa usiadłem na kanapie naprzeciw Jimina, który mam wrażenie, że wspierał mnie wzrokiem i uśmiechał się do mnie pocieszająco.

Okazało się, że ciocia rozmawiała z moim lekarzem na temat tych dziwnych snów. Szkoda, że to o nie takie sny w tym przypadku chodziło.

Na pewnej stronie dowiedziałem się, że te sny początkowo są dziwne i przeradzają się w coraz straszniejsze. Je jeszcze nie doznałem niczego takiego...zaraz, a te sny z budynkiem?

To niby nie jest nic strasznego, ale jest dziwne, wręcz bardzo dziwne. Lekko się spiąłem na tę myśl, co zostało zauważone przez czarnowłosego, siedzącego naprzeciw mnie.

Natychmiast spróbowałem się rozluźnić, aby nie martwił się tak bardzo, ale chyba wyglądało to jeszcze gorzej, bo jego twarz wyrażała jeszcze większe uczucie zmartwienia niż dotychczas.

Wstałem z kanapy i skierowałem się do kuchni, pod pretekstem napicia się wody. Oczywiście usłyszałem za sobą kroki, co mnie kompletnie nie zdziwiło.

- Co się dzieje? - Jimin położył swoją rękę na mój prawy bark, a wolnym ramieniem objął mnie i przyciągnął do siebie.

- Boje się. Przypomniało mi się, że faktycznie ostatnimi czasy miewałem jakieś dziwne sny, ale kompletnie je olałem.

- Przestań - rzekł twardszym głosem niż zazwyczaj. - Wszystko będzie dobrze, tylko przestań panikować. Spakowany? - zmienił szybko temat, za co mu w myślach serdecznie podziękowałem.

- Tak, zostawiłem tylko szczoteczkę do zębów i pastę. Zapakuje je rano - powiedziałem i wcisnąłem swoją głowę w zagłębieniu jego szyi, gdzie łkałem sobie cichutko przez jakąś chwile.

Jimin ma racje. Będzie dobrze, musi być...

***

Usłyszałem znajomy dźwięk dzwoneczków, przez który automatycznie znalazłem się w pozycji siadu prostego. Wyłączyłem budzik w telefonie, który z polecenia mojej cioci nastawiony był na godzinę trzecią trzydzieści. Przestałem sklejone jeszcze powieki i wstałem ubierając rzeczy, które przygotowałem sobie wczoraj.

Ospale wyszedłem z pokoju, obracając się w jego stronę ostatni raz, chcąc zapamiętać jak najwiecej wspomnień, które się ty kiedyś wydarzyły. Mieszkałem tu bardzo krótko, ale to właśnie tu poczułem co to znaczy mieć prawdziwy dom. Taki bezpieczny, wypełniony po brzegi miłością i opieką. Zupełne przeciwieństwo mojego starego domu, do którego już nigdy nie wrócę. Do tego zresztą też, bo dowiedziałem się, że ciocia w planach ma jego sprzedaż.

- Dzień dobry - powiedziałem do wszystkich osób znajdujących się przy stole w jadalni i sam zająłem miejsce obok Minhae, który pomimo wczesnej pory przywitał mnie z ogromnym uśmiechem na ustach. Odpowiedziałem mu tym samym, musząc jednak wymusić ten uśmiech. Wczesne wstanie mi po prostu nie służy.

Bez słowa zacząłem jeść, podobnie jak każdy inny w pomieszczeniu. I każdy robiłby to w ciszy, gdyby nie rozbrzmiewający dzwonek do drzwi. Ciocia wstała od stołu i przywołała mnie ręka, więc lekko zdziwiony poszedłem za nią.
Kobieta otworzyła drzwi, za którymi stał Hoseok.

- Cześć - rzekł do nas, chyba nie do końca wiedząc co ma powiedzieć w tej sytuacji.

- Cześć - odpowiedziałem tym samym, nawet nie siląc się na jakiś miły ton.

- Chciałem się z wami pożegnać i - przerwał na chwile, a ja lekko się zestresowałam. - I chciałem ci powiedzieć, że cieszę się z tego, że jesteśmy braćmi - rzekł przyjaźnie, a wszystkie moje nerwy już się uspokoiły. Chłopak przylgnął do mnie całym swoim ciałem i poklepał po plecach, jakbyśmy żyli ze sobą jako bracia od zawsze.

Pożegnał się jeszcze z ciocią, mówiąc, że kiedyś nas odwiedzi, a później wyszedł. Wróciliśmy więc dokończyć śniadanie, tyle że na mojej twarzy widniał już duży uśmiech. Ta informacja o akceptacji Hoseoka mnie naprawdę ucieszyła.

Po śniadaniu poszedłem jeszcze umyć zęby, podobnie jak reszta domowników i ruszyliśmy do limuzyny, kierując się na lotnisko.

.............................................................................

Misiaki🐻
Jest kilka spraw:
- nie wiem kiedy i czy w ogóle mam tu wstawiać smuta 🤔
- możliwe, że was dzisiaj popieszczę was rozdziałami 😃
- chciałabym, abyście napisali co wam w tym opowiadaniu nie pasuje. Nie wiem czy to kwestia tego, że jako autorka jestem przewrażliwiona, ale wkurza mnie w nim bardzo dużo rzeczy
- no i chciałabym jeszcze podziękować wszystkim udzielającym się jakoś osobą, które gwiazdkują i komentują to ff. Cieszy mnie bardzo każde powiadomienie o tym, że ktoś zagłosował na rozdział, albo go skomentował.
A niektóre komentarze naprawdę potrafią doprowadzić do łez i to nie tylko tych ze śmiechu. Jak dostaje komentarz, w którym jakaś osoba pisze mi, że kocha to ff, albo, że to opowiadanie jest najlepszym jakie kiedyś czytała, to później chodzę po domu i ryczę ze szczęścia, wszyscy się na mnie patrzą jak na wariatkę. (Wiem, dziwna jestem, ale takie rzeczy naprawdę mogą doprowadzić mnie do płaczu) 😭

Wow, ale to było poetyckie i wzruszające.

A tak w temacie poezji, właśnie przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Po moich podziękowaniach wszyscy już wiemy, że mam talent do pisania (wyczujcie ten sarkazm) więc na koniec opowiadania napiszę wam jaki chcecie wiersz o Jikookach.  Na przykład Jikooki podczas robienia jajecznicy, albo opisze seksy Jikooków wierszem. Jeśli ktoś ma jakieś propozycje to śmiało proszę pisać, a jak nie będzie propozycji to napisze co sobie będę chciała, ale uprzedzam, że to będzie dziwne. Bardzo dziwne.
Buziaki😘💕

Nowy || JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz