Rozdział 53

204 8 4
                                    

Lekko speszony złapałem za jego rękę i odtrąciłem ją od siebie. Zaskoczony chłopak zmarszczył nosek i zaśmiał się delikatnie. Pewnie już zdążył wyczuć mój twardniejący problem, co mnie zawstydziło. Sam byłem zaskoczony, kiedyś zarumieniony Jeon Jungkook ty byłby jakiś absurd, ale teraz przy tym przeklętym Parku, takie coś staje się codziennością.

- Głupiutki Jungkookie - skwitował moje zachowanie Jimin i podniósł się z siadu. - Skoro zawstydziłem cię aż tak, to sam sobie radź. Ja idę zobaczyć, czy twoja mama jeszcze nie oszalała ze zwariowanymi pomysłami Minhae - wycofał się w stronę drzwi, jednak zanim wyszedł, odwrócił się do mnie i rzekł - Nie życzę sobie, aby moje imię było obecne podczas twojego zaspokajania się. Skoro nie mogę ci zwalić, to nie chce być podczas tego wywoływany - po czym wystawił mi język i wyszedł.

Zabrałem się do roboty, czując jak moje rumieńce nie schodzą z mojej twarzy. Wręcz przeciwnie, cały czas się nasilały, gdy próbowałem nie myśleć o Jiminie. Chciałem się jakoś zastosować do jego rozkazu, ale jego słodkie usteczka wygrały z moimi chęciami. Skończyłem, więc z bólem ręki i pleców.

Ręki chyba wiadomo od czego, a plecy bolały mnie, bo musiałem się dużo schylać, aby zmyć lepką maź z emalii wanny. No cóż, trochę mnie poniosło.

Otarłem swoje ciało ręcznikiem i nałożyłem na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Spojrzałem jeszcze na swoje odbicie w lustrze, aby przekonać się, czy te głupie, różowe ślady zniknęły z moich policzków i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do kuchni, bo dwie serie po jakieś milion powtórzeń porannego treningu wykończyłymnie totalnie.

Zszedłem na dół do kuchni, gdzie zastałem ciocię, czytającą jakąś gazetę i Jimina, który patrzył się na mnie wymownie. Czasami mi mogę uwierzyć, że kochający i opiekuńczy do granic możliwości ojciec oraz ten zboczuch to te same osoby.

- Dzień dobry - rzuciłem i szybko otworzyłem lodówkę, aby wyrazie czego ciocia nie musiała oglądać mojej czerwonej twarzy, a Jimin nie miał żadnej satysfakcji.

-Witaj, Jungkookie. Jak się spało? - zapytała kobieta, a Jimin wybuch niekontrolowanym śmiechem, przez co kobieta patrzyła na niego jak na wariata.

Zemszczę się na tobie Parku Jiminie...

- Trochę dziwne rzeczy mi się śniły - przyznałem, a czarnowłosy zaśmiał się jeszcze głośniej.

- Matko boska! Już się zaczęło? - kobieta zaczęła nerwowo chodzić po pomieszczeniu, wachlując swoją twarz gazetą.

- Ale co się zaczęło? - nie rozumiałem powodu jej nagłego zdenerwowania. Jimin momentalnie spoważniał, widząc stan kobiety.

- Twoje sny. Lekarz mówił, że wkrótce nadejdą i będę coraz gorsze, ale że tak szybko? - złapałem ją za ramiona i poprowadziłem na krzesło, na którym bez sprzeciwu usiadła.

- Spokojnie, powiedz jaki lekarz i co się w ogóle stało?

- No jak to co? Twoja choroba. Masz przecież paraliż senny. Jedziemy do Stanów na leczenie i operacje, nie wygłupiaj się, że nic nie wiesz - kobieta powiedziała do mnie, a ja nie mogłem uwierzyć w jej słowa.

Mam paraliż senny...to w ogóle jest uleczalne?

- Ty naprawdę nic nie wiesz? Ale jak to możliwe? Jesteś tak strasznie chory, z tego co wiem wykryto to już jakiś czas temu, a ty nie wiesz nic o swojej chorobie? To jest niedorzeczne. Czym ty się w tym czasie zajmowałeś?! - zapytała stopniowo unosząc głos, aż w końcu krzyknęła na mnie głośno.

W takim stanie jeszcze jej nie wiedziałem. Chociaż miała rację. Nie jestem jakimś znawcą, ale paraliż senny to poważna choroba, a ja tak po prostu sobie wszystko olałem, nawet nie chcąc się dowiedzieć co mi jest. A może bojąc się dowiedzieć co mi jest.

Kobieta uspokoiła się po chwili, zaczęła normować swój oddech i wtuliła się w mój tors, mówiąc:

- Przepraszam. Po prostu się martwię. Mój synek, z którym wreszcie mam okazje się bliżej poznać, okazać mu trochę matczynej miłości jest chory, a jedne co mogę teraz zrobić, to modlić się o pomyślny przebieg operacji i twoje zdrowie - kobieta już nic nie mówiła, tylko stała, wtulona w moją klatkę piersiową, szlochając i mocząc mi koszulkę, ale to zupełnie mi nie przeszkadzało.

.............................................................................

Misiaki🐻
Moi rodzice właśnie wyszli się dobrze bawić na Andrzejki, mój brat wyszedł na miasto spotkać się ze swoimi znajomymi, nawet moi dziadkowie pojechali świętować imieniny jakiegoś swojego przyjaciela, a ja zamiast wyjść gdzieś z przyjaciółmi, napić się Picollo, to siedzę sama w domu i napierdalam jakieś opowieści o miłości dwóch Azjatów...

Od dzisiaj moich hymnem będzie Loser, dlatego wrzucę to w media.

Ogonie istnieje spora szansa, że dziś wrzucę jeszcze jeden rozdział, ale najpierw muszę zatopić swoje smutki w ulubionym serialu (nawet nie chcecie wiedzieć, co jest moim ulubionym serialem, Trust me)

Mam prośbę. Niech mnie ktoś przytuli😩
Buziaki😘💕😫

Nowy || JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz