Rozdział 33

216 11 2
                                    

Nie chciałem słuchać już ich słów. Wybiegłem z pomieszczenia chcąc jak najszybciej znaleść się w moim łóżku, w którym zawsze czułem się bezpiecznie.

-Poczekaj- usłyszałem z oddali głos mojej matki. Nie chce się teraz z nikim widzieć. Nie chce, żeby ktoś widział, że płacze. Tata zawsze powtarzał, że łzy są oznaką słabości.

Runąłem na swoje łóżko i zacząłem szlochać w poduszkę. Usłyszałem pukanie do drzwi.

-Synku, otwórz...proszę. Wpuść mnie i porozmawiamy na spokojnie- nie odpowiadałem na jej prośby. Jak to możliwe, że kiedy w końcu zaczęło się powoli układać znów wszystko się zawaliło. Moje serce biło bardzo szybko, a tętno roznosiło mnie od środka. Mama dalej uparcie pukała w drzwi. Podeszłem do nich i powoli przekręciłem gałkę, otwierając drzwi. Mama wparowała do środka i mocno przytuliła się do mnie.

-Wszystko będzie dobrze synku. Operacja cię pomoże. To da się wyleczyć. Potrzeba tylko czasu- mówiła mi wprost do ucha kojącym głosem.-Nie martw się. Razem z tatą jesteśmy przy tobie i wspieramy cię. Pamiętaj o tym, dobrze?- pokiwałem twierdząco głową. Kobieta dalej trzymała mnie w swoich ramionach lekko się kołysząc. Głaskała mnie po policzku. -Jutro zadzwonię po lekarza o opowie nam szczegóły o twojej chorobie. Wiemy tylko to, że napewno dzięki operacji będziesz zdrowy. Nie pójdziesz do szkoły.

-Nie mamo, ja muszę iść do szkoły- powiedziałem stanowczym głosem. Muszę się spotkać z Jiminem. Wiadomość o tym, że choroba jest wyleczalna bardzo mnie uspokoiła. Głupio zareagowałem od razu popadając w paranoję. Nie powinien tak robić.

-Jeonggukie, tu chodzi o twoje zdrowie i szczęście- powiedziała zaskoczonym głosem. -Co może być od tego ważniejsze?

-On...

-On?

-Pamiętasz jak opowiadałem ci o Jiminie?- mama pokiwała głową na górę i w dół.- Jutro mam z nim porozmawiać o nas. Ja muszę tam iść- powiedziałem zdesperowanym głosem.

-Jesteś pewien?

-Na sto procent.

-Dobrze, pojutrze się z nim zobaczymy. Chociaż wolałbym, żeby to się odbyło jak najszybciej. Poznam chociaż mojego zięcia?

-Mamo- powiedziałem pretensjonalnym głosem.   

-Dobra już idę. Pamiętaj, żeby się tym nie przejmować- uśmiechnąłem się do niej i starałem ostatnie łzy, które nie chciały spłynąć po moim policzku. Moje oczy szczypały niemiłosiernie, dlatego przetarłem je kilka razy i stwierdziłem, że jestem już śpiący. Poszedłem do łazienki wziąć szybki prysznic i umyć zęby. Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Długo nie mogłem zasnąć, bo mimo zapewnień mamy dalej się trochę denerwowałem. Przewracałem się z boku na bok. Po kilkudziesięciu minutach udało mi się zasnąć.

Ujrzałem to samo wzgórze, które śniło mi się jakiś czas temu. Tym razem jednak nie było tam żadnego budynku. Wszędy panowała mgła. Jedynym charakterystycznym punktem, który dało się ujrzeć w ciemności, był wyróżniający się księżyc. Ogromny, srebrzysty, oślepiający swym cudownym blaskiem. Wlepiałem w niego swoje spojrzenie jak w najpięknieszy krajobraz na świecie. Widziałem w nim swoje odbicie. Za mną w przejrzystym jak lustro księżycu, ujrzałem tajemniczą postać. Zbliżała się do mnie powolnym krokiem, gwiżdżąc sobie pod nosem. Melodia była na tyle głośna, że udało mi się ją usłyszeć. Była mi dobrze znana, jednak nie mogłem sobie przypomnieć skąd ją znam. Odwróciłem się i ujrzałem tam zupełnie nieznaną mi osobę. Postać była cała blada. Jej oczy mieniły się czerwonym blaskiem. Była niedaleko mnie, wyciągnąłem jej rękę, aby moc jej dotknąć. W momencie kiedy prawie złapałem jej dłoń, tajemnicza postać rozpłynęła się we mgle. Blady świt nastał, a ja rozglądałem się wokół siebie w poszukiwaniach osoby, która ponownie mi się śniła.

Obudziła mnie melodia z mojego telefonu. Ociężale wstałem, zastanawiając się nad moim dziwnym snem. Ruszyłem do toalety i ogarniałem się stopniowo. Strumień zimnej wody oblał moją twarz, wybudzają mnie już do końca. Otrząsnąłem się i zmieniłem temperaturę wody.

Wyszedłem z domu piętnaście minut przed rozpoczęciem lekcji i lekkim truchtem udałem się do szkoły. Troszkę przeszkadzał mi podskakujący na moich barkach plecak.

Dotarłem do szkoły, w której panował jakiś dziwny gwar. Zawsze korytarz były raczej puste i wszyscy siedzieli na zewnątrz. Podszedłem do większej grupki osób i zapytałem się o powód tych dziwnych zbiegowisk. Okazało się, że wszyscy trąbią teraz i Kyungsoo i jego postach. Na tablicach korkowych poprzypinane były również jego upokarzające zdjęcia. Zaczynam się zastanawiać czy dobrze zrobiłem. Tak naprawdę to mściłem się na nim za Jongina, bo on sam nic mi złego nie zrobił. Muszę jak najszybciej dowiedzieć się powodu przez, który to zrobiłem. Odnalazłem chłopaka w klasie.

-Hej Kai- powiedziałem pogodnie.

-Cześć Jungkook, nieźle go urządziłeś- odpowiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.

-Ja w tej sprawię. Powiesz mi w końcu przez co się tak nienawidzicie?

-Jungkook, to jest bardzo wrażliwy temat. Wpadnij do mnie dziś o wszystko ci opowiem, ale nie w szkole, kiedy ktoś może nas usłyszeć.

-Najbliższy wolny termin jaki mam to pojutrze, więc przygotuj się na moją wizytę.

-Okej, ale na robienie pizzy już nie licz. Wiesz jaki dostałem opierdziel?- zaśmiałem się na jego pytanie.

-Uważam, że ci się należało.

-Serio Jungkook. Nawet ty przeciwko mnie?
    

Nowy || JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz