Rozdział 54

206 9 6
                                    

Staliśmy tak, kołysząc się jeszcze przez chwilę, kiedy nagle usłyszeliśmy krzyk, nikogo innego jak Minhae.

- Pomocy! Latunku - krzyczał ciagle malec. Wybiegliśmy z pomieszczania, aby dowiedzieć się, że powodem hałasu był ścigany przez moją mamę chłopczyk z ciasteczkami czekoladowymi.

- Przepraszam Jiminie, wiem, że chłopcu nie można słodyczy, ale nie zdołałam go powstrzymać. Ten chłopiec to istny spryciula. Nawet ze skręconą kostką zdołał mi je wyrwać - zasapana kobieta wskazała na opakowanie ciastek, które chłopiec mocno do siebie  przytulał.

Ciocia zaśmiała się na poczynania chłopczyka, przez co podziękowałem mu w myślach, że chociaż na jakiś czas zapomniała o sytuacji sprzed chwili.

Jimin również uśmiechnął się i podszedł do chłopca. Tamten zrobił słodkie oczka, niczym kot ze Shreka, ale na nic mu się to zdało, bo musiał oddać paczkę, trzymaną w rękach.

- Całe zamiesznie o głupią paczkę ciasteczek - podsumował całe zbiorowisko Jimin i wziął malca na ręce - Chodź, muszę cię przebrać, przecież nie możesz cały dzień chodzić w piżamie, a dochodzi już czternasta.

Dopiero teraz spostrzegłem, że faktycznie jest już trzynasta pięćdziesiąt, a obudziłem się około siódmej rano.

- Jimin, poczekaj chwilę - zatrzymała go na schodach moja ciocia. - Spakujcie się już, bo jutro rano mamy samolot. W końcu skończy się ten cały koszmar - rzekła z uśmiechem do chłopców. Widać, że bardzo się ze sobą zżyli, co mnie cieszyło.

Pamietam jak jeszcze jakiś czas temu, bałem się reakcji cioci i mamy, na przyprowadzenie ich tutaj, a teraz tak świetnie się dogadują.

Sam poszedłem do swojego pokoju, aby spakować swoje rzeczy, bo nie uśmiecha mi się robienie tego jutro na ostatnią chwilę. Wszedłem do swojej sypialni, a mój wzrok przyciągnął laptop, leżący na biurku. Przyciągnąłem do niego krzesło i usiadłem, odpalając urządzenie. Musiałem dowiedzieć się więcej o tym całym paraliżu sennym.

Zacząłem przeglądać wszystkie strony, które dotyczyły zdrowia i opisywały moją chorobę.
Przeglądanie informacji na jej temat przerwało mi pukanie do drzwi. Odwróciłem się, wcześnie zapraszając osobę, która próbowała dostać się do pomieszczenia.

- Myślałem, że śpisz, bo się nie odzywałeś jak wolałem cię na obiad. Co robisz? - zapytał Jimin, podchodząc do mnie. - Jungkookie, czy ty płaczesz?

Momentalnie złapałem się za poliki, jeżdżąc po nich opuszkami palców, wyczułem łzy, które niekontrolowanie cały czas spływały po moich polikach. Szybko je otarłem, nie chcąc, aby Jimin widział mnie w takim stanie.

Obiecałem sobie, że nie będę ukazywał słabości cioci, mamie, Jiminowi i Minhae. Będę  ich chronił i dbał o nich bardziej niż o siebie samego. To ja miałem ich pocieszać, tulić w trudnych sytuacjach, walczyć o każdy ich uśmiech, a tym czasem to mój kochany Jiminie przytula mnie i klepie po plecach, mówiąc, że wszystko będzie dobrze.

- No już się nie martw. Przecież będziesz miał specjalistyczny sprzęt, najlepszych lekarzy i nas. Napewno wszystko będzie dobrze. Nie czytaj już tych głupot, dobrze wiesz, że gdybys chciał poszukać w internecie informacji na temat gorączki to dowiedziałbyś się, że masz raka. Nie czytaj tych głupot - uspokajał mnie Jimin. - Twoja choroba została wykryta bardzo wcześnie, a to zwiększa prawdopodobieństwo do wyleczenia cię z tego.

- Czyli jest jakiś prawdopodobieństwo, że umrę - wtrąciłem mu się w wypowiedź.

- Nie umrzesz głupku. Już ja i twoja ciocia o to zadbamy. Zobaczysz, niedługo będziesz jak młody bóg, ale nie płacz już, bo jest mi smutno.
A teraz spakuj się, bo musimy iść wcześniej spać. Twoja ciocia mówiła mi, że mamy samolot o piątej nad ranem, więc sprężaj się kochanie - Jiminie posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i wyszedł w pokoju, chociaż najchętniej pozostałbym tak wtulony w niego już przez całe swoje życie.

Wstałem ociężale z łóżka, na którym przytuliłem się z Parkiem i ruszyłem w stronę szafy. Na górnej półce leżała walizka, którą bez problemu zdjąłem dzięki mojemu wysokiemu wzrostowi. Mozolnie zacząłem wkładać do niej swoje ubrania, starając się, aby zajęły jak najmniej miejsca. Muszę tam jeszcze włożyć kosmetyczkę.

Moje serce zaczęło się już lekko uspokajać, bo jeszcze przed chwilą biło jak szalone. Otarłem swoje policzki z ostatnich łez i spakowany wyszedłem z pokoju, przybierając na twarzy maskę, na której widniał promienny uśmiech.

Nowy || JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz