Rozdział 7

12.7K 516 764
                                        

-Pójdziecie w tamtym kierunku.
Lucjusz wskazał brodą na długi czarny korytarz.

Obydwoje kiwnęliśmy twierdząco głowami i ruszyliśmy wyznaczoną trasą.

-Dlaczego muszę to robić?
Skanowałam dokładnie każde drzwi które mijaliśmy.

-Nie jestem Śmierciożercą.
Powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowo.

-Postaram się już nie mieszać cię w tą brudną robotę.
Złapał za klamkę ,od jednych z wielu drzwi.

-Ty pójdziesz po naszyjnik a ja po dokumenty ,jasne?

-Aha.
Przytaknęłam patrząc na swoje stopy by nie spotkać się wzrokiem z Chłopakiem.

-Victoria, posłuchaj..
Zaczął ,ale nie dokończył ze względu na dźwięk zbliżających się kroków w naszą stronę.

-Cholera.
Otworzył drzwi za pomocą różdżki i wepchnął mnie do środka pomieszczenia.
-Zabierz dokumenty i się gdzieś schowaj.

Czarne ciężkie drzwi zamknęły się prze de mną z hukiem, a za stłumioną ścianom usłyszałam męski głos.

-Panie Draco, co pan tu robi?

-Obliviate!

Po tym nastąpiła cisza,a ja podążałam między ułożonymi alfabetycznie nazwiskami rodzin.

-Darl..Darl..Darls, są.

W porównaniu do innych regałów, była tam tylko jedna mała teczka opleciona wokoło czerwonym materiałem. Zabrałam ją i zaczęłam kierować się do wyjścia, ignorując to ,że miałam się schować.

Szukałam z ciekawości mojego nazwiska i o dziwo było, liczyłam ,że wszystkie dokumenty będą w moim rodzinnym mieście.

Sięgnęłam po najbliższą teczkę i otworzyłam ją, patrząc na pierwszą stronę pergaminu.
Na stronnicy automatycznie wymalowało się drzewo genealogiczne.

Patrzyłam po nieznanych mi osobach, aż na trafiłam na mojego Ojca, a zaraz pod nim widniało moje imię.
Moją babcią była niejaka Meropa Dark, pod nią połączony był mój ojciec, ale nie sam, był tam również obok niego Tom Marvolo Riddle ale jego linia jak i cały napis sprawiał wrażenie celowo zatartego co ledwo dawało się odczytać.
Ojciec nigdy nie mówił ,że miał brata i kim była moja babka jak i dziadek.

Wzdrygnęłam się ze strachu, kiedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się na oścież.

-Victoria!
Głos Dracona rozniósł się echem po pomieszczeniu.

Szybkim ruchem schowałam czerwone dokumenty, jak i zwykłą nadżółkniętą teczkę z moim nazwiskiem do torby.

-Mam.

Podbiegłam do zdyszanego Chłopaka opierającego się o czarną framugę.

-Wynosimy się stąd.
Nakazał, po czym ruszyliśmy do wyjścia.

-Stać!

Zza rogu wyłoniło się czterech czarodziejów.

Wyciągnęłam zwinnie różdżkę zaraz po tym, jak zrobił do Draco.

-Nie możemy tego spieprzyć.
Syknął w moją stronę, na co adrenalina podskoczyła mi momentalnie.

-Drętwota!
Wycelowałam różdżkę w jednego z czterech mężczyzn.

-Ograniczmy się do drętwoty.
Powiedziałam na jednym tchu, odbijając zaklęcia kierowane w moją stronę.

Draco imponująco powalił napastników, a kiedy leżeli na podłodze, od razu pojawił się tam Lucjusz.

NieobecnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz