Rozdział 34

4.3K 213 13
                                        


Wierzgałam się, czując jak po moich policzkach leją się gorące łzy.
To nie fair.
Prawdziwy szanujący się Czarodziej nie walczy jak Mugol. To chaniebne dla nas, Czarodzieji.
Im mocniej próbowałam się uwolnić tym bardziej bolały mnie skrępowane ręce.
Nie pamiętam jak znalazłam się tutaj, w ciemnym pomieszczeniu na mokrej podłodze. Mimo opaski która założono mi chwilę po skrępowaniu żebym nie pamiętała drogi.
-Tutaj jest!
Krzyknął ktoś z daleka, nie musiałam długo czekać żeby usłyszeć bieg kilku osób roznoszący się z chlupotem wody prawdopodobnie w korytarzu.
Szczęk kluczy w zamku rozniosl się echem któremu towarzyszył zgrzyt zardzewiałych zawiasów.
-Wstawaj.
Ktoś podniósł mnie mocno za ramię z ziemi prowadzący do wyjścia.
-Nie wariuj, zachowuj się jak człowiek.
Krzyknął mi ktoś do ucha, ściskając mnie coraz mocniej za ramiona kiedy próbowałam się oswobodzić.
-Masz na karku cztery różdżki, nie opieraj się.
Zostałam potrącona, co spowodowało, że potknęłam się o własne nogi, lądując twarzą w zimne wilgotne podłoże.
Powtórne szarpnięcie zmusiło mnie do wstania cisnąc wprost na schody.
Po wyjściu z ciemnego podziemia poczułam promyki słońca przebijające się przez do połowy zabrudzoną opaskę.
Czyjaś ręka przycisnęła mnie za bark, zmuszając tym do zajęcia miejsca na krześle.
Opaska za jednym szarpnięciem zniknęła mi z oczu pozwalając by przyzwyczaiły się do jasnego pomieszczenia.
To był niewielki salon. W kącie stały wyschnięte rośliny sąsiadujące z poszarpaną kanapą, jakby ktoś celowo sprawił żeby z niej wypadała cała zawartość miękkiej gąbki.
Na ścianach wisiały zawieszone obrazy prawdopodobnie członków rodziny, którzy z obojętnością przyglądali mi się i osobą które stały do mnie tyłem, prowadząc między sobą rozmowę.
Uważnie przyjrzałam się postacią, bez zwątpienia byli to Śmierciożercy. Tyle, że.. Nie mogłam ich dokładnie opisać. Jakbym widziała ich dopiero pierwszy raz.
-Victoria, powiedz mi dlaczego jesteś tak bardzo głupia.
Przez drzwi za moimi plecami wszedł już teraz znajomy głos.
Przeciągnął krzesło od stołu i zajął nonszalancką pozę naprzeciwko mnie, zbyt daleko żeby go dotknąć lecz zbyt blisko żeby poczuć jego zapach i dostrzec delikatne blizny na twarzy.
-Myślałaś, że nikt nie zauważy przetargnięcia przez granice? Proszę cię. Zwolennicy Czarnego Pana są wszędzie a ty próbujesz wrócić do macierzystego państwa zamiast zostać tam gdzie nic ci się nie stanie.
Jego włosy już nie były lśniące i grube, tylko ledwie graniczące z bielą. Oczy połyskiwały się w czerwonych barwach, corazaz bardziej przypominając jego brata. Voldemorta.
-Nie tak cię wychowałem, nie tak cię uczyłem a ty wykazujesz się taką głupotą.
-Czego ode mnie chcesz?
Warknęłam, sekundę potem żałując własnej decyzji, spowodowaną siarczystym spoliczkowaniem ze strony Ojca.
-Cisza.
Przytrzymał palec przy ustach, rozglądając się po swoich ludziach.
-Zasługujesz na karę Vi, wiesz o tym prawda? Nie posłuszeństwo to zbrodnia.
Wyszeptał, czym później zanosząc się śmiechem do rozpuku.
-Nie łamiemy zasad i posłuszeństwa dla Czarnego Pana, N I E  Ł A M I E M Y!
Śmiech roznosił się coraz bardziej histerycznie, powodując we mnie ciarki i poczucie niepewności. On oszalał.
-Myślałem dłuuugo nad karą dla ciebie.
Wstał i zaczął krążyć po pokoju.
-Ale wszystko zdawało się zbyt błache, zbyt proste. Śmierć - za krótka, Zadanie krzywdy cielesnej i psychicznej - do przeżycia. Ale gdyby tak, zabić Dracona. Nie pozbierałabyś się za żadne cudy świata.
Przyjrzał się sobie w lustrze, poprawiając zwisającą byle jak koszulę.
-Ale spokojnie, nie zrobię tego przecież od razu.
Uśmiechnął się szyderczo, ukazując brak uzębienia w niektórych miejscach.
-Draco się nam jeszcze przyda, ale co byś nie zrobiła. On zginie. Czeka go śmierć. Grób. Ziemia. Pochówek i tak dalej.
Cztery ostatnie propozycje powiedział bardzo szybko, zbyt bezpośrednio. Zbyt w sposób żartobliwy.
On nie jest już człowiekiem. Tylko zwykłym szaleńcem bez uczuć.
***
Sekundy, minuty, godziny ciągły się w nieskończoność. Związane szorstką liną ręce dawały o sobie znać przy każdym możliwym ruchu.
Choć teraz znajdowały się sprzodu ból nadal przeszywał moje nadgarstki.
-Cholera.
Zaklnęłam próbując ją rozciąć o wystający szpikulec,powodując otarcie na mojej ręce bo lina ani na centymetr się nie ruszyła.
Skrzyp zawiasów rozniósł się po ścianach korytarzy prowadzących do cel.
Odwróciłam głowę w stronę osoby otwierającej żelazne drzwi.
-Chodź tu do mnie.
W otwartych na oscierz drzwiach stanął Draco rozprostując ręce do uścisku.
-Co to ma wszystko tu znaczyć? Dlaczego mnie przechwycili?
Podniosłam się  idąc w stronę ukochanego.
-Sama wiesz, że cie szukają. Ale wyjdziesz stąd, obiecuję.
Wziął mnie w ramiona obracając wokół własnej osi.
Kiedy mnie odstawił na ziemię rozwiązał mnie bym mogła zarzucić ręce na jego szyję.
Kiedy sznur spadł na podłogę swobodnie objęłam go, calujac jego delikatne usta po długim czasie rozłąki.
Odwzajemnił go wkładając swoją szorstką rękę w moje włosy.
Poczułam napływające uczucie ucieczki, to idealny moment.
W sekundę wyrwałam klucze z jego dłoni wychodząc za klatkę i zamykając ją. Pewna, że nie wyjdzie.
-Kocham cię Viki, ale wiedziałem, że to zrobisz.
Jego różdżka otworzyła drzwi a sam przyciągnął mnie do siebie.
-Accio
Silne parcie do przodu spowodowało przylegnięciem do jego klatki.
-Musisz poczekać żeby stąd zwiać, przecież wiesz, że wypuscilbym cię teraz.
Spojrzałam w górę w jego srebrne oczy, przepełnione troską a zarazem odzwierciedlały chłodną duszę.
-Wiesz, że to nie ludzkie trzymać mnie w takim obskurnym miejscu. Zamknijcie mnie w pokoju bez klamek ale nie tu.
-Właśnie po to tu przyszedłem, żebyś dostała lepsze miejsce.
Puścił mi oczko, zssuwając rękę na mój pośladek.
Powoli przysunęłam usta do jego, móc rozkoszować się tym na co tak długo czekałam.
-Pójdziesz teraz i nie będziesz odstawiała żadnych cyrków okej? Inaczej będę musiał zrobić Ci krzywdę, to ja odpowiadam za ciebie w tym domu.
Wyprowadził mnie z celi każąc trzymać ręce w tyłu.
Wychodząc po schodach dostrzegłam, że to tak naprawdę nie jest dom Dracona, tylko inna posiadłość. Pełna kurzu i starych mebli. Napewno jest to prowizorka.
Podążając ku schodom na górne piętro dostrzegłam zmierzającego w naszą stronę mojego Ojca.
Posłał mi kpiący uśmiech, nie mogłam się powstrzymać i splunęłam w jego stronę śliną.
Szybko porzałowałam tej decyzji, siarczysty dźwięk rzuconego zaklęcia zza moich pleców sprawił, że zgięłam się z bólu na podłodze.
Ojciec popatrzył jeszcze bardziej kpiąco w moją stronę, zaś Draconowi posłał podziwu uśmiech.
-Jestem coraz bardziej dumny z ciebie Draco.
Poklepał go po ramieniu jak gdyby nigdy nic.
Chłopak kazał mi się podnieść gestem dłoni, by kontynuować dalszą część drogi.
Dopiero kiedy podnosiłam się z kolan dostrzegłam wokół siebie plamę krwi.
To to zaklęcie którego uczyłam Dracona, żeby mógł się obronić. Użyte przeciwko mnie.
Obolała upadłam na zimną wykładzinę po trudnym dotarciu do pokoju.
Kiedy drzwi się za nami zamknęły chłopak uleczył mnie z zadanych przez siebie ran pozwalając by ból mógł zniknąć.
-Nie chciałem cię skrzywdzić Vi, ale musiałem.
Kucnął przy mnie całując w czoło.
-Powinnam się iść umyć.
Odparłam zmierzając do drzwi, prawdopodobnie prowadzących do łazienki.
W pomieszczeniu stał jedynie prysznic z toaletą i niewielkm lustrem.
Bez zastanowienia zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania wchodząc pod spadające krople wody.
Szum wody zagłuszył wtargnięcie do kabiny Dracona który przyległ do mnie swoim ciałem, obmywając rękami moje ramiona. Delikatnie calujac mnie po szyi.
-Pragnąłem cię coraz bardziej, każdego mijającego dnia.
Odwróciłam się powoli czując jak chłopak podnosi mnie i opiera o ścianę.
Jego pocałunki schodziły od moich ust po piersi, które miarowo przygryzał, robiąc to coraz mocniej pod wpływem dobiegających do jego uszu jęków.
Obydwoma dłońmi przyciągnęłam jego głowę jeszcze bliżej, delikatnie podciągając za końce jego włosów.
Powoli zssunęłam się po ścianie zatapiając usta tym razem w jego szyi, przygryzłam jego ucho powodując, że z jego ust wydobyło się ciężkie westchnienie.
Chłopak nie wyrywając nas z pocałunku przeprowadził mniedo łóżka znajdującego się na środku pokoju.
Położyłam się na łóżku czując jak pod ciężarem ciała materac się ugina.
Draco zwinnie zamienił nas miejscami bym to ja ustalała tempo.
Zaczęłam delikatnie unosić i opadac posladkami słysząc jak do moich uszu dobiegają jego westchnienia pełne przyjemności.
-Warto było czekać co?
Szepnęłam mu do ucha czując jak jego biodra zmniejszają odległość między nami.
-Zawsze.
Wydyszał, pozwalając dalej rozkoszować się przyjemnością nam obojgu.







NieobecnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz