Rozdział 33

4K 192 28
                                    


Kilka miesięcy później...
Toczyłam wewnętrzna walkę.
Stałam z plecakiem na plecach rozważając czy napewno chcę opuścić durmstrang.
Zakończyłam pierwsze półrocze, a teraz musiałam zadecydować czy aby napewno nie puścić tego diabli i zająć się sobą. Skończyć szkołę czy wyruszyć w samotną podróż do Hogwartu.
Nie, to nie dla mnie.
W pewnej chwili odwróciłam się w stronę pociągu który miał odjechać za 10 minut do Sztokholmu.
-Nie Vi, nawet nie próbuj.
Zachrypnięty głos Kruma dobiegł mi do uszu.
Przeniosłam wzok ku drożdżce którą uciekłam w las by nie wracać do stolicy. Do domu.
-To nie jest twoje miejsce, wiesz o tym.
Chłopak podszedł puszczając mi swoje zagadkowe spojrzenie.
-Nie wiem sama Wiktor. Boję się tak bardzo.
Spuściłam wzrok ku zaśnierzonej ziemi, zataczając wierzchem buta kułka, tworząc znaki w śniegu.
-Ty i strach? Nie bądź śmieszna.
Podszedł bliżej podnosząc mój podbródek dwoma palcami bym na niego spojrzała.
-Napadłaś na ministerstwo, postawiłaś się samemu wiesz komu, czy to nie za wiele żeby powiedziec ci, że masz jaja ze stali?
Poczułam w środku płomyk nadziei, on miał rację.
Nie boję się Voldemorta a boję się wrócić do Hogwartu.. Do Dracona.
-A co z tobą? Nie boisz się o Hermionę?
Przez jego twarz przeszedł cień, nie wiem co miał oznaczać.
-Jest silna, jest z nią Potter i ten rudzielec, poradzi sobie.
-Czyżbyś był zazdrosny?
Uniosłam zagadkowo brwi, przypatrujac się różowiejącej twarzy chłopaka.
-Nie jestem i zmykaj już bo zaraz będą zakładać pole ochronne i się nie wydostaniesz.
Posłał mi uśmiech, przytujając na pożegnanie.
-Gdybyś mnie potrzebowała otwórz go i naciśnij guzik, zjawię się od razu.
Wręczył mi do ręki złoty wisior z wygrawerowaną pieczęcią Durmstrangu.
-Mam taki sam.
Wyciągnął identyczny naszyjnik spod swetra, machając nim i rozpływając się w powietrzu.
-Pora na mnie.
Szepnęłam do siebie po czym zawiesiłam złotą ozdobę przez głowę ruszając biegiem przez las, pewna, że czeka mnie długa droga.

Kilka godzin później...
Dlaczego biegnę przez las? Dlaczego nie wsiadam w pierwszy lepszy pociąg do Angli żeby trafić do Hogwartu?
Dlatego, że nie mogę być zauważona, jestem w pełni świadoma, że ludzie mnie rozpoznają. Między Śmierciożercami chodzą pogłoski na mój temat, między zwolennikami jeszcze więcej. Każdy oddałby mnie w jego ręce-Voldemorta.
On nie wybacza zdrady, zdrada = śmierci.
Może nie jestem aż tak wielce upragniona przez niego jak Potter, ale nie wiernych trzeba eliminować.
Powrót do Hogwartu jest niczym wskok do bagna z którego nie da się wydostać.
Ufam Draconowi, ale jeśli zawiedzie. Podporządkuje sobie sługi Voldemorta, nie jestem słaba czarownicą. Jedna ja jestem jak pięciu najsilniejszych uczniów Hogwartu w jednej osobie.
Obronie siebie, i obronie Dracona.
To mój cel.
Poprawiłam czarny kaptur od peleryny doszukujac się Testrala który miał gdzieś tu na mnie czekać.
Nad niebem majaczył księżyc,przysłonięty chmurami a jego blask opadal na wpółzamarznietą wodę nad jeziorem.
Wyciągnęłam różdżkę oświetlając sobie drogę.
-Lumos.
Szepnęłam, nasłuchując skrzeczenia znajomego zwierzęta.
Cisza, panowała tu kompletna cisza.
W pewnym momencie poczułam szybkie kroki zbliżające się w moją stronę, szybko odskoczyłam budując pole obronne.
Przedemna stała nie wysoka postać.
Również jak ja w pelerynie.
-Kim jesteś?
Zapytałam, odpowiedziała mi cisza.
Stałam twardo próbując rozpoznać zarysy twarzy, za cholerę nie mogłam się przyjrzeć przez panujące ciemności.
-Nie powinnaś się sama dziewczynko plątać po lesie w nocy.
Usłyszałam męski głos wydobywający się z gardła postaci.
-Odejdź, nie chce cie skrzywdzić.
Szyderczy śmiech rozniósł się echem po lesie pobudzając we mnie ciarki na ciele.
-Ty mnie? Chyba powinnaś już brać nogi za pas.
W pół sekundy w moje pole trafiło zaklęcie, które jak woda, rozpłynęło się po barierze ochronnej.
-Nie wiedziałem, że tego uczą w szkołach. Ahh przepraszam, to Durmstrang. Ta szkoła ma wiele zagadek. Jak szkoda, że uczyłem się w niej tak samo jak ty.
W pewnej chwili moje pole pękło jak bańka mydlana, przebita jednym skomplikowanym zaklęciem którego nie znałam.
Różdżka służyła mi w pogotowiu, stanęłam gotowa do walki.
Ale moje oczekiwania wyparowały kiedy za moimi plecami poczułam silne szarpnięcie, nawet nie zdążyłam się poruszyć a miałam związane ręce, nie mówiąc już o różdżce która wylądowała pięć metrów dalej ode mnie.
-A teraz się zabawimy.
Postać w czarnej pelerynie podeszła w moją stronę ukazując swoją twarz.
Nie wierzyłam własnym oczom...to był..







NieobecnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz