Rozdział 27

5.4K 245 16
                                        


Impreza mojej kuzynki trwała w najlepsze, ja postanowiłam sobie tego odpuścić uznając, że poświęcę ten czas w sali ćwiczeń. W pełni oddając się wysiłku w opanowaniu sztuki walk.
W wielkiej sali znajdowały się wszystkie wszelkie potrzebne rzeczy, dzisiaj zaplanowałam by manekiny rzucały na mnie zaklęcia , a ja będę je odbijać.
Muzyka dobijała się lekko do sali,nie ukrywam,nastoletni czarodzieje bawią się równie podobnie jak zwykle mugolskie dzieci.
Tyle, że mamy zupełnie inny alkohol, zupełnie inna muzykę i zabawy na imprezach. Jestem osobą która była zamknięta w sobie, dopiero w Hogwarcie zaczęłam się otwierać.
Po czole zaczęły płynąć mi stróżki potu, delikatny materiał na moim ciele,z chwili na chwilę przyklejał się w miejsca najbardziej narażone na wilgoć.
W pewnym momencie poczułam silne ukłucie w mojej łydce, lądując twardo na ziemi.
Wiktor?
Ciemnowłosy, zablokował kilkoma ruchami różdżki miotające w moją stronę zaklęcia manekiny.
-Co ty tu robisz?
Powoli podnosze się, czując pulsujący ból.
-Wiesz jakie to uciążliwe kiedy oblegają cie nawalone laski, gotowe na ostry seks, a ty tylko przyszedłes sobie posiedzieć u znajomej na domówce?
-Wyobrażam sobie.
Sięgam po butelkę z wodą oblewając sobie nią twarz.
-Robisz błąd w ćwiczeniach.
-Jaki?
Odrwacam się widząc podążającego w moim kierunku chłopaka.
-Powinnaś być gotowa na atak z każdej możliwej strony, musisz zapamiętać, że przeciwnik zaatakuje cie z nienacka. Nikogo to nie będzie obchodzić, że walczysz z 2-3 osobami. Oczy muszą być dookoła głowy.
Krum zrzuca z siebie skórzana kurtkę oraz koszule, pozwalając bym widziała idealnie wyrzeźbioną klatkę.
-Przyszedłeś się bawić a nie pocić w starej sali do ćwiczeń.
-To dlaczego nie bawisz się na górze ze mną?
Porusza brwiami wyciągając przed siebie różdżkę.
-Muszę się przygotować do Durmstrangu.
Przyjmuje pozycje do walki nie spuszczajac wzroku z dłoni chłopaka, nie pozwalając zwieść się jego ciału i zmysłowej twarzy.
-Wracasz? To będzie dla ciebie wyzwanie.
Chłopak rozpoczyna pojedynek zaczynając z grubej rury, żucając zupełnie nie znane mi zaklęcia.
-Nie znam ich.
Przyznaję próbując się obronić.
-Nie uczylismy się ich w Durmstrangu, to mój ojciec i dyrektor mnie ich nauczyli.
Runełam za jedną ze skrzyń puszczając zaklęcie w Kruma którego się nie spodziewał.
To chyba fory.
Wyszłam z ukrycia pewna, że Wiktor nie podniesie się ale on zwinnie wypuścił jedno z zaklęć, a ja wylądowałam na drugim końcu pomieszczenia, na szczęście na poskładanych materacach.
-Nie mogę się z tobą równać.
Podchodzę do niego, po drodze sięgając po wodę by mu ją podać.
-To takie mugolskie, jakbym chciał wodę to bym ją sobie wyczarował.
Nie przyjętą wodę stawiam na podłodze, siadając na schodach tóż obok Kruma.
-Zawsze cie podziwiałem,wiesz?
Odwraca się w moją stronę opierając dłonie o zimny stopień.
-Wiecznie żyłaś w cieniu swojej kuzynki, miałaś Ojca którego wszyscy traktowali jak popychadło i żył za pieniądze twoich dziadków, a tu popatrz, jest jednym z najważniejszych Śmierciożerców.
Zaśmiał się nie będąc pewnym, że mój Ojciec to krewny Voldemorta.
-Jeżeli chcesz wrócić do Durmstrangu, to na pełnej kurwie. Pomogę ci wrócić do niego i skopać tyłki tym wszystkim ludzią, tylko dlatego, że jesteś przyjaciółką mojej dziewczyny i do tego masz potencjał.
Uśmiechnął się zabierając swoje rzeczy, jednocześnie zapewniając mnie, że od jutra zaczynamy ostre treningi.

Dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego.

Krum ciągnie mnie przez uliczki Londynu pozwalając by nasze czarne peleryny faulowały na wietrze.
-Zabawimy się z nimi.
Zapewnia, posyłając mi łobuzerski uśmiech.
Plan jest taki, Krum dowiedział się, że w mieście jest spotkanie zwolenników Voldemorta, a my mamy wywiać w pole dwóch pilnujących budynku.
Przez kilka tygodni zdążyliśmy się do siebie zbliżyć, nie, to nie miłość ani nic z tych rzeczy, regularnie widywał się z Hermioną z którą dzięki niemu widziałam się o wiele częściej niż dotychczas.
Jestem przygotowana na Durmstrang, pochłonęłam tyle wiedzy i techniki ile się dało.
Teraz w Londynie, mam przejść sprawdzian który udowodni moją wytrzymałość.
Wiktor pomoże mi wytropic dwóch Śmierciożerców i pilnować z ukrycia bym nie oberwała śmiertelnym zaklęciem.
-Vica, szybciej.
Przywołuje mnie pośpiesznie ręką, zatrzymując się tuż przy końcu uliczki.
-To tutaj.
Kiwa głową a ja przysunęłam się bliżej skraju budynku.
Uliczka prowadziła na jedną z większych ulic.Ozdobiona była delikatnymi lampkami, drzewami zasadzonymi po środku brukowej drogi, a tuż pod drzewami znajdowały się ławki.
Na jednej z nich siedział On, Draco.
Zaparło mi to dech w piersiach, wyglądał tak nie pozornie, krótkie spodenki i koszulka, jak zwykły chłopak, a te okulary słoneczne dodawały mu jeszcze więcej uroku.
-Widzisz ich gdzieś?
-Są zamaskowani,spojrz.. Tam jest Draco Malfoy.
Wiktor dostrzega chłopaka podśmiechując się pod nosem.
-To ten twój kochaś.
-Były kochaś.
Udaję twarda, przyglądając się jego postaci. Zrobił się więkrzy, nabrał muskulatury, ma ostrzejsze rysy twarzy, jeszcze bardziej jest boski.
-Tamten.
Krum wskazuję na chłopaka siadajacego tuż obok Dracona, wyglądają normalnie, zwykła rozmowa.
-Blaise Zabini.
Na wypowiedziane jego imię Draco skinął mu głową by ruszył na sprawdzenie terenu a on sam podniósł się i zaczął się rozglądać.
-Bierz go puki nie ma drugiego.
Kiedy Zabini zniknął, ja powoli wyszłam z ulicy wyciągając przed siebie różdżkę.
Chłopak od razu mnie dostrzegł, jego wyraz twarzy był ewidentnie zaskoczony, prawdopodobnie mnie poznał. Moje włosy wypadały spod kaptura a charakterystyczna różdżka mieniła się w świetle.
Zatrzymałam się w odpowiedniej odległości od niego w rozkroku.
Ukłoniłam się by zaprosić go do pojedynku, zdziwiony  się zgodził.
Odwzajemnił mi ukłon, czekając na mój ruch.
O nie moj drogi, bo będzie za nudno.
-Myślałem, że nasze pierwsze spotkanie po tak długiej rozłące będzie wyglądać inaczej.
Zwinnie rzucił kilkakrotnie zaklęcia zmniejszając między nami przestrzeń.
-Rozłąka mogłaby się skrócić gdybyś tylko bardzo tego chciał.
Z mojej różdżki rozbłysnęło czerwone światło, był to mój ulubiony odcień, postanowiłam żeby zaklęcia prezentowały się w taki sposób.
Draco odbił zaklęcie w moją stronę, jakby się ze mną bawił.
-Okoliczności nie pozwalają, sama wiesz jak to wygląda.
Seria zaklęć z jego różdżki zmusiła mnie do manewru odbijania, z kolei zmyliłam go posyłajac jedno w jego stronę.
Chłopak odbił się o ścianę jednego z budynku, szybko upadając na kolana brukowej drogi.
-Zmieniłas taktykę.
Zauważa, próbując się podnieść lecz moja zwinnosc jest na o wiele wyższym poziomie, bo stałam już nad nim trzymając przy jego gardle różdżkę.
-Tego się nie spodziewasz co?
Złapał mocno moja rękę, parę sekund potem przygowżdzając mnie swoim ciałem do ściany, ręce trzymając nad glową, nie przejmując się że trzymam szklaną różdżkę w dłoni, i w każdej chwili mogę się wyswobodzic.
-To taka twoja gra wstępna Victoria?
Czuję jego oddech na szyi, delikatne usta muskają prawie nie wyczówalnie moją bladą skórę, delikatnie podgryzając ciało. Silne, przyjemne mrowienie przeszło mnie aż do tyłu głowy. W jednej chwili zapomniałam, że w ogóle obserwuje nas Krum, czychający na to abym w końcu go zraniła, a nie bawiła się w macanie na ulicy.
Zamierzałam się wyswobodzic, kiedy obok nas zjawił się Zabini z różdzką wycelowaną wprost na mnie, sekunde potem został powalony przez Wiktora.
Draco oderwał się, widząc zmierzającego w naszą stronę chłopaka.
-Co ty tu robisz Wiktor, nie powinieneś się mieszać.
Draco trzyma twardo różdżkę wycelowaną w twarz mojego towarzyszą, nie przejmując się, że jego przyjaciel leży nieprzytomny na ziemi.
-Nie twoja w tym głowa.
Skinął na mnie bym ruszyła za nim, bez chwili sprzeciwu ubrałam na siebie kaptur który zdarzył mi już spaść.
Między mną a Krumem wykiełkowała pewna umowa, traktuje go jak własnego mistrza, bo to on uczy mnie przetrwać. Dzięki niemu nawet poprawiłam umiejętności lotu na miotle.
-Trzymasz z tym typem?
Draco pluje w moją stronę widząc jak staje za plecami Wiktora.
-Nauczyła się przynajmniej być niezależna, czego nie mógłbyś jej zagwarantować. Zawsze próbujesz sprowadzać wszystkich w twój cień.
W tym momencie poczułam jak nasza relacja faktycznie podupada, wzrok jakim mnie obdarzył był cholernie nieznośny dla mojego serca.
-Chuj ci do tego, co robię. A teraz wypierdalaj latać na miotle.
Przeklnął w stronę Kruma, on nie byłby dłużny, gdyby nie fakt, że z jednego z budynków zaczęli wyłaniać się Śmierciożercy.
Wiktor złapał mnie mocno za rękę przenosząc do mojego pokoju.
-Jesteś naiwna.
Rzucił od razu kiedy przyzwyczaiłam oczy do jasności w pokoju, jako, że panowały bardzo jasne noce w Szwecji było to dość uciążliwe by usnąć w po 22.
-Nie jestem, gdyby był to ktoś inny inaczej bym to zaczęła.
-Nie możesz się tak bawić do chuja, też bym się nakręcił gdyby Hermiona stała w lateksie miała odjebane włosy i do tego w takiej pozycji, że tylko ciągnąć ją za włosy w łóżku.
Siada zdenerwowany na fotelu przypatrujac mi się jak spaceruje nerwowa po pokoju.
Poczułam z jego strony lekkie ukłucie zazdrości.
-Musimy nad tym popracować. Wojna w Hogwarcie, będzie trudna. Wiesz o tym, i wiem, że przygotowujesz się właśnie do tego. Nie zależy ci na Durmstrangu.Tylko żeby ratować tą głupią szkółkę-Hogwart.
-Spędziliśmy razem mnóstwo czasu, nauczylam sie wiele i nie rozumiem co jeszcze miało by byc do zrobienia, pokonałam cie wielokrotnie.
Stwierdzam, siadać naprzeciwko mojego rozmówcy.
-Zdradziłaś Śmierciożerców czy jakoś tak, będą na ciebie polować, nie teraz to potem. Będą się podszywać pod twojego kochasia by cie zniszczyć.
-Niby jak?
-Jesteśmy czarodziejami, istnieją setki sposobów by się pod kogoś podszyć. Zaczynając od eliksiru wielosokowego.
Krum podnosi się, kucając obok moich kolan.
-Jutro widzimy się w szkole, nie znasz mnie, ani ja ciebie osobiście. Nic nas nie łączyło, a wszystko to co umiesz zawdzięczasz sobie, wszystkie sekretne zaklęcia zostawiasz dla siebie, w szkole od razu spostrzeżą, że to ja ci pomagałem. Treningi są niezmienne.
Przerywa, po czym wyciąga z kieszeni srebrna bransoletkę z czerwonym kryształem.
-Mam identyczną, możesz się przez nią ze mną komunikować, wystarczy, że powiesz moje imię i miejsce gdzie jesteś a ja się zjawię. Moja ma taką samą funkcję, pamiętaj.
Przypina mi biżuterię na prawej dłoni, następnie żegna się ze mną gestem salutującym.
Odpowiadam mu skinienem głowy obserwując jak teleportuje się z mojego pokoju.

NieobecnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz