Rozdział 20

6.5K 299 28
                                    

Dumbledore chodził niespokojnie po swoim gabinecie zerkając co chwila to w stronę naszej piątki.
-Panie profesorze..
Odezwał się niespokojnie Harry z obawą ,że jeszcze bardziej zaniepokoi dyrektora.

-Słucham cie Harry.
Odezwał się podchodząc i stając tuż przed jego twarzą.

-Co teraz?

-Nie wiem chłopcze [Kocham God of War].Musimy zaczekać na Severusa on będzie wiedział co z tym zrobić.

-Z czym ?
Pytam obawiając się ,że Snape to nie jest dobre rozwiązanie.

-Z tym ,że mam w Hogwarcie dwóch śmierciożerców.
Posyła nam spojrzenie pełne współczucia.

Właściwie to podziwiam Dumbledora za to ,że pragnie wszystkim pomoc i zawsze daje druga szansę nawet tym którzy zrobili rzeczy nie wybaczalne.
Nie rozumiem dlaczego ten człowiek o tak dobrym sercu ma odejść do innego świata. 

-Jestem profesorze.
W drzwiach pojawił się jak zawsze spokojny Snape z lekkim przenikliwym uśmieszkiem.
-Czy stało się coś ważnego ?

Oczywiście ,że się coś stało debilu,przecież bez powodu byś tu nie przychodził.

-Severusie prosiłbym cie o dyskrecję a wasza trójkę proszę o opuszczenie mojego gabinetu.
W sekundę zrobił się oschły nawet nie próbując spojrzeć Potterowi w oczy.

-Ale panie Dyrektorze..
Uniosła się niespokojne Hermiona biegając zagubionym wzrokiem po pomarszczonej twarzy mężczyzny.

-Hermiono, to nie jest nasza sprawa.
Odezwał się Ron przyciągając do siebie Hermionę ramieniem.
Dziewczyna posłała mi spojrzenie typu "Jak coś zrobią złego to ich zabije"
Po czym zniknęła ze swoimi przyjaciółmi za potężnymi drzwiami.

-Severusie ,napewno wiesz dlaczego cie tu wezwałem.

-Prefekci nie sprawują swoich obowiązków?
Uśmiechnął się chytrze zakładając spokojnie dłonie ze sobą.

-Snape to są śmierciożercy.
Twarz nauczyciela zrobiła się jeszcze bardziej blada niż zwykle.
Znając go jakoś z tego wybrnie.

-W czym problem?
Unosi głowę idealne wręcz perfekcyjnie ukrywając emocje.

-Nie chce by moim uczniom coś zagrażało.
Severus i Dumbledore skupili się na rozmowie nie dbając o nasze towarzystwo a ja nie dbałam o czym rozmawiają jedynie po głowie chodziły mi myśli co się stanie gdy Czarny Pan zostanie poinformowany.

-Draco..
Szepnęłam do siedzącego po mojej lewej stronie chłopca.
Odwrócił twarz w moją stronę ukazując poczerwieniałe oczy.
-Czy ty..
W tym momencie złapał mnie za rękę mówiąc tak bym tylko ja to usłyszała.

-Victoria nie ważne co się stanie ,zawsze z tobą będę..
Przełknął głośno ślinę poprawiając włosy.
-Nie ważne co się stanie obiecaj mi ,że o tym nie zapomnisz..

-Draco..
Ściągnęłam mocniej jego dłoń czując pulsowanie żył.

-Victoria wiem co się stanie...
Urwał słysząc jak Snape zaczął zwracać się do wszystkich.

-..Jedno z nich musi ściągnąć drugiemu znak.

-W jaki sposób ?
Draco unosi głowę puszczając niedbale moją rękę.

-Zaklęciem a jakże by inaczej panie Malfoy?

-Severusie jesteś bardziej doświadczony..
Odezwał się Dumbledore świdrując niespokojnie wszystkich wzrokiem.

-Czarny Pan dowie się kto to uczynił ,moim zadaniem jest działanie dla zakonu a nie dla ratowania tej dwójki.

-To są dzieci.

-Dzieci? Czy profesor siebie słyszy ? Ta dziewucha uczyła się od dziecka jak mordować a ten tutaj jest wypisz wymaluj Śmierciożercą.Draco zdejmie jej znak pod pretekstem zdrady Voldemorta a ona sama ukryje się gdzieś w Europie.

Po tych słowach odsunęliśmy rękawy koszul stając do siebie twarzą w twarz.
-Nie musimy tego robić..
Szepnęłam widząc jak Draco przykłada różdżkę do mojego przedramienia.

-Chcesz zginąć ?
Patrzy mi w oczy jeszcze bardziej sprawiając by atmosfera między nami zgęstniała.
-Nie chce byś ty zginął.

-Ja mam zawsze plan Victoria, a ty masz raz na zawsze wyjść z tego gówna i prowadzić spokojne życie.

Po tych słowach wyrecytował zaklęcie podyktowane przez Snape a w całym pomieszczeniu w jednej sekundzie rozniósł się mój krzyk.

Ból był nie do zniesienia wiec nawet nie pamiętam kiedy osunęłam się na podłogę tracąc całkowity kontakt ze światem.


Ocknęłam się w jakimś teatrze, dookoła wszyscy wpatrywali się w przedstawianą sztukę na scenie lecz jedynie jedna osoba siedząca obok mnie tam nie patrzyła.

Moja Matka.

-Co to za miejsce ?
Pytam rozglądając się po eleganckim wnętrzu.

-To ulubione miejsce mojego brata.
Opiera się spokojne o oparcie wygładzający delikatnie sukienkę na udach.

-Nigdy nie mówiłaś ,że miałaś brata.

-Bo nie mogłam go za niego uznawać.

-Ale przecież ..
Kręcę głową udając ze w jakimś stopniu obchodzi mnie to wydarzenie.

-Sven był moim młodszym bratem,do czasu jego wydziedziczenia. Miałam wtedy osiemnaście lat kiedy próbował mnie zabić i ukraść większość majątku naszej rodziny. Zaczęłam bronić go ,że to zaklęcie Imperiusa ale nie było na to żadnych dowodów.Rodzice dbając o nasze i jego bezpieczeństwo po ukończeniu Durmstrangu kazali opuścić mu Szwecję i już nigdy nie wracać do dworu.

-Ale dlaczego miałby to robić? 

-Każda rodzina ma swoje wielkie tajemnice o których warto nie wspominać.

-Próbował cie zabić a teraz jesteś w jego ulubionym miejscu ?

-Nie uśmiecha mi się tu być Victorio, lecz dla przyjemności tu nie jestem ,tylko dla ciebie.

-Po co miałabyś to robić ?

-Żebyś wiedziała gdzie masz zacząć szukać.

Dookoła spowiła się biel a gdy zniknęła znalazłam się w łóżku szpitalnym ściskając w pięści bilet do teatru.

NieobecnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz