Wokół pałacu było dużo drzew,nie było drogi wyteptanej tylko gąszcze gałęzi,drzew i krzaków.Luna na to się patrzyła prze okno,za nią stała Quen.
-No to tu nieźle macie-powiedziała odwracając się do niej-Kiedy będziemy to ogarniać?
-Jak nam się zachce,ale i tak no spoko tu jest mimo tego.-podeszła do Luny- Zawsze mogliśmy być na pustyni lub na Syperii.
-Racja...
W tym momencie weszła z buta najniższa z dziewczyn,o złotych oczach.
-CO TU SIĘ KURWA DZIEJE?!-krzyknęła śmirjąc się.A za nią jedyny chłopak w ekipie,Moon.
-Niemy proszę cię....-powiedział poważnie-Bądź wreszcie poważna...Proszę?
-Nigdyyyyy-śmiała się nadal
-Ona coś bierze?-zapytała się Luna.
-Nie,chyba...Ale jest spoko-powiedziała Quen
-podwierdzam-powiedział
-Ja ćpam tylko Glenn odpowiedziała Niemy
-Niemy,a ty trochę rozgadana jak na niemego -zaśmiała się Luna
-A to tylko przez to jaka kiedyś byłam.....-powiedziała cicho,ale po chwili zaczeła się głośno śmiać,nie mogła złapać oddechu a oni tylko się patrzeli z myślami co ona brała.Nagle zrobiła poważną minę,co rozmieszyło Quen i Lenę które było do niej przodem.Moon nadal nic nie ogarniał.Złoto oka dziewczyna odwruciła się do niego z lekkim uśmiechem.Poczuł oderzenie ciepła.
-Moon,a czo my mamy za porę roku?
uderzył się w głowę
-Jesień,Niemy,mamy jesień.
-A kiedy będziemy ogarniać tą dzicz?-pokazała palcem na okno-Raczej nie w zimę?
-Nie,w zimę to nie...Jutro?Po zimie?
Niemy spojrzała się na niego bardziej z wkurzeniem w oczach.
-Moon,my wczoraj patrzeliśmy na żarełko i pitu.Tak jak jedzenie nam starczy to picia na cztery osoby,raczej nie starczy.
-Ile tego było?
-Z cztery opakowań było.-powiedziała Quen starając się uspokojić.-No to może dziś będziemy ogarniać?
-Tym wcześniej tym lepiej co nie?
-No chyba,że chodzi o ciąże,wtedy tym cześniej tym gorzej-powiedziała Niemy.
-Idymy?
-Ju,idziemy.
Wyszli razem,biorąc noże i siegierę (Moon ma siegierę) oraz młotek,która miała najniższa .Na dworzu pojawił się problem,bo nie wiedzieli w którą stronę robić ścieszkę.Luna chciała w prawo,Quen na tyły robić,Moon na lewo,a Niemy miała wyjebane i patrzała jak się kłócą,ryła się w duchu,bo miała pomysł jak spór rozwiązać.Po pół godzinnym patrzeniu wstała,stanęła na kamiennej poręczy i krzyknęła:
-EJ!A może tak zrobimy,że robimy sami w tą stronę gdzie chcemy?
-Dobra nich będzie-powiedziała czerwona ze złości Quen.
-Ale będzie dłużej trwać!-powiedziała Luna
-A inne rozwiązanie widzisz?-zapytał się Moon
-W sumie,tak...Ale to też będą spory.
-A jak chcesz to zrobić?-Zapytała się niebiesko włosa (Niemy)
-No,że dwoje jedną,a dwoje w drugą.
-No to ty z Quen w tył,ale odpijacie na prawo,a ja z Moon na lewo.
-Jestem za!-Krzyknęła Quen,podnosząc nóż z ziemi.
-W sumie,może być-powiedziała Luna,patrząc się na Quen.
-No dobra-powiedział cały ciepły chłopak.
-No to,szerokiej drogi-zaśmiała się Quen.Dziewczyny poszły na prawo,miały naj mniejszą puszczę,to już wiadomo czemu chciała na prawo.
-Quen,a ty tęsknisz czasem za normalnością?-zapytała się Luna,biało włosa spojrzała się na nią
-Jedynie za rodzicami...Oni byli zajebiści,za szkołą nie będę nigdy tęskniła,trochę może za przyjaciółmi....ale no teraz jestem tu z wami.A ty tęsknisz?
-Szczerze,nie...Ani za rodzicami,ani za szkołą i za nikim.-spóściła głowę na dół
-Czemu?
-Tata mój umarł,matka pobadła w alkoholizm i tak z rok temu tu się przeprowadziłam.Nie umiałam się zapoznać z nikim,czułam się w chuj samotnie...
-Ej,teraz jesteś z nami więc jest i będzie super!Nie masz co smutać przy nas.My pomorzmy my jesteśmy "rodziną"od nie dawna,a na naszą rodzinę można zawsze liczyć,nawet na To.
-To?
-No To,ten w kapturze,demon z legendy.Na pewno słyszałaś.
-Racja,od kąt zakinęła jakaś Amber to o tym było głośno,potem jeszcze ktoś i to w ogóle wszyscy oszaleli!Dużo osób z dziećmi przeprowadziło się,żeby były bezpieczne.
-Serio?!No to nieźle się pomieszało w tym miasteczku!
-Bardzo mocno,aż za mocno.Jak teraz się przechodziło obok placu zabaw to pustki.
-Jak to?!Przecież zawsze było wypełnione!Nawet nie było tam miejsca dla wszystkich!
-No,dużo się zmieniło.
Długo gadały i ścinały gałęzie i wysoką trawę,aż Moon krzyknął,że wracamy bo znalazł jeziorko z małym mostem,a wokół kilka jabłoni oraz krzaki z jagodami.Potobno nie drukarce,bo Niemy jeszcze żyje.
Niebiesko włosa z Quen zebrały gałązki i prubowały zrobić koszyk,pierwsza próba,nie przypominało nawet koszyka,druga niby kosz a jednak dziurawy jak ser,trzecia próba stworzenia idealnego koszyka też powiodła się klęską.
-Moooooon!-krzyknęła Niemy siedząc na ziemi.
-Co?
-A może poczekamy na przyjście Złodzieja?-powiedziała spoglądając na niego z szerokim uśmiechem,jednocześnie będąc wkurzonym.
-Ehm....No dobra,a się nie da z tych?
-Jak chcesz to se sam to rób!
-Kim jest Złodziej?-zapytała się Luna
-Nasz najlepszy przyjaciel,co nie Moon?-uśmiechnęła się do niego,a ten stał się czerwony ze złości
-Ta....Mój "ukochany przyjaciel"-powiedział z ironią w głosie
-A bardziej szczegółowo?-zapytała się Quen
-On przynosi nam czasem litu,amu,kocyki i inne rzeczy.Żeby nie on to ten pałac był by bardziej pusty od niektórych dziewczyn.-powiedziała Niemy
-Powiadarz?Skąd te,żeczy bierze?
-Złodziej...no jak na ksywkę przystało jest złodziejem.
-Taki złodziej z niego,że był w więzieniu trzy razy-dodał Moon
-Ktoś tu jest zazdrosny?-śmiała się Quen
-No weź o własną dziewczynę być zazdrosny?-powiedziała Luna.Uśmiech miała od ucha do ucha.Niemy zaczęła się śmiać tak jak w pałacu,tylko teraz turlała się na ziemi.
-My jeszcze nie jesteśmy razem-cicho powiedział.
-JESZCZE!-krzyknęła śmiejąc się i turlając jak opętana.
-Jeszcze?-Zaśmiały się dziewczyny.
-O ciemno się robi!-zauważył chłopak uśmiechając się-idziemy?
-Dobra,nie lubię ciemności-powiedziała Quen
-BOJĘ SIĘ CIEMNOŚCI W CHUJ!-krzyknęła Niemy gwałtownie stając na nogi.
-Heh,też-powiedziała Luna
Poszli własno robiona drogą.Już na początku widzieli swojego gościa.Rudy chłopak opierał się o wierzbę.Moon tylko go zobaczył i powiedział
-O mój BFF już czeka - powiedział wkurzonym głosem.
Niemy go szturchnęła,obu lubiała i nie mogła znieść widoku zazdrości.Tym bardziej wie to co on nie wie.Wszczyscy byli już przy pałacu,złoto oka przywitała się tak jak cały czas,przytulas i buziak w policzek.Moon tylko powiedział cześć.Quen i Luna chciały go poznać.Jednak nie spodziewali się,że tak on ich przywita.Nie znali się,a ten bez wstydu obie przytulił mówiąc
-Witam nowe-wręczył trzem dziewczyną róże-Moon przyjacielu,przywitaj się ze mną,długo cię nie widziałem!
-Powiedziałem cześć,nie wystarczy?!
-Przywitaj się ze mną jak za starych dobrych lat!-wyciągnął ręce czekając na przytulenie lub nawet podejście bliżej.
-Było minęło,peszek.-powiedział patrząc jak uśmiech byłego przyjaciela znika.
-Oh....No..Dobra..-mówił smutny,ale po chwili zaczął wesoło znowu-A chcecie zobaczyć co dla was mam na zimę?
-Pokazuj!-krzyknęła Quen z Niemym.Złodziej wyciągnął cztery koce,jakieś grube ubrania,dwie zapalniczki oraz 6 opakowań zapałek.A to tylko w jednej torbie,zresztą z bardzo męskim kolorem,która idealnie pasowała do czarnych ubrań i czarnej maseczki chirurgicznej,która podkreślała głębie jego zielonych oczu.
-Tyyyy....Jak to ty tam?-zdziwiła się Luna,patrząc na ilość ubrań i kocy.
-Magia-odpowiedział.
-Złodzieju ty mój przyjacieluuu...-powiedziała Niemy
-Co tym razem potrzebujesz?Czekolady,nowych butów?
-Kosza,a czekoladę też.
-Kosza?Do czego?
-Do zbierania jabłek i innych rzeczy.
-Oooo ho,na kiedy?
-Na jutro!
-Postaram się ogarnąć!A teraz pora na mnie,bo ciemność się zbliża.A sami wiecie,że wtedy jest nie fajnie.
-Wiemy,co nie Luna-Niemy spojrzała się na dziewczynę
-No to trzymaj się!-pożegnała Quen
-Elo mordo ty moja- powiedziała Niemy
-Cześć!-krzyknęła Luna
-Pa pa!-odpowiedział patrząc się na chłopaka,było mu przykro,bo ten tylko patrzył się na niego surowo.Po chwili Złodziej zniknął w krzakach.
Moon podszedł i podniusł rzeczy rzucone na ziemię.Dziewczyny weszły do pałacu wkładając róże do innych kwiatów w słoiku.Teraz wyscy poszli wybranych przez siebie pokoi,dziewczyny zasnęły szybko,tylko Moon tylko siedział i patrzał na okno.Łzy miał w oczach,a gniew go piekł od środka."Nie wierzę,no kurwa nie wierzę!-myślał-Muało być lepiej,miało być lepsze życie!Miała mnie kochać!Miała być moja!Nie po to prosiłem To,żeby ją tu wziął!"Wstał i chodził w kółko.Zaczął słyszeć delikatne dzwonki.Bardziej go to zdenerwowało,bo już wiedział,że To tu zaraz będzie.Jednak się mylił on nie przyszedł.Zaczął uderzać pięściami w ścianę.Przestał gdy zobaczył krew na rękach oraz ścianie.Poczuł zmęczenie i usłyszał dzwonki.Upadahącąc poczuł jak kościste długie ręce go łapią,dalej film mu się ucioł.
YOU ARE READING
Pamiętniki Psychopatów
AdventureMłodzi mordercy i złodzieje,pierwszy raz się widzą i muszą razem mieszkać pod jednym dachem.Co z tego wyjdzie?Zobaczysz....*zakończone *