Noc poza domem

19 2 0
                                    

Było bardzo zimnie popołudnie,śmiechy i szczęście szybko znikło.Quen i Luna siedziały u góry pałacu wybierając ciepłe ubrania na zimę.
-Szczęście,szczęście i po szczęściu,co nie?-powiedział uśmiechający się Moon
-Nie denerwuje mnie- szepnęła z gniewmem Niemy
-A co?Tak prawda.
-Głuchy?
-No dobra no...Już nic nie mówię.
Powiedział i usiadł obok Niemego.O parł się o swoje kolano,patrzał się na jej bladą twarz z wypiekami od zimna.Po kilku minutach pacną ją w ramię i tak cały czas robił,aż nie zareagowała.
-Przestań-powiedziała z słyszalnym wkurzeniem w głosie
-A czemu?
Niemy uderzyła go z otwartej dłoni i weszła na górej.
-Ej,no Niemy!-krzykną wstając-Już nie będę!
Go nie zabolało jej uderzenie w twarz,ale tak uczuciowo to go bardzo zabolało.Wbiegł po schodach i otworzył drzwi gdzie była Quen i Luna,myślał,że tam weszła.Jednak jej tam nie zobaczył.Miał szczęście,że obie dziewczyny były odwrócone do niego tyłem,bo pewnie by był krzyk,ponieważ się przebierałay.Szybko zamknął drzwi i poszedł do sypialni Niemego.Może jej tam nie było,ale się zmieniło u niej w pokoju.Łóżko które było po prawej stronie,teraz znajduje się pod oknem(czyli na środku pokoju),a stolik nocny był po lewej stronie obok łóżka.A pentagram nadal w tym samym miejscu,o dziwo nie zasłonięty."Jej tu niema...-myślał-Stać jej też się nic nie stanie,więc mogę chyba tu pogrzebać.Nie dowie się."Zamkną za sobą drzwi i rozejrzał się po pokoju,tak u niego białe ściany,biały sufit tylko,że jaśniejsze drewno na podłodze,a tak to taki sam.Nad drzwiami było zdjęcie,a na nim ona i jakiś mężczyzna,chyba wysoki...bo się schyla do niej.Niemy miała tam jeszcze niebieskie oczy i czarne włosy,oraz jej sławna czerwona bluza,zaskaniała jej blizny,które nadal ma tylko mniej ludzi je zauważa.Trochę smutne,że ludzie nie zauważają cierpienia innych.Od wrucił wzrok od zdjęcia i podszedł do stolika nocnego(nie szafka nocna),na nim były kartki z rysunkami i ołówkiem z gumką.Przejrzał dwa rysunki,na jednym był księżyc połączony z słońcem,"Widziała naszyjnik chyba-pomyślał",na drugim była ich paczka,wszyscy przytuleni,uśmiechnęci,a w tle las.Oba były całkiem śliczne.Pod stolnikiem znajdowała się książka,była ona całkiem gruba i bez tytułu,czerwona okładka bardzo była gładka,bez brudu na niej.Otworzył na pierwszej lepszej stronie i zaczął czytać"19-02-2015 rok.Smutno mi,ponieważ dziś mój brat jedzie do....."przerwał czytanie,nie chciał naruszać aż tak jej prywatności,pamiętnik jest bardzo osobisty i nie chciał się dowiedzieć czegoś,czego będzie żałować.Tylko chciał zobaczyć pierwszą datę z pamiętnika.Otworzył na pierwszej stronie i tylko był napis bez daty, przeczytał "Z okazji twoich urodzin,życzę ci dużo zdrowia i szczęścia,daje ci ten pamiętnik,abyś mogła tu zapisywać najważniejsze sytuacje z życia.Mam nadzieję,że będziesz tu pisać.Kocham Tata.".Przewrócił kartkę i zobaczył upragnioną datę zaczęcia,17.03.2009r.
Zaskoczył się bardzo,po ogładce by się nie spodziewał,że tyle ma ten pamiętnik lat.Odłożył go na miejsce.Teraz podszedł do kanapy na której były ostre rzeczy i młotek.Nad nim znowu zdjęcie tym razem był na nim on z nią.Na początku gdy się spotkali po tych kilku latach.Nadal pamięta ten aparat,zrobiło się nim zdjęcie od razu ono się wysuwali z dołu aparatu.Szkoda,że już go nie ma.Wpadł do wody i się popsuł.Poszedł do szafy.Otworzył ją gwałtownie,przestraszył się gdy zobaczył szubienicę i doczepianą karteczkę z napisem "To moja wina,nie wasza",potem zauważył,że na drugiej stronie jest napisane "Nie aktualnie XD".Uspokojił oddech,zawiesił kartkę na miejsce.Poza liną było jeszcze więcej noży,kilka słoików w jednym było serce,jakaś figurka,manga w kącu od kąt on pamięta,siedziała na przerwach i się śmieli,że chińskie komiksy czyta.Kilka razy nawet jako morderca zaglądal czy jej nic nie jest,zawsze w tym samym miejscu na dworze i zawsze czytała.Omijając wspomnienia i wracając do zawartości szafy były jeszcze książki,zeszyt,albumy i naszyjnik krzyż .Kiedyś zawsze nosiła ten wisiorek.Zamkną szafę i podszedł do łóżka dziewczyny,spojrzał co jest pod nim,myślał,że zobaczy noże,wódkę,papierki lub mangę,a tu takie zdziwienie dwa miesie.Jeden biały,drugi jak kawa z melkiem,oba miały brązowe oczy i oba chłopak rozpoznał,na walentynki schował jednego do jej szafki,drugiego czyli białego na święta Bożego Narodzenia.
Myślał,że je wyżuciła,bo pamiętał,że w obu przypadkach miała normalną minę-nie uśmiech i nie smutek-coś pomiędzy.No nie pytając jak wiedział jaki ma kod do szafki oraz jaka była jej reakcja,że wiedział dokładnie gdzie siedział na przerwach i inne rzeczy....Po tych wszystkich dziwnych i szokujących rzeczach co dziś znalazł pobiegł do swojego pokoju,potem tym razem pukając wszedł do Luny i Quen jej tam nie było,miał nadzieje,że jednak było wszystko w porządku.Biegał po pałacu jak nie normalny.Nigdzie jej nie było.Usiadł na dworze.Był mokry od potu a zima teraz pokazywała swoje zimno.Miał nadzieje,że będzie martwy. Nagle usłyszał dzwonki w uszach i zobaczył ciemność.Obudził się w ciepłym łóżku,poraz pierwszy przykryty kocem (bo kołdry tu nie ma),obok była połamana dziewczyna,wtulona jak do misia,oczywiście pomijany fakt,że ona tylko zdrową ręką go obejmuje,a on ją tuli,ale ona go przytula i niech już tak będzie.Poczuł,że ogólnie jest ciepło.Nic się nie paliło,to tylko grzejniki dzialały,jak on nie wiedział.Budzić nie będzie nikogo.Spojrzał zza okno było ciemno.Chłopak sam do siebie się uśmiechną.
-Dzięki-szepną bardzo cicho,żeby jej nie obudzić.A dziękował,bo prosił To,aby ona tu była z nim i jest.Otworzyły się dzwi,Luna zajrzała do pokoju,widząc świecące się na fiolet ślepia,weszła całkowicie.
-Jak się czujesz?-zapytała cicho
-No....Dobrze,a co?
-No,bo leżałeś,tam na dworze....
-Oki,chory nie jestem na szczęście.A coś ty taka nerwowa?
-Nic,tylko ta połamana,spadła ze schodów,Quen nie chce ubierać kurtki i radnego długiego rękawu,jeszcze ty tam leżałeś,a ja tam prawie wpadłam do jeziora.Ale za to mamy cipło w domu.
-Pałacu....i jak ?
-No tam w piwnicy jest takie elektryczne łoooo i kabelki podłączyliśmy i coś tam coś tam....I mamy ciepło w dupe
-Spoczko,a nic się nie pali?
-Nie,bo sprawdzałam i nic wokół nie ma.
-Oki...która godzina?
-18 coś,ciemno jest jak na tą godzinę...
-No zima
-No,to ja już nie będę zawracać głowy..
-Spoczko
Luna wyszła z pokoju,zostawiając w ciemności ich.No cóż nadal był zmęczony,więc leżał nadal.
Tym czasem Quen i Luna w ciepłych ubraniach(Quen w kórtce w moro,szarej koszulce z X'em,krótkich spodenkach,ale z nad kolanówkami z uszami kota.Luna w liliowej bluzie,długich czarnych spodniach i dwuch z niskim stanem kucyki,od dzielaly dwukolorowe włosy-fioletowy i biały)wyszły z pałacu w śnieg,wybrały taką ścieszkę życia,że trzeba ją zacząć robić.Nie chciały zabijać.Poszły tam gdzie Złodziej chodził,gdy o coś go prosili.Druszka była lekko wydeptana.Poszły drogą,długo nawet szły.Zaczęły wądpic,czy był to dobry pomysł pójście w ciemnościach.Chciały juz zawrócić,ale spotkały Złodzieja.
-A wy gdzie?-zapytał rudy Chłopak.
-Teraz do pałacu...
-A wcześniej gdzie chciełyście?
Quen odpowiedziała mu po chwili zastanowienia.
-Ukraść coś.
-A to idziemy-powiedział łapiąc obie za ręce i ciągnął do wyjścia z lasu.
-Tu macie pole do popisu -powiedział stając na grańcu lasu i pokazując rękoma duże miasto.-Iść z wami?
-Pewniej-uśmiechnąła się Luna i poszli w miasto,Złodziej mówił co i jak.Stanęli pod blokiem,wyglądał na stary.Chłopak wszedł do środka i kazał im na dle czekać ,wrócił bo kilku minutach z dwiema torbami.Luna wzięła szarą,a Quen czarną.
-Po tym wszystkim zapraszam do mnie.-powiedział chłopak.
-Spoczko
-Oki...
Po tym dziewczyny poszły za nim.Doszli do bardzo ciemnego,ale głośnego miejsca,Złodziej tłumaczył,ze tu jest najlepiej graść i mordować,ponieważ ciemno to nikt nie widzi,wszędzie bary,wszędzie pijacy,wszędzie ciemniejsze zaułki i bez problemu można tu ukraść drogie rzeczy,nawet z baru.Więc trujka usiadła w jednym z tych zułków i patrzeli czy ktoś idzie,muzyka była prawie nieznośna i żelujaca,były takie piosenki typu disco polo,nagle jakiś polski rap,potem jakąś latynoska,co chwilę to się zmieniało.Długo siedzieli,aż wreszcie rudy zobaczył nachmieloną dziewczynę,wyglądała jak ladacznica,więc chłopak bez radnego skrępowania wstał i podszedł do niej.Cos gadał,bardzo dziwne i dwuznaczne ruchy pokazywał.Dziewczyny się przygladały i ze zdziwieniem zobaczyły jak on jej daje pieniądze."Mieliśmy krasć-myslala Quen-A nie iść na dzięki!"Po chwili chłopak z dziewczyna poszli do zaułka,nieznajoma nic nie pytala tylko szła z nim i się smiala,chłopak jak nuż obok Luny przechodził machną głową na znak,żeby za nim poszły,zrobiły to.Koniec zaułka,a ta nadal nic,rudy chłopak podniusl cekłówkę i uderzył pijaną w głowę,trochę krwi się polało.Luna przełknęla głośno ślinę widząc ten widok,było widac,ze nadal oddycha,ale i tak dla niej był to szok.Jeszcze widok jak Złodziej bierze jej białą torebkę i bierze z portfela wszystkie pieniądze,potem iphona,kondomy,potem podniusl jej rękę zdją zegarek,później naszyjnik z sztucznych pereł i na koniec z stanika kobiety swój hajs.Spojrzał się na dziewczyny.
-No co?Nie mysleliscie,że bez mojego hajsu sobie pójdę?
-Ale...ale...miało być bez rękoczynów....-wystękala Luna
-Jakie rękoczyny?!Ja jej z cegłówi jeblem ,a nie z rąk!Teraz wy...-powiedział podnosząc ograciona kobietę i gładąc ją do śmietnika-Idziemy dalej?
-Dobra głowie działa Quen zaostrzona na niego.Poszli do innego zaułka.Tym razem Luna miała iść.Przez to się trzęsla bardzo mocno,obok nich przeszedł bardzo chudy,ale bardzo elegancki chłopak.
-Luna,wiesz co robić -powiedział chłopak pchając ją na ulcę,taka ta ulica,że samochodów nie ma.Dziewczyna podeszła do wysrojonego chłopaka.
-Część....-powiedziała dziewczyna.
-Dzień dobry?Jakiś problem?-zapytał się.
-Tak po tam-pokzala na uliczkę-,tam mi moja....kuzynka zenmdlała i nie wiem co robić....
-O Boże!Spokojnie jestem studentem medycyny.-powiedział biegnąc.Zanim tam dobiegł dziewczyna pokazała znak,żeby oni dalej tam poszli i też pobiegła do nich.
-I gdzie pani kuzynka?Tu nikogo.....-przerwał przez Złapanie barka przez chłopaka.W mignięciu oka leżał na ziemi.
-Jak?
-Czary....Teraz proszę go okraść.
-O...oki
Powiedziała i wachajaca ręką sprawdzała kieszenie od spodni,miał tam 300zl-kto normalny tyle nosi w kieszeniach- i 20 groszy,potem z ręki wzięła zloty zegarek,sygnet.Z górnych kieszeni znalazła pudełko,a w nim pierścionek zaręczynowy z małym drogocenym kamieniem.Tego nie mogła zabrać,więc odlozyla go na miejsce.Zdziwilo to trochę Złodzieja.Z szyii zdjęła mu krzyż,srebrny łańcuszek i z uszu jeden kolczyk zloty."No to niezły typek,na pewno pogaty-pomyslala"Podniosła teczkę która leżała obok,otworzyła i zobaczyła więcej pieniędzy,razem z tamtymi z kieszeni to było 1234zł i 20 groszy,jeszcze w teczce były jego i bardzo ładnej kobiety.Szatynka z długimi włosami i czarnymi oczami,omijając to znalazła kolejne pudełeczka w nich tym razem kolczyki z perłami,bransoletka ze złota i naszyjnik z pikną zawieszką.
-No to niezły ci się trafił.-powiedział
-Bardzo....Quen teraz ty!
-Jestem za!Nawet widzę kogo mogę opierdolić -powiedziała i poszła do jakiegoś mężczyzny.Wyglądał jak "dzisiejszy wzrór mężczyzny",czyli rurki,różowy sweter,brak zarostu,włosy jak pędzel i do tego jeszcze workowy plecak w paski.Chwilę z nim pogadala i od razu za nią polazł.Byl juz zaułku,a ona szła za nim juz z butelką w dłoniach.Uderzyła go i ukradła mu praktycznie wszystko,nawet sweter i buty!Cała pojemność jego worgowatevo plecaka wylądowała w jej torbię,nie zwracała nawet uwagi co wpada.Wszystko z jego kieszeni wzięła.
-No i to się nazywa złodziej!-powiedział rudy.
-Awww,dziękuję!
-A teraz idziemy baru?
-Dobra,ale co z nimi?-zapytała Luna.
-No,leżą iiiii.....leżą,a jak się obudzą to ciul i tak idymy gdzieś indziej.
Odwrócił się i poszedł,a dziewczyny za nim.Pół godziny minęło,a już są w barze,Złodziej co chwilę się witał.dziewczyny usiadły na fotelach od stołu,chłopak za to poszedł do barmana,zaczął z nim badać,czasem pokazując na nie.
-Co on tak pokazuje na nas?-powiedziała lekko zdenerwowana Luna
-Spokooooojnie,pewnie to jeden z naszych braci.
-Ale my jesteśmy jedyni z lasu od demona!
-Z lasu,Luna z lasu,bez sensu się denerwujesz.
-Możliwe,ze dla tego,bo chyba tamtemu popzulam zaręczyny...I sama mnie ,nasz!wszystkim się denerwuje!
-Oj nie przesadzaj,raczej to lepsze od mordowania.
-Racją-przyznała i oparła się o miękki fotel.Dwóch mężczyzn podeszło do nich,jeden miał blizny na twarzy,a drugi,był łysy z brodą.Złodziej widząc go od razu tam się pojawił obok,nawet oni nic nie zaczęli gadać.
-Ej,ej,ej!Jakiś problem jest?-zapytał uśmiechjac się
-Nie nie,tylko chcieliśmy do nowych siustr...Się przywitać,bo teraz my jesteśmy rodzina.-powiedział typ z brodą białą jak śnieg.
-No właśnie,nie panikuj tak nam Natanku.-powiedział drugi z żwiecacymi na czerwono oczami i z bliznami na twarzy.
-Spoko,ale tylko je skrzywdzicie,to mnie Moon zabije....Ale wasz też!-powiedział stanowczo i odszedł znowu do barmana.Luna była blada ze strachu,bo jeden to był widoczny morderca(oczy),a drugi złodziej.
-No to,cześć,jestem Mikolaj-mówił mężczyzna z brodą-A to mój brat,brat z jednej matki.
-Psycho jestem.-powiedział brat Mikołaja.
-Jestem Quen- powiedziała bez wachania-a to moja przyjaciułka,Luna.
-Hej....-powiedziała
-Można się dosiąść?
-Oczywiście!-powiedziała Quen nie dając głosu Lunie.Przestraszona dziewczyna dosiadla się do przyjaciułki.
-Podobno jesteście z Moonem pod jednym dachem?-zapytał Psycho
-Tak,tak-odpowiedzia Quen
-No to nieźle tam pewnie macie co?
-W sensie?
-W sensie,ze cały czas pijackie male imprezy,krzyki,krew wszędzie i błaganie o litosć.
-Że co proszę?-zapytała Quen ze zdziwieniem.
-Ten mordulec nigdy nie znał granic w tym co sobie wybrał,ah to nasz wariat jest!
-Eeeeee.....Ale on jest spokojny!
-Pffff.dobry,żart!-śmieli się obaj-On jest kurwa pojebany w chuj!On prawie zajebal pół miast,bo dwie osoby bardzo mocno go wkurwił!
-Ale on serio jest spokojny!-dołączyła się Luna-nie widziałam,żeby kogoś zabił!On głównie siedzi w pałacu i z nami normalnie rozmawia....No może czasem jest nerwowy!Ale on nas nie skrzywcił!
-No właśnie,a jak by chciał to by nie mógł,bo Niememu to by jej się niesprzeciwi!
-Ze komu?-zapytał Mikołaj
-Jego dziewczyna,też zabija...
-Psycho czy ty to słyszysz!?Już nas nie będzie chciał zajebac!
Złodziej przyszedł do dziewczyn spanikowany.
-Musimy z tego miejsca spierdalać!
-Czemu?!
-Nie pytajcie musimy isć-mówił ciągnąc je za dłonie
-Dobra,to cześć
-Paaa-porzegnaly.
Zaciągnął je szybko do bloku w którym zamieszkiwał.Miał ładnie tu.
-Kto gdzie śpi?-zapytał
-My do pałacu....
-O nie nie!NIE!Jest po północy!Spicie u mnie.
-Dobra,a co mamy do wyboru?
-Dywan,łóżko i rozgłata a SOFA.
-Luna spimy razem?
-Dobra
-To na sofie.
-oki
Po godzinie wszystko było zrobione,łóżko rozłożone Złodziej w innym pokoju i wszyscy spali.

Pamiętniki PsychopatówWhere stories live. Discover now