Poniższy fragmencik widnieje w opisie, ale na wszelki wypadek wrzucę jeszcze tu, żeby nikt nie musiał drapać się przy czytaniu po głowie i zastanawiać się o co chodzi :D :
Kanon zachowany, ale zaznaczę, że kanonem jest dla mnie siedmioksiąg czyli nie liczy się to, co JKR dopowiedziała po fakcie, a przede wszystkim absolutnie nie biorę pod uwagę wydarzeń z "Przeklętego dziecka". Czyli: Albus nie musi być w Slytherinie (mówię od razu, bo ostatnio wywołało to kilka wątpliwości :)), nie było żadnych podróży w czasie, żadnych martwych Astorii Malfoy, żadnego Draco, zwracającego się do Harry'ego po imieniu i żadnych, na litość boską, córek Voldemorta. Profile bohaterów, które pojawiły w sztuce, również nie maja racji bytu w tym opowiadaniu.______________________________
– Ojciec by mnie zabił, gdyby wiedział, że tu jestem – stwierdziłam, rozglądając się po tłumie wystrojonych ludzi. – A potem sam by umarł. Ze wstydu.
– Uwielbiasz dramatyzować, co? – zagadnął wesoło James, przewieszając sobie białą ściereczkę przez ramię. – Pójdę zetrzeć tamte stoliki, a ty przejdź się po stołach bufetowych i sprawdź czy nie trzeba dołożyć ciasta.
Dochodziła północ. Ilekroć w naszym domu organizowano jakoś większą imprezę, wszyscy o tej porze byli już zbyt obżarci żeby stać, a co dopiero tańczyć. Wszyscy zbierali się na kanapach przy kominku i gadali o bzdurach.
Najwyraźniej elitarne towarzystwo miało inne priorytety. Parkiet co prawda nie był zbyt oblegany, ale prawie nikt nie siedział. Większość osób stała z drinkami w dłoni, a kiedy koło kogoś przechodziłam, ciągle słyszałam zwroty typy „osiem tysięcy galeonów", „spadek wartości", „nieruchomości w Cumberland", i tak dalej. A gdzie się podziały normalne rozmowy o tym czy komuś smakowały ciasta? Albo o tym czy wujek Richard jest w dobrym zdrowiu?
– Wcale nie dramatyzuję – odparłam. – Dlaczego nie mogłeś przyjść sam?
– Mogłem. – James zmarszczył brwi i zerknął na mnie z niezadowoleniem. Ludzie często patrzyli na mnie w ten sposób. – Ale wolałem mieć jakieś duchowe wsparcie, a ty jesteś moim ulubionym członkiem rodziny.
– Nie miałeś jakichś innych pomysłów na szybki zarobek niż kelnerowanie na Dorocznym Balu Malfoyów? – zapytałam z niesmakiem. – Dobrze wiesz, jak zareagowaliby twoi rodzice. Nie bez powodu zawsze odrzucają zaproszenie. Żaden czarodziej, mający jakiekolwiek zasady moralne, by się tu nie pokazał.
– Czyżby nie powiedzieli ci, ile nam zapłacą? – zakpił James. – A ja potrzebuję pieniędzy. Szybko. Jeśli lada moment nie wyjadę z kraju, ojciec nigdy się nie zamknie na temat pracy w Biurze Aurorów. Wujek Charlie już załatwił mi coś w Rumuni, ale potrzebuję trochę forsy na start.
Wzięłam tackę z podajnika i podeszłam do stolika z alkoholem, który już stał w szklankach, lampkach i kieliszkach, oczekując na kelnerów. Nawet jeśli chciałabym zabrać po jednym drinku każdego rodzaju, nie byłabym w stanie wyhodować sobie dwóch dodatkowych rąk, aby móc unieść więcej tac. Powiodłam wzrokiem po szkle i zaczęłam wybierać losowe naczynia. James poszedł w moje ślady, ignorując fakt, że jeszcze przed chwilą zaplanował dla nas obojga inne czynności.
– A co takiego załatwił ci w tej Rumunii? – spytałam. – Nie interesujesz się smokami. Nie interesujesz się żadnymi magicznymi stworzeniami. Chodzi ci tylko o to, żeby wyjechać z kraju.
– A nawet jeśli, to co? – westchnął James.
– Nic. – Wzruszyłam ramionami. – Ale mógłbyś oszczędzić mnie, prawda?
CZYTASZ
Ciekawość to nie grzech
FanfictionMyślałby kto, że skoro Harry Potter dawno skończył szkołę i pokonał Voldemorta, to w całym czarodziejskim świecie będzie panował spokój. Tymczasem do Hogwartu znów zawitał mrok... no, może nie do końca mrok, przynajmniej nie na początku. Jedynie tro...