[25]"Pogrzeby są dla żywych."

1.5K 110 302
                                    


Rose

Jeszcze zanim przestały mi dygotać kolana, Scorpius wysunął głowę spod mojej spódnicy i podniósł się z klęczek. Na jego twarzy gościł leniwy i bardzo zadowolony uśmieszek.

– To... – zaczęłam, próbując złapać oddech. – Ja...

Scorpius powoli pocałował mnie w skroń, przymykając oczy. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadła w przyspieszonym tempie.

Jeszcze do mnie nie docierało, że naprawdę to zrobił. I że mu na to pozwoliłam.

Nigdy nie robiłam niczego takiego z Travisem, zawsze za bardzo mnie to krępowało. Nasze intymne spotkania ograniczały się do całowania i może małego macanka.

Jakimś cudem nie odczuwałam podobnego skrępowania w towarzystwie Malfoya. Coś było ze mną nie tak.

Zorientowałam się, że kurczowo zaciskam dłonie na jego koszuli, żeby nie stracić równowagi. Scorpius podtrzymywał mnie w talii i głęboko oddychał z twarzą w moich lokach.

– Czy ty... wąchasz moje włosy? – zapytałam z rozbawieniem.

Zaśmiał się cicho i skubnął zębami moje ucho.

– Co teraz robisz? – zapytał.

– Obiecałam Alice, że posiedzimy na błoniach – powiedziałam. – Chcemy złapać trochę marcowego słońca.

Scorpius zamruczał z dezaprobatą, a ja ugryzłam się w język, żeby nie oznajmić, że chętnie zignoruję wcześniejsze plany i zostanę z nim w tym schowku do końca dnia.

– Spotkamy się wieczorem? – zapytał.

– Będą sprawdzać pokoje. Nakryją nas, jeśli nie będziemy w łóżkach o d­ziesiątej – przypomniałam mu. – No, chyba że wymknęlibyśmy się już po rozpoczęciu ciszy nocnej...

Odsunął się, żeby na mnie spojrzeć. Uśmiechał się szeroko.

– Co? – zdziwiłam się. – Co takiego powiedziałam?

– Nie miałem na myśli spotkania po ciszy nocnej – wyjaśnił, unosząc brew. – Miałem zaproponować godzinę siódmą i grzeczne udanie się do pokoi o dziesiątej. Ale dobrze wiedzieć, że nadal masz brudne myśli.

Jasne, to ja miałam brudne myśli. Jakbym to ja chwilę temu zanurkowała komuś między nogi i popisywała się, jaki mam sprawny język.

Oboje wiedzieliśmy instynktownie, co by to oznaczało, gdybym zgodziła się spotkać z nim w środku nocy. I w zasadzie to prawie się zgodziłam, co też było podejrzane.

– Ciekawe, co planowałeś robić na tym spotkaniu – mruknęłam, czerwieniąc się intensywnie.

– Odrabiać lekcje, rzecz jasna – oznajmił. – Jest już sobota. Czas przygotować się na kolejny tydzień edukacji.

Przewróciłam oczami, ale skinęłam głową.

– W porządku. Do zobaczenia o siódmej.

Kiedy dotarłam na błonia i znalazłam Alice pod drzewem nad jeziorem, nadal byłam czerwona i rozdygotana.

– Hej – przywitała się. – Czy po drodze tutaj ktoś próbował cię usmażyć?

Obok niej leżało nosidełko z drzemiącym Frankiem w środku. Miał na główce zieloną czapeczkę w złote znicze.

– Bardzo zabawne – mruknęłam, siadając obok dziecka.

– Pytam poważnie, Rosie – oznajmiła. – Och! – zawołała nagle, jakby ją olśniło. – Robiłaś coś z Malfoyem, tak?

Ciekawość to nie grzechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz