[16]"Nie. Tak. Nie wiem. Trochę?"

1.5K 113 220
                                    


Rose

– A jakieś rany na ciele? – dopytywałam. – Cięcia, otarcia?

– Rose, po raz kolejny: nie wolno mi ujawniać szczegółów śledztwa – tłumaczył cierpliwie Harry. – I po raz kolejny: zginał od zaklęcia uśmiercającego. Klasyczna Avada Kedavra, żadnych śladów na ciele.

– Wiem. – Przysunęłam sobie pudełko z bombkami, próbując znaleźć jakieś ładne ostatki. Większość tych, które nie wyglądały, jakby miały pięćdziesiąt lat, już zdążyliśmy powiesić. – Ale może były ślady walki? Tortury? Pchnięcie nożem?

– Były ślady walki – oznajmił tata, wkraczając do pokoju. Akurat przeżuwał kolejną porcję ciasta i kilka okruszków wypadło mu z ust. – Ale nic wielkiego. Tortur nie było, żadnych ran. Po prostu stawiał lekki opór, kiedy ktoś usiłował go zamordować.

Harry spojrzał na niego groźnie.

– Ron, czy mógłbyś być tak miły i przestać rujnować moje śledztwo?

– Rosie jest z Weasleyów, i tak wszystkiego dowie się sama. – Tata opadł ciężko na kanapę i potargał mi włosy, kiedy kucnęłam przy pudle z ozdobami. – Ale mam taki pomysł, Serniczku. Może spróbowałabyś chociaż przez kilka dni nie zakłócać świątecznej atmosfery pytaniami o zamordowanego Śmierciożercę? Pomęczysz wujka później.

– Wyobraźcie sobie, że jest to dla mnie dość istotny temat. – Przewróciłam oczami. – Nie wiemy nawet, czy po świętach wracamy do szkoły.

– Na razie nie ma żadnych wieści o zamknięciu – uspokoił mnie wujek. – Nie musicie się o to martwić. Nie zginął przecież uczeń, tylko dorosły człowiek, który wcale nie powinien przebywać wówczas na terenie szkoły. A on kręcił się w pobliżu miejsca zbrodni i zwiał do Zakazanego Lasu.

Wszyscy zgodnie założyliśmy, że człowiek w szatach Śmierciożercy, którego widziałam przy Crabbie, to był właśnie Avery. Zwłaszcza że kiedy znaleziono jego ciało, miał na sobie takie same szaty. Nie to żebym miała informacje z pierwszej ręki, ale nadal byłam dobra w podsłuchiwaniu.

– To, że żaden uczeń nie zginął, wcale nie znaczy, że uczniowie są bezpieczni – wtrącił Albus, wieszając na choince żałośnie wyglądającą gwiazdkę z piernika, której brakowało jednego ramienia. – Kilka osób zostało porwanych i pozbawionych mocy magicznych, tato. Wiem, że teoretycznie prowadzisz tę sprawę, ale szczerze mówiąc, zachowujesz się, jakby nigdy nie obiło ci się to o uszy.

Ojciec rzucił mu zirytowane spojrzenie.

– Macie pojęcie, co działo się w tej szkole podczas naszej edukacji? Na pierwszym roku jeden z nauczycieli miał Voldemorta z tyłu głowy, a trójce jedenastolatków udało się dostać do – podobno – najlepiej strzeżonej substancji na świecie. Na drugim roku kilkoro uczniów zostało spetryfikowanych, a w ścianach wałęsał się gigantyczny wąż i doszło jedynie do rozmów na temat zamknięcia. Na trzecim roku wszyscy wiedzieli, że Syriusz, uważany wówczas za szalonego mordercę, aż dwukrotnie dostał się do szkoły, a jedynym środkiem bezpieczeństwa było jednorazowe wspólne nocowanie w Wielkiej Sali. Na czwartym roku, och, kochani, tu to zaczyna się impreza. Wybrani uczniowie mieli konkurować w niebezpiecznych zadaniach. Teoretycznie reszta szkoły miała się dobrze, ale podczas pierwszego zadania, cała szkoła z bliska oglądała ziejące ogniem smoki. Oczywiście, treserzy niby mieli wszystko pod kontrolą, ale co jakby na sekundę smok jednak zdecydował, że dmuchnie ogniem w tych wszystkich nastolatków? Och, no i znowu mieliśmy w szkole Śmierciożercę. Na piątym roku kilkoro z nas bez żadnych trudności uciekło ze szkoły i udało się do departamentu tajemnic. Na szóstym roku Draco Malfoy prawie zabił dwie osoby. Na siódmym roku Śmierciożercy wedle upodobania torturowali losowych uczniów, a dyrektorem był człowiek, o którym myślano, że zabił poprzedniego.

Ciekawość to nie grzechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz