Tak jak zapowiadałam, zaczynamy zabawę z wrzucaniem innych punktów widzenia. Na razie tylko krótki fragment w środku rozdziału, na próbę, zobaczymy co z tego wyjdzie :)
*
Rose
Timothy Trzymał w dłoniach dzisiejsze ogłoszenie i skubał je palcami.
– Musieliście jej mówić o wszystkich Nocach Quidditcha? – mruknął niepocieszony.
– Nie powiedzieliśmy o wszystkich – odparłam, wyrywając mu pergamin z dłoni. – Po prostu daliśmy do zrozumienia, że odbywały się regularnie. I tak o tym wiedziała! Ta tradycja rozpoczęła się parę lat po wojnie, a McGonagall nie jest głupia.
I kiepsko takową udawała. Kiedy ja i Scorpius poszliśmy do niej – w środku nocy, brudni, w piżamach i z mnóstwem drobnych skaleczeń na twarzach – i wyjaśniliśmy całą sytuację z Nocą Quidditcha, wychodziła z siebie, żeby udać zaskoczoną. I oburzoną. I wściekłą. Ale nie daliśmy się nabrać. Kiedy opowiedzieliśmy jej, co się stało z Gill, jedyną osobą, na którą pani dyrektor się wściekła, była ona sama. Bo na to zezwalała, przez lata.
Oczywiście całe to poczucie winy było niesłuszne – to nie ona była za to odpowiedzialna. Ale widziałam, że się gryzie.
– Może jeśli byście udali, że to jednorazowa sprawa, to nie mielibyśmy takich kłopotów. – Tim znów wskazał głową na ogłoszenie.
Kilkadziesiąt identycznych kopii pojawiło się tego ranka na wszystkich stołach w Wielkiej Sali oraz na tablicach ogłoszeń w pokojach wspólnych. Były tam wypisane daty, w których uczniowie szóstych i siódmych klas mają odrabiać swoje szlabany. McGonagall chyba długo się nad tym zastanawiała, bo od feralnej nocy minęło już sporo czasu. Może dlatego, że nie wiedziała, jaka dokładnie kara będzie dla nas odpowiednia, a może po prostu było nas tak wielu, że miała problem z ułożeniem zgrabnych terminów dla wszystkich. Zdziwiłam się, że skończyło się szlabanami i odebraniem mnóstwa punktów – wszystkie domy były teraz na minusie, więc nie miało to aż takiego znaczenia dla żadnego z nich.
McGonagall z pewnością chętnie ukarałaby również setki uczniów, którzy brali udział w tej tradycji, lecz skończyli już Hogwart. Niestety, nie miała takiej możliwości.
Ale jak miało jej przyjść do głowy, że jeśli zezwoli uczniom na odrobinę nieregulaminowej integracji, to komuś stanie się krzywda?
– Timothy, daj już spokój – mruknęła Roxanne, grzebiąc niemrawo w talerzu. – Od lat byliśmy pewni, że McGonagall wie o tych eskapadach.
– Mogliście też powiedzieć jej, że to była inna sytuacja, a nie Noc Quidditcha – drążył dalej Puchon.
Ze zdumieniem uniosłam na niego wzrok.
– A jak inaczej wytłumaczyłabym obecność tylu uczniów na błoniach?
– Nie wspomniałabyś o nich. – Wzruszył ramionami. – Mogliście powiedzieć, że po prostu byliśmy tam mniejszą grupą i, w którymś momencie Gill zniknęła.
Albus trzepnął go w głowę.
– Tim, myślę, że życie uczennicy jet ważniejsze niż fakt, że już nie będziemy mogli wyłazić nocą na boisko, i że musimy odrobić kilka szlabanów – warknął.
– Ale przecież...
– Musieliśmy opowiedzieć jej dokładne okoliczności zniknięcia – wyjaśniłam, nieco spokojniejszym tonem niż mój kuzyn. – Jeśli mają znaleźć ją albo kogoś, kto jest za to odpowiedzialny, każdy szczegół się liczy.
CZYTASZ
Ciekawość to nie grzech
FanfictionMyślałby kto, że skoro Harry Potter dawno skończył szkołę i pokonał Voldemorta, to w całym czarodziejskim świecie będzie panował spokój. Tymczasem do Hogwartu znów zawitał mrok... no, może nie do końca mrok, przynajmniej nie na początku. Jedynie tro...