[13]"Możesz mnie ugryźć, jeśli zaboli."

1.4K 108 99
                                    


Rose

A zatem. Randka z Lorcanem. Po latach tęsknych spojrzeń i nieustających rumieńców na jego widok, w kocu dotarłam do tego momentu.

Wcale nie byłam rozczarowana. Po prostu było inaczej niż się spodziewałam. Ale randka nadal trwała, więc może było jeszcze za wcześnie, żeby wyciągać wnioski.

Nerwowo wsunęłam dłoń we włosy, mimo tego, że pół godziny je układałam i obiecałam sobie, że tego nie zrujnuję. A nie pamiętałam ostatniej okazji, kiedy rzeczywiście układałam włosy, zakładając, że umycie ich i rozczesanie się nie liczy. Teraz miałam w nich lakier, który miał pomóc w podtrzymaniu zaklęcia prostującego. Przynajmniej tak było napisane na ulotce.

Tak czy siak, było warto. Chyba. Nawet jeśli żółte rajstopy w różyczki niwelowały cały efekt. A tak prawdopodobnie było, bo wiedziałam już, co Lorcan myślał o moich rajstopach.

Nie martwiłam się tym za bardzo, bo chłopak już na wejściu powiedział, że świetnie wyglądam. „Świetnie" było dobrym słowem, prawda? Nie chciałam ubrać się zbyt skromnie, żeby nie pomyślał, że w ogóle nie zależy mi na tej randce. Z drugiej strony nie mogłam przesadzić, bo wyszłabym na desperatkę, jeśli wskoczyłabym w moje najseksowniejsze fatałaszki na zwykłe wyjście do Hogsmeade.

To, że użyłam słowa „fatałaszki", mówiło o mojej personie wystarczająco dużo, żeby sugerować, iż nie posiadałam w szafie zbyt wielu seksowych opcji.

Tak czy siak, postawiłam na zwykłą, czarną spódniczkę, tyle że nie tą od mundurka szkolnego oraz fioletową koszulę – najładniejszą jaką miałam i która jednocześnie nie krzyczała „zależy mi".

Za dużo myślisz Weasley. O pierdołach.

Z drugiej strony, rozmyślanie o pierdołach czasem pomagało dojść do ważnych wniosków. Jak inaczej uświadomiłabym sobie, że moja garderoba potrzebuje aktualizacji?

Spacer do Hogsmeade był tą częścią randki, której najbardziej się obawiałam. Wiedziałam, że jeśli szybko nie znajdziemy odpowiedniego tematu do rozmowy, zaraz zapadnie niezręczna cisza.

Lorcan naprawdę się starał, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Zagadnął mnie, co myślę o odwołaniu dzisiejszej próby, jednocześnie sugerując, że to super sprawa, bo nie będziemy musieli spędzać czasu z Malfoyem. To prawda, Scorpius w roli reżysera miał skłonności do przesady, ale mimo wszystko, lubiłam próby do spektaklu. Uważałam, że odwołanie dzisiejszej, ze względu na wypad do Hogsmeade, zamiast po prosu przełożenia jej na inny dzień, było błędem.

Nie chciałam sprawić Lorcanowi przykrości, mówiąc te rzeczy na głos, więc po prostu udzielałam mu bardzo wymijających odpowiedzi. Nie mogłam go winić, że miał dość tego całego przedstawienia. Scorpius był wobec niego nawet bardziej złośliwy niż wobec mnie.

Oczywiście w innej sytuacji pewnie zaczepiłabym Malfoya i powiedziała mu, dlaczego odwołanie próby jest błędem. Jednak odkąd, eee... uczył mnie uwodzenia w naszej bibliotece, jakoś unikałam odzywania się w jego towarzystwie. Samo przebywanie w jednym pomieszczeniu było wyzwaniem. Nie wiem czy akurat dzisiaj zniosłabym jego bezpośrednie uwagi odnośnie mojej gry aktorskiej.

Lorcan kiwnął jedynie głową i temat się urwał. Przez kilka minut spacerowaliśmy w ciszy. Przerwałam ją, zagadując go o porwania, a jego zdawkowe odpowiedzi przypomniały mi, jak mało interesował go ten temat. A zatem, wróciliśmy do ciszy.

Jakieś piętnaście minut temu.

I nikt jej nie przerywał.

O słodki Voldemorcie, to była kompletna katastrofa.

Ciekawość to nie grzechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz