Rose
Nie do końca pojmowałam, dlaczego Malfoy od trzech dni ciągle za mną łaził. Przecież zostawiłam go w tym przeklętym klubie. Powinien po prostu się obrazić i dać mi święty spokój. Ale nie, on ze wszystkich sił próbował ze mną porozmawiać.
Kiedy dzień po koncercie opowiedziałam Roxanne, co się wydarzyło, nie była zachwycona. Malfoy czy nie, skoro uciekłam słysząc wiadomość o niebezpieczeństwie, powinnam zabrać go ze sobą. Powiedziałam, że zależało mi na czasie, a on był zajęty rozmową z jakąś niewiastą.
– Wiec go tam zostawiłaś? – spytała z naciskiem Roxanne, wytrzeszczając oczy. Nie wiedziałam, o co to wielkie halo. Scorpius był dużym chłopcem, wiedziałam, że nie miało dla niego znaczenia czy będzie musiał wrócić samym. Oczywistym było, że jakoś sobie poradzi.
Nie przemyślałam jedynie faktu, że będzie później aktywnie usiłował nawiązać ze mną rozmowę, przez co byłam zmuszona robić różne dziwne rzeczy, jak na przykład chowanie się we wnękach za obrazami, kiedy widziałam, że się zbliża. Nie to, żebym myślała, że sobie z nim nie poradzę, ale ilekroć mnie widział, miał naprawdę zirytowany wyraz twarzy. To znaczy, bardziej niż zazwyczaj. A ja nie miałam ochoty się z tym użerać.
– Wiesz, że kiedyś będziesz musiała z nim porozmawiać, prawda? – zapytał mnie Conrad przy śniadaniu, trzy dni po koncercie. Siedzieliśmy we dwójkę, przy niemal opustoszałym stole Gryfonów, bo jako nieliczni byliśmy tymi dziwnymi ludźmi, którym zdarza się wstać wcześniej, niż to konieczne.
Właściwie to znajdowałam się w tej przestrzeni pomiędzy rannymi ptaszkami, i śpiochami. Nie potrafiłam nigdy wstać o odpowiedniej porze – zawsze albo budziłam się za szybko, albo za późno.
– Nie widzę powodu – odparłam, wzruszając ramionami, po czym wpakowałam do ust ostatnie kęsy kanapki.
– Pełnicie wspólnie obowiązki prefektów naczelnych i co tydzień spotykacie się na próbach – przypomniał mi Conrad. – Nie dasz rady unikać go w nieskończoność. Może po prostu przeprosisz?
Uniosłam głowę i spojrzałam zaskoczona w brązowe, przepełnione troską oczy Conrada.
– A za co mam go przepraszać? – Uniosłam brwi. – Na Merlina, czy wszyscy mogliby przestać zachowywać się, jakby Malfoy miał pięć lat, a ja zostawiłam go bez nadzoru w płonącym budynku? Nic mu się nie stało, wrócił bezpiecznie do szkoły, więc z czego robicie problem?
Conrad otworzył usta, jakby miał zamiar coś odpowiedzieć, ale po chwili chyba się rozmyślił, bo zamknął je i potrząsnął głową.
– Może dla zasady? – podsunął. – I tak się nie lubicie, ale wypadałoby, żebyście byli w stanie ze sobą porozmawiać, prawda? Sama mówiłaś, że masz kilka pomysłów jak poszukać informacji, które mogłyby pomóc aurorom. Mówiłaś też, że bardzo przydałaby się pomoc Ślizgonów. Więc po prostu pozwól mu ze sobą pogadać, a kiedy na ciebie nakrzyczy, spróbuj nie powiedzieć niczego, co mogłoby go obrazić. I miałabyś to z głowy.
Przygryzłam wargę, spoglądając na niego niepewnie. Łatwo było mu mówić. Conrad zawsze kierował się w życiu suchą logiką. Emocje nigdy nie przeszkadzały mu w działaniu. Nie widział żadnego problemu w tym, że moje przeprosiny byłyby nieszczere. Ani w tym, że mój temperament prawdopodobnie nie pozwoliłby po prostu dać na siebie nakrzyczeć, bez krzyczenia w odpowiedzi.
Nie chciałam jednak zrobić mu przykrości, więc uśmiechnęłam się szeroko i, jak miałam nadzieję, z wdzięcznością.
– Masz racje, Conrad – powiedziałam. – Tak zrobię.
CZYTASZ
Ciekawość to nie grzech
FanfictionMyślałby kto, że skoro Harry Potter dawno skończył szkołę i pokonał Voldemorta, to w całym czarodziejskim świecie będzie panował spokój. Tymczasem do Hogwartu znów zawitał mrok... no, może nie do końca mrok, przynajmniej nie na początku. Jedynie tro...