– Rosie – powiedziała gorączkowo mama, podczas gdy ja wisiałam w oknie przedziału, usiłując jednocześnie powstrzymać Roxanne przed szczypaniem mnie w tyłek. – Proszę, nie przesadzaj w tym roku ze szlabanami, dobrze? Nie chcę słyszeć o żadnym włóczeniu się nocami po Hogwarcie, to może być bardzo niebezpieczny rok – dodała ciszej, a mnie przeszedł dreszcz zainteresowania. Najwyraźniej ona i ojciec coś wiedzieli, wbrew temu, co usiłowali mi wmówić. – I niech tylko pani dyrektor doniesie mi o jakiejkolwiek kłótni miedzy tobą i chłopcem Malfoyów, a nie ręczę za siebie.
– Dobrze, mamo – mruknęłam pokornie.
Wspięła się na palce, żeby zbliżyć się do okna i pocałowała mnie w czoło.
– Udanego semestru, Serniczku – dodał ojciec, wyciągając dłoń i szczypiąc mnie w policzek.
Pociąg ruszył, a ja, chcąc nie chcąc, musiałam schować się z powrotem do środka, ponieważ Albus brutalnie zajął całą dostępna w oknie przestrzeń. Nie wiem jak to zrobił, bo był chudy jak tyczka. Najwyraźniej w ostatniej chwili przypomniał sobie, że ma rodziców, którym chciałby pomachać na pożegnanie.
– Ostatni rok – westchnęła moja kuzynka, Roxanne, kiedy Al już się uspokoił. – Dziwnie się o tym myśli. No wiecie, to nasza ostatnia przejażdżka w tę stronę.
– Właściwie to nie jest prawdą – wtrącił Timothy Finnigan, obejmując Roxie ramieniem. Tak zwyczajnie, po przyjacielsku. Bo nie byli parą. Chyba. – Będziemy wracać z przerwy świątecznej.
W każdym przedstawieniu, które wystawialiśmy z teatrem, Timothy grał błazna. Czasem, jeśli taka postać nie istniała w scenariuszu, specjalnie ją tam dorzucaliśmy, co niestety nie zawsze wychodziło sztuce na dobre. Podejrzewam, że powodem, dla którego profesor Sinistra zawsze się na to zgadzała, było to, że miała lekką słabość do Timothy'ego.
To chyba jego poczucie humoru czyniło go tak czarującym, choć Roxanne czasem się złościła, kiedy ktoś to zauważał. Biorąc pod uwagę, że jej ojcem był George Weasley, twierdziła, że to oczywiście jej należy się tytuł najzabawniejszej osoby w paczce. Z drugiej strony, wspólne dowcipy były tym, co sprawiało, że tak dobrze się dogadywali.
Ale nie byli parą. Chyba.
– Mógłbyś być trochę delikatniejszy, Tim – powiedział miękko Conrad, poprawiając okulary. – Alice prawdopodobnie nie wróci po świętach. – Rzucił Alice współczujące spojrzenie.
Natychmiast się najeżyła.
– Conrad, czy ty nigdy nie słuchasz tego co mówię? – warknęła. – Tłumaczyłam wam, że wracam i nie podlega to żadnej dyskusji.
Jeśli miałabym komuś wytłumaczyć jak wygląda Alice, przytoczyłabym jeden z tych filmów, w których główna bohaterka na początku jest szarą myszką, a potem przechodzi wielką metamorfozę, którą pokazuje się widzowi za pomocą montażu scen i energicznej muzyki.
W głównej roli zawsze obsadzają przepiękną aktorkę, która wcale nie wygląda szaro, brzydko i niewyraźnie, jak to stara się nam wmówić scenariusz. Ale na koniec i tak wszyscy mówią „O rany, wyglądasz cudownie!" albo „Kto by pomyślał, że jesteś taka piękna!". Ale prawda jest taka, że żadne porozciągane swetry i aparat na zębach nie są w stanie ukryć tego, że przez cały film obserwujemy śliczną dziewczynę.
I podobnie było z Alice. Okulary tylko sprawiały, że jej zielone oczy wydawały się jeszcze piękniejsze. Dzięki temu, że nie nosiła makijażu, wszyscy mogli podziwiać jej rumiane policzki. Była lekko przygarbiona od ciągłego dźwigania książek, ale i tak każdy widział, że była wysoka i miała cudowną, posągową figurę modelki.
CZYTASZ
Ciekawość to nie grzech
FanfictionMyślałby kto, że skoro Harry Potter dawno skończył szkołę i pokonał Voldemorta, to w całym czarodziejskim świecie będzie panował spokój. Tymczasem do Hogwartu znów zawitał mrok... no, może nie do końca mrok, przynajmniej nie na początku. Jedynie tro...