Ellie Nott się nie znalazła. Przynajmniej nie w ciągu najbliższych kilku dni. I choć milutka atmosfera paniki powinna subtelnie wpełzać do uczniowskich gardeł, nic takiego się nie działo.
– Dlaczego nikt nic nie robi? – syknęłam do Alice, podczas wyjątkowo nudnej lekcji zaklęć. Profesor Flitwick był chyba jedynym z nauczycieli, który zdradzał jakiekolwiek emocje, jeśli chodziło o zaistniałą sytuację. Był rozkojarzony, często coś upuszczał, a podczas wykładu mieszały mu się słowa. – Przynajmniej Flitwick pamięta, że zaginęła uczennica – dodałam, kiedy drobny nauczyciel spadł z ambonki po raz trzeci tego dnia.
– Mogłabyś w końcu porzucić ten temat, Rosie? – odparła Alice, niewzruszenie notując definicje z tablicy. – Skoro nauczyciele proszą, żebyśmy zachowali spokój, to z pewnością panują nad sytuacją.
– Albo po prostu chcą, żebyśmy tak myśleli – zasugerowałam ponuro.
Bo oczywiście sytuacja, w której nikt nie widział jednej z uczennic od czterech dni, absolutnie może być nazywana „panowaniem nad sytuacją".
– Wiesz może, gdzie widziano ją po raz ostatni? – drążyłam. – Albus powiedział, że nikt jej nie spotkał od uczty powitalnej, ale czy to było na uczcie? Może ktoś gdzieś z nią wychodził, może zdążyła pójść do dormitorium?
– Rosie, przestań – warknęła Alice ostrzegawczo. – Jesteś teraz prefektem naczelnym i masz się zachowywać, jak na prefekta przystało. Niech tylko usłyszę, że prowadzisz na własną rękę jakieś dziecinne dochodzenie, a osobiście dopilnuję, żeby McGonagall odebrała ci odznakę.
– Och, ty i twoje ciążowe huśtawki nastrojów – prychnęłam.
Oczywiście wiedziałam, że wybuchy Alice nie mają nic wspólnego z ciążą. Zawsze usiłowała zrobić ze swoich przyjaciół wzorowych uczniów i wcale jej nie wystarczało, że każde z nas miało niezdrową obsesję na punkcie nauki i ocen. Zależało jej, aby nasze zachowanie również było wzorowe. Chyba po prostu się o nas martwiła.
Może ta ciąża to wcale nie była taka pechowa sytuacja. Przynajmniej wreszcie będzie mogła matkować komuś innemu.
Po zakończonej lekcji skierowałyśmy się do wyjścia razem z innymi. Na jednym ramieniu zawiesiłam własną torbę, a na drugim tę należącą do Alice, żeby nie musiała dźwigać. Nasze niańczenie doprowadzało ją do szału, ale jednocześnie nie oponowała.
– Dzisiaj są przesłuchania na reżysera – zauważyłam ostrożnie. – Smutno ci, że ktoś zgarnie twoją funkcję?
To tyle, jeśli chodzi o bycie delikatną. Brawo, Rose.
– Mam tylko nadzieję, że Sinistra wybierze kogoś beznadziejnego, żebyście dotkliwie odczuli mój brak – stwierdziła chmurnie. – Wiesz, że ona ma słabość do czarujących młodzieńców. Może Jeremy się zgłosi i będzie usiłował zrobić z waszego spektaklu orgię.
– Jeśli Jeremy się zgłosi, to Conrad odejdzie – zauważyłam. – Chyba nie będzie tak okrutny. Conrad jest naszym skarbem.
– Byłby świetny jako pan Darcy – zgodziła się Alice. – Ale nie wiem, czy będziesz umieć udawać, że jesteś w nim zakochana, bez ciągłego chichotania.
– Hej, jestem profesjonalistką! – oburzyłam się. – A poza tym, jeszcze nie wiadomo czy dostanę rolę Lizzie.
Była pora lunchu. Kiedy doszłyśmy do Wielkiej Sali, szybko zauważyłam Roxanne przy stole Gryfonów. Siedziała dokładnie w tym samym miejscu, w którym zostawiliśmy ją rano, po śniadaniu.
CZYTASZ
Ciekawość to nie grzech
FanfictionMyślałby kto, że skoro Harry Potter dawno skończył szkołę i pokonał Voldemorta, to w całym czarodziejskim świecie będzie panował spokój. Tymczasem do Hogwartu znów zawitał mrok... no, może nie do końca mrok, przynajmniej nie na początku. Jedynie tro...