Okej, wiem, że niedawno dodawałam info, ale jak mówiłam, nie określałam się, kiedy dokładnie będzie rozdział.
Słówko wyjaśnienia: Ten rozdział miał być ze dwa razy dłuższy, ponieważ zawsze źle mi się publikuje, jeśli rozdział właściwie nie posuwa fabuły naprzód. Ale muszę się chyba pogodzić z tym, że takie „przejściówki" również są potrzebne i nieuniknione. Także zdecydowałam, że dodam go w takiej formie, szybciej, zamiast czekać cholera wie ile, aż będę w stanie dopisać resztę.
Jestem z niego bardzo niezadowolona ale nie bijcie. Mam nadzieje, że jednak znajdziecie w nim coś, co się wam spodoba :)
*
– Bardzo przydatna odpowiedź – warknęłam z niezadowoleniem, ponownie przebiegając wzrokiem po nabazgranych linijkach. – Wielkie dzięki, tato.
– Co napisał? – zainteresował się Albus. – Aurorzy coś wiedzą?
– Zaczyna list, upominając mnie wielkimi literami, żebym nie mówiła matce, że cokolwiek mi zdradził – powiedziałam. – Ale nie wiem, po co to robi, bo jedyne co pisze to to, że nie mają informacji.
– Żadnych? – Conrad uniósł brwi. – To kto się tym zajmuje, jeśli nie aurorzy?
– Wygląda na to, że nikt – mruknęłam. – Tata pisze, że w ogóle nie ma żadnego śledztwa, a oni nie mają prawa żądać od ofiar informacji czy oświadczenia w tej sprawie.
– Chyba żartujesz. – Nawet Alice uniosła z zainteresowaniem głowę, najwyraźniej zapominając, że sprawa powinna nas wszystkich w ogóle nie obchodzić. – Ludzie znikają, a my mamy udawać, że nic się nie dzieje?
– Zniknął tylko Nott i jego córka – uściśliłam. – Wrócili cali i zdrowi. Nie mają obowiązku wnosić oskarżenia ani zlecać aurorom śledztwa. Fakt, że są spokrewnieni, nie pomaga.
– W sumie jest w tym trochę racji. Nic nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek inny był w niebezpieczeństwie.
– Oprócz tego, że przypadkiem wiemy parę rzeczy od Scorpiusa – wtrącił Albus. – Nottowie zdają sobie sprawę, że zostali porwani.
– Ale nic nie wskazuje na to, żeby miał zniknąć ktoś jeszcze – westchnęłam rozczarowana. – Jeśli mają taką ochotę, mogę zapierać się, że wyjeżdżali na kilkudniowe wakacje.
– A jak tłumaczą to, że Ellie nadal nie wróciła do szkoły? – zapytała Roxanne, głaszcząc palcem Świstoświnkę, która wcześniej wrzuciła list w moją owsiankę. Od lat powtarzałam rodzicom, że jest za stara na latanie z pocztą, ale wydawali się do niej dziwnie przywiązani, a ona wciąż była chętna do pełnienia dawnych funkcji. – Przecież McGonagall nie mogła się zgodzić na jej nieobecność bez powodu.
– O tym też tata pisze – zauważyłam, jeszcze raz zerkając do listu. – McGonagall prawdopodobnie o wszystkim wie. Kiedy znaleziono Ellie, poprosiła, żeby od razu zabrać ją do dyrektorki, pamiętacie? Ponoć o wszystkim jej opowiedziała, a rodzina Nottów prosiła o dyskrecję. A przynajmniej tak podejrzewają. Tak czy siak, McGonagall milczy jak zaklęta.
– Chyba łatwo wyciągnąć z tego właściwe wnioski, prawda Rosie? – zapytała Alice, spoglądając na mnie surowo. – Jak myślisz, co należy zrobić, w związku z tym, że nikt nie bada sprawy, a ofiary najwyraźniej sobie tego nie życzą?
– Odpuścić – przyznałam z westchnieniem.
Nawet ja musiałam przyznać, że dalsze rozgrzebywanie tej sprawy na siłę balansowałoby na granicy wścibstwa i głupoty. Choć oczywiście nie będę bronić się przed informacjami, jeśli same do mnie przyjdą, prawda? Ale uznałam, że tego lepiej nie mówić na głos. W każdym razie nie zamierzałam już robić niczego, co byłoby równie lekkomyślne, jak nocna wyprawa do Zakazanego Lasu i to na razie musiało Alice wystarczyć.
CZYTASZ
Ciekawość to nie grzech
FanficMyślałby kto, że skoro Harry Potter dawno skończył szkołę i pokonał Voldemorta, to w całym czarodziejskim świecie będzie panował spokój. Tymczasem do Hogwartu znów zawitał mrok... no, może nie do końca mrok, przynajmniej nie na początku. Jedynie tro...