Rose
Alice delikatnie wysunęła dziecko z moich objęć i umieściła w kołysce. Ostatnią godzinę spędziliśmy na budowaniu więzi pomiędzy Frankiem i mną – jego ciotką, kryminalistką.
– Hm – mruknęłam, pochylając się nad kołyską. – Za wiele to on nie robi, co?
Frank leżał na plecach, wyciągając nóżki i stękając bez sensu. Był śliczny. Chociaż twierdzenie Alice, że na szczęście nie jest ani trochę podobny do Jamesa, musiało być myśleniem życzeniowym. Ja nie mogłam znaleźć w nim niczego z Alice. Odziedziczył po Jamiem lekko odstające uszy, a na główce miał ze cztery ciemne włoski. Co do oczu jeszcze nie moglibyśmy być pewni, bo na razie były błękitne, jak u większości niemowląt, co rzekomo miało się zmienić. Póki co, kształt był identyczny jak oczy Jamesa i ciotki Ginny.
– Nie, na razie nie – przyznała Alice, zgarniając moje włosy do tyłu, żebym nie łaskotała jej syna po twarzy. – Głównie je, śpi i patrzy.
– Hm – powtórzyłam, przekrzywiając głowę z zainteresowaniem. – Musi się strasznie nudzić.
Delikatnie pochwyciłam maleńką rączkę. Frank wydawał się kompletnie tego nie rejestrować. Nie potrafiłam stwierdzić czy jego spojrzenie wyraża ciekawość, czy może fakt, że kompletnie nie obchodzi go nic, co się wokół niego dzieje.
– Ciekawe, co sobie myśli – dodałam.
– Cóż, chyba nic do ciebie nie ma – odparła Alice. – Kiedy zobaczył Conrada, to natychmiast zaczął płakać. Widok Albusa jakoś zniósł, ale rozbeczał się, kiedy spróbował wziąć go na ręce. Niestety, Jamesa też chyba lubi.
Przewróciłam oczami.
– Tak, to na pewno nie ma nic wspólnego z faktem, że James jest jego ojcem – sarknęłam. – Jak wam idzie funkcjonowanie w waszym dziwnym układzie?
Alice wzruszyła ramionami, grzebiąc przy wystającej nitce zielonego swetra.
– Normalnie. Trochę się uspokoiłam, teraz kiedy już wszyscy wiecie. Nie mam... żalu do Jamesa, ja tylko... Nie wiem jak to wyjaśnić. – Skrzywiła się z frustracją.
Trochę jednak rozumiałam. Rzeczywiście podchodziła teraz do sprawy nieco bardziej racjonalnie. Między innymi dlatego nie robiła problemu z tego, że Frank będzie nosił nazwisko Jamesa. Nie chodziło jej o to, żeby całkiem odciąć Jamesa od syna... kiedy już się o nim dowiedział. Bardziej zależało jej na utrzymaniu wszystkiego w sekrecie.
Nie mogła obwiniać Jamesa o ciążę, bo przecież odegrała w całym incydencie poczęcia równie chętną rolę. A poza tym, teraz już widziałam jej wyraz twarzy, kiedy patrzyła na syna. Nawet kiedy próbowała być tą samą racjonalną i chłodną dziewczyną, znałam jej twarz od siedemnastu lat. Wcześniej nie widywałam na niej tej dziwnej miękkości wokół brwi, tej zmartwionej krzywizny w lewym kąciku ust.
– A co potem? – drążyłam. – Jak już skończysz szkołę, a Frankie będzie większy? Będzie mieszkał na zmianę tydzień z tobą i tydzień z Jamesem?
– Nie wiem, Rose – zirytowała się. – Możesz przestać zadawać trudne pytania? A poza tym, nie zdrabniaj jego imienia.
– Och, a to czemu? Nie lubi zdrobnień? – zakpiłam.
– Ja ich nie lubię – warknęła.
– I naprawdę łazisz z nim na lekcje? – spytałam. – Co robisz, jak musisz go nakarmić albo zmienić pieluszkę?
CZYTASZ
Ciekawość to nie grzech
FanfictionMyślałby kto, że skoro Harry Potter dawno skończył szkołę i pokonał Voldemorta, to w całym czarodziejskim świecie będzie panował spokój. Tymczasem do Hogwartu znów zawitał mrok... no, może nie do końca mrok, przynajmniej nie na początku. Jedynie tro...