Rose
Wszyscy zamarliśmy w niedowierzaniu.
– Scorpius – sapnęłam, mrugając szybko. – Scorpius, opuść różdżkę.
Blondyn nie odrywał wściekłego spojrzenia od Conrada. Ten z kolei stał przed nami z różdżką opuszczoną przy boku. Minę miał spokojną, jedynie zaciskał mocno wargi.
– Scor, co ty wyprawiasz? – odezwał się Albus.
– To on – odwarknął Scorpius. – Widzieliście, co zrobił.
Kawałek za Conradem nadal leżeli nieprzytomni Śmierciożercy.
– To był wypadek – wtrąciłam szybko. Tak, to na pewno wypadek. To się da wytłumaczyć. – Prawda?
– Conrad? – powiedziała cicho Roxanne. – Jak to zrobiłeś?
Ale Conrad nie miał dla nas stosownej odpowiedzi. Nadal wpatrywał się w Malfoya z zaciętą miną.
– Och, czyś ty do reszty zdurniał, Malfoy? – odezwała się Alice, szarpiąc Scorpiusa za łokieć. – Przecież to Conrad. Przestań w niego mierzyć.
Scorpius ani drgnął. Złapałam go za ramię, próbując pociągnąć je w dół. Nadal nic.
– Nie masz dowodów – powiedział w końcu Conrad.
Coś we mnie drgnęło. Nie wiem, co według mnie powinien powiedzieć, ale z jakiegoś powodu nie to.
– Oprócz tego wielkiego rozbłysku magii, tuż przed chwilą? – warknął Scorpius.
Roxanne i Albus spojrzeli po sobie niepewnie. Do nas wszystkich powoli zaczynało docierać, co się właściwie stało. Nawet Alice zmarszczyła brwi i zacisnęła usta. Przeniosła na mnie przerażone spojrzenie.
– Jak to zrobiłeś, Conrad? – spytała błagalnie.
Jeśli to wyjaśni, to wszystko będzie w porządku. Jeśli powie, skąd wzięła się ta cała magia, to znaczy, że nie zrobił nic złego. Wszystko będzie dobrze.
Mimo to, moje myśli powędrowały gdzieś indziej. Bez pozwolenia próbowały dopasować ten nowy element do gotowej układanki.
– To tylko dobre zaklęcie – powiedział cicho Conrad.
Roxanne złapała Gregora za ramię i zacisnęła je mocno, jakby miała zaraz się przewrócić. Nikt już nie kazał Scorpiusowi opuścić różdżki.
Jakie to zresztą miało znaczenie? Jeśli to było prawda... Jeśli Conrad... Żadne z nas nie miało dość mocy, żeby...
– Zawsze się wszędzie pojawiałeś prawda? – zapytał Scorpius, parskając gorzkim śmiechem. – Wystawiałeś się nam na talerzu. Ale najciemniej pod latarnią, co?
Przypomniałam sobie Zakazany Las, kiedy napotkaliśmy butelkę po eliksirze. Conrad nas znalazł. Skąd wiedział, gdzie nas szukać w tym ogromnym lesie? Skąd w ogóle wiedział, żeby iść do lasu? Wtedy stwierdził, że Roxanne go poprosiła, ale zaczynałam żałować, że jej o to nie spytałam.
Może wcale nie poszedł po mnie, może chciał zatrzeć ślady.
Próbował zbić nas z tropu. To on zasugerował, że buteleczka może być podłożona, że to nie jest prawdziwy dowód.
– Jak ty ze sobą żyjesz, Anderson? – kontynuował Scorpius bezlitośnie. – Z tymi wszystkimi ludźmi, którym coś odebrałeś?
Nawet samo korzystanie z Wywaru Żywej Śmierci pasowało do Conrada. Dobrze znałam jego oczy, które wiecznie coś kalkulowały, jego spokojne podejście i chłodną logikę. I szczyptę arogancji w tym całym geniuszu. Może szczypta wystarczyła, żeby balansowanie na krawędzi katastrofy go pociągało.
CZYTASZ
Ciekawość to nie grzech
FanfictionMyślałby kto, że skoro Harry Potter dawno skończył szkołę i pokonał Voldemorta, to w całym czarodziejskim świecie będzie panował spokój. Tymczasem do Hogwartu znów zawitał mrok... no, może nie do końca mrok, przynajmniej nie na początku. Jedynie tro...