Kiedy chce się dobrze zacząć

123 10 1
                                    

Mia

Kiedy się zatrzymał na poprawnej stacji, wzięłam swoje bagaże i wysiadłam, przy okazji waląc się ramieniem w drzwi. Dosłownie wypadłam z tego pociągu, poprawiając sobie włosy, które dokuczały mi, wpadając na oczy. Słyszałam krótki śmiech konduktora, a kiedy tylko zamknął za mną przedział, pokazałam mu język. Zamiast mi pomóc to stał i się nabijał. Witaj ukochany Londynie.

Nie zdążyło jeszcze lunąć deszczem, ale na to się dokładnie zapowiadało. Założyłam kaptur od kurtki, przez co wyglądałam jak bezdomny włóczęga i usiadłam na jednej z ławek na peronie. Patrzyłam jak mój pociąg odjeżdża, a później gapiłam się beznamiętnie w przestrzeń.

Odkąd moja mama dostała nową ofertę pracy, musiałyśmy się przeprowadzić do Londynu. Tata z Edmundem zdążyli zrobić to już wcześniej, ale mama musiała jeszcze chwilę zaczekać z przeprowadzką. Zostałam więc z nią, żeby jej potowarzyszyć, ale jak tylko nadszedł nowy rok szkolny to oczywiście musiałam wyjechać, bo ''jak to mam nie chodzić do szkoły'' cytując moją matkę. Edmund mnie pocieszał, że nie jest tak źle. Cieszę się, że chce bym się cieszyła, że tu przyjeżdżam. Zawsze mieszkaliśmy w małej miejscowości. Mieliśmy swoje życie, swoich znajomych, swoje ulubione miejsca. Bardzo kochałam swojego brata, mimo że nie był do końca moim bratem. Wiedziałam o tym od początku. Moja matka miała skomplikowane życie i z tego, co wiem z ojcem Edka nie utrzymują żadnego kontaktu. Nie zdziwiłabym się jakby się okazało, że jego ojciec w ogóle nie wie o jego istnieniu. Ale może to i dobrze. Przynajmniej mamy kochającą się rodzinę bez żadnych problemów.

Razem z Edmundem uwielbiałam iść w takie jedno miejsce w naszym małym ''miasteczku''. Było tam pole należące do jednego z przyjaciół mojego ojca Garry'ego. Garry hodował konie. Miał ich mega dużo na składzie i jak byłam małą dziewczynką uczył mnie jeździć. Później tylko chodziliśmy je odwiedzać i dokarmiać. Siedzieliśmy na płotku i patrzyliśmy w pole. Byliśmy szczęśliwi.

A później wszystko wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.

Budzi mnie dźwięk klaksonu samochodu. Podskakuję i rozglądam się. Co zrobiłam nie tak? Stałam na przejściu? Przechodziłam na czerwonym? A może grodziłam komuś drogę? Nie, pobudka, siedzisz na stacji. Odwracam się i za mną widzę biały samochód, którego drzwi się otwierają. Wychodzi z nich wysoki chłopak z brązową czupryną. Był bardzo podobny do mamy. Najlepsze były jego oczy, które wciągały nie jedną osobę. Uwielbiałam się w nie patrzeć, bo były takie duże i świecące. Czasami można by było go porównać do kota w butach. Ubrany jak zwykle w swoje ulubione ciuchy, jakimi były dresy, zamyka drzwi samochodu i biegnie do mnie.

Od razu się uśmiecham.

-Pani się zgubiła?- Podchodzi i czochra mi włosy.

-Taksówka nie podjechała.- Uśmiecham się i strzepuje jego dłoń z moich włosów.

-To może zaproponuję moją jakże skromną limuzynę.- Pokazuje mi na swój samochód i bierze moje bagaże.

-Nie odmówię.- Oplatam swoją ręką jego rękaw.- Spóźniłeś się. Pociąg przyjechał równo o dwunastej.

-Były korki.

-Ta jasne.- Prycham.- Przyznaj się, że o tej godzinie to ty myłeś zęby.

-Jak ty mnie dobrze znasz.- Posyła mi całusa i otwiera bagażnik, żeby włożyć moje walizki.

-Masz pozdrowienia od mamy.

-Kiedy przyjeżdża?- Zamyka bagażnik i otwiera mi drzwi do samochodu.

-Za dwa miesiące.

Wsiadam i od razu czuję zapach róż – jego ulubionych kwiatów. Wsiada obok mnie i zapala samochód.

-Ojciec będzie o ósmej. Do tej pory mamy wolną chatę.

Zawsze lubiliśmy, kiedy nikogo nie było w domu, bo mogliśmy robić, co chcemy. Kto by nie skorzystał wtedy z okazji, aby zrobić coś, na co normalnie nie mamy szans, bo ktoś nam zabrania?

Popatrzyłam się na niego z błyskiem.

-Pizza?

-Zamówiłem godzinę temu, więc musimy się spieszyć. Fajnie by było być w domu przed dostawcą.

*****

Otworzyłam drzwi do swojego nowego pokoju, gdzie leżało mniej rzeczy niż mi się wydawało. Nie było tam praktycznie nic poza łóżkiem, biurkiem, szafą i dużymi oknami na Londyn. Nie ma to jak mieszkać w zatłoczonym centrum. Czy ja kiedyś zamieszkam w swoim ukochanym Paryżu? Chyba sobie zrobię rolety na okna z Wieżą Eiffla, żeby zasłonić ten ponury widok.

Edmund wchodzi za mną i kładzie na podłodze ostatnie bagaże.

-Witaj w domu.

-Ta, dzięki.- Cały czas patrzę na widok rozciągający się przede mną.

Podchodzi do mnie, łapie mnie w pasie, a brodę kładzie na moim ramieniu.

-Masz szczęście, że w ogóle masz pokój. Jeszcze tydzień temu tego pomieszczenia w ogóle nie było.

-Nie pocieszaj mnie.- Łapię go za nos i strzepuje ze swoich barków.- Wiesz, że jesteś w tym słaby.

-Nie moja wina, że ojciec ogarną się dwa tygodnie przed, że przyjeżdżasz.- Zaśmiał się i ściągnął folię z mojego biurka.- Pomogę ci trochę to urządzić.

-No tak, jeśli chcesz zostać projektantem wnętrz to przyda ci się praktyka.- Siadam na łóżku.- Więc tak: na oknach chcę mieć rolety, na szafie radio, na biurku fajnie by było mieć jakiś kalendarz czy cokolwiek, aby orientować się, który mamy dzień i jeszcze...

-Ej chwila, co ja maszyna do pisania?- Zmiędlił folię i rzucił ją na korytarz poza mój pokój.- Nie dostaniesz wszystkiego od razu.

-Szkoda.- Wstałam.- Przydało by się trochę tu ogarnąć. Pamiętasz, że mam uczulenie na roztocze, nie?

-Odkurzy się.- Wzruszył ramionami.

Nie mogę się tego doczekać.

*****

Pochłonęliśmy całą pizzę. Nie jadłam nic od początku tego dnia, nawet śniadania. Gdyby mama zobaczyła moją dietę na pewno by skrzyczała mnie już za same myślenie o czymś takim. Ostatni dzień wakacji trzeba jakoś uczcić.

Usiadłam obok niego na podłodze i zaczęliśmy gapić się w ekran telewizji.

-Jest tam Davis. Szczerze radzę ci go unikać.- Popija szklanką coli.- Jest wymagający, a niczego cię nie nauczy. Crimnsey jest fajna. Lubię ją. Ma fajne podejście do uczniów.

Kiwam głową, ale nic nie mówię. Brakuje mi moich starych ludzi w moim starym życiu. Kiedy już mam mu to powiedzieć, słyszymy dźwięk przekręcającego się klucza.

Oboje patrzymy w kierunku drzwi. Słyszymy kroki. Oboje mamy talent do tego, aby rozpoznawać kroki członków rodziny lub innych ludzi. Te były głębokie i pewne.

-Cholera.- Edmund wstaje z podłogi i podnosi mnie, ciągnąc za ręce.

Czytamy sobie w myślach. Ja biorę się za karton od pizzy, Edmund za puszki coca-coli i zaraz wszystko ląduje w śmietniku. Równocześnie odwracamy się i widzę przed sobą tatę, który rzuca klucze od auta na stół.

-Co wy tam robicie?

-Nic.- Mówimy równocześnie.

Tata od razu się uśmiecha i przytula mnie z całej siły. 

-Jest i moja księżniczka.

-Zaraz... Mnie...

Edmund przechodzi obok nas i uśmiecha się do mnie, a później szepcze tacie do ucha.

-Udusisz ją.

-No tak.- Puszcza mnie i całuje w czoło.- Po prostu się stęskniłem.

-Wiem.- Przytulam się.- Ja też.

I tak jednego dnia wszystko obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Dlaczego? Bo już nic nie będzie jak dawniej. 


Dwa Czarne DmuchawceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz