Słodki księżyc

101 10 0
                                    

Mia

Mama Charliego zadzwoniła do nas dziesięć godzin przed imprezą. Dobrze, że Camilla kupiła wcześniej balony i serpentyny. Do tego dostaliśmy jeszcze ogromną pompkę. Po tym jak wcześniej pompowałam materac u Willa miałam złe wspomnienia, więc zajęłam się kuchnią a nie przystrajaniem. Po godzinie babeczki z kremem były już gotowe. Poznałam najbliższą rodzinę Charliego. Poza Benem były jeszcze jego dwie kuzynki od strony matki. Siedziałyśmy w kuchni i szykowałyśmy picie, przekąski i praktycznie wszystko. Osiemnastka mimo wszystko nie miała się odbyć w domu tylko w specjalnej restauracji, która zajmuje się organizowaniem wesel, komunii czy takich właśnie imprez.

O czternastej pojechałam z Willem do pobliskiej cukierni odebrać tort. Kiedy przejechaliśmy udało nam się go wstawić do ogromnej lodówki i na nowo zaczęliśmy wszystko przygotowywać. Kiedy praca w kuchni się już skończyła dołączyłam do Fieldsa i Fletcher.

Dopiero o osiemnastej mogłam zajrzeć jeszcze raz do prezentu, który mam zamiar dać Charliemu. Siłowałam się z tym wiele godzin i porzuciłam dosłownie wszystko byleby tylko to skończyć. Przez chwilę naprawdę panikowałam, że nie będę miała, co mu dać. Na całe szczęście oświeciło mnie, kiedy wracałam raz do domu z zakupów i mój wzrok spoczął na sklepie z pamiątkami.

Jeszcze raz schowałam arcydzieło w kartonowy rulon i odłożyłam na miejsce. Połowa gości już przyszła. Charlie zaprosił chyba z sześćdziesiąt osób.

Odstawiam rulon w kąt i czuję czyjeś ręce na ramionach.

-Co ty tam szperasz?

Will kładzie sobie swoją brodę na moim ramieniu i podnosi ją, kiedy odwracam się w jego stronę.

-Patrzę czy wszystko jest na miejscu.

-Nie mogę się doczekać, kiedy to otworzy.- Mówi mając na myśli prezent ode mnie.- Powiesi to sobie w ramkę albo ja to za niego zrobię.

-Przestań. Nie znam się na prezentach, okej?- Skrzyżowałam ręce.

-Ale ja nic nie mówię. To jest bardzo... pomysłowe.- Wyszczerzył się.

Przewróciłam oczami i z pomieszczenia wypełnionego prezentami przeszliśmy do ogrodu. To był gigantyczny park restauracyjny. W tle był nawet plac zabaw dla małych dzieci. Wokół drzew zawieszone są lampki świąteczne, które pięknie dopasowują się do nastroju tego wieczoru. Jest chłodno, ale nikt nie zamarza. Ognisko się pali w miejscu do tego przeznaczonym, część osób stoi przy stołach z jedzeniem a druga część przy scenie, na której D-J ( w tej roli kolejny znajomy Charliego) puszcza najnowsze kawałki.

W zasadzie wyobrażałam to sobie gorzej. Nie sądziłam, że przygotowanie wyjdzie nam tak dobrze. Wszyscy świetnie się bawią, miło spędzają czas. Wiatr przechodzi przez moją skórę, robi mi się zimno i niekontrolowanie się zaczynam trząść.

-Zimno ci?- Will zdejmuje cienką kurtkę, którą miał nałożoną na koszulę i nakłada mi ją na ramiona.

-Dzięki.

Chyba jednak założenie tej sukienki nie było najlepszym pomysłem. Ale co ja miałam innego założyć?

Widzę tańczących ludzi. Bawią się i śmieją do woli. Ja jednak czuję się trochę nie swojo. Nie wiem, czemu.

Muzyka staje się wolna. Część osób schodzi z parkietu żeby chodź na chwilę złapać oddech. Trochę mi to przypomina moje dyskoteki w mojej starej szkole. Zanim się wyprowadziłam mieliśmy tam, co najmniej jedną w miesiącu. Wszyscy się na niej doskonale bawili, spędzali razem czas, zakochiwali się w takim momentach. Ja zawsze byłam w swoim towarzystwie, czasami odchodziłam żeby się napić i złapać oddech. Bardziej niż tańczenie było to skakanie w konkursie, kto dotknie sufitu.

Dwa Czarne DmuchawceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz