XIII

2.4K 120 2
                                    

"Gdzieś gdzie ciebie nie ma" dostałam w odpowiedzi. Milutko. Wzruszyłam ramionami i poszłam z Dafne do Zabini'ego i Malfoy'a.
-Zabini skarbie chodź na chwile.- powiedziałam do mulata a Draco spojrzał na mnie jak na kosmite.
-Skarbie?- spytał zaskoczony Draco.
-Tak, coś ci nie odpowiada?- uśmiechnęłam się, żeby nic nie podejrzewał. Razem z Diabłem ruszyłam do opuszczonej klasy.
-Po co mnie zaciągnęłaś do opuszczonej klasy?- Blaise poruszył znacznie brawiami. Uderzyłam go lekko w tył głowy.
-Nie myśl o tym nawet Zabini. Muszę ci coś powiedzieć bo jesteś moim przyjacielem, ale jesteś też przyjacielem Dracona dlatego też proszę Cię, nic mu nie mów.- powiedziałam błagalnie.
-No dobra, do sedna.
-Pamiętasz jak Crab i Goyle uciekali? To nie byli oni.- mruknęłam, siadając przy zakurzonej ławce.
-Jak to, to nie byli oni? Co ty gadasz?- zaśmiał się mulat. Spojrzałam na niego spode łba a ten odrazu przestał się śmiać.
-To był Potter i Weasley.- powiedziałam jak gdyby nigdy nic, i jak w transie rysowałam na kurzu serduszka.
-Że co?!- krzyknął i wstał z krzesła. -Co robił Bliznowaty i Zdrajca krwii w pokoju wspólnym Slytherinu?! I do tego w postaci gorylów!
-A więc tak, wiesz co to eliksir wielosokowy?- zapytałam mając nadzieję, że wie i nie będę musiała mu tłumaczyć.
-Eee...- zamyślił się brunet, czyli nie wie.
-Cholera Blaise. Ten eliksir pozwala na zmianę w kogoś innego.
-Przecież wiedziałem.- mruknął.
-To super, ale serio, nie mów nic Draconowi, wkurzy się i Gryfoni zginą śmiercią tragiczną.- jęknęłam, mimo, że mam nazwisko Potter, jestem siostrą tego bałwana Potter'a, jestem ślizgonką i nawet lubię gryfonów to przez otoczenie innych ślizgonów, stereotyp, że ślizgoni nienawidzą gryfonów coraz bardziej wchodzi mi do głowy, z kim przystajesz takim się stajesz. Niestety.
-Się rozumie maluchu.- chłopak przerzucił swoją rękę przez moją szyję i wyszliśmy z klasy kierując się z powrotem do wielkiej sali. Przy drzwiach zobaczyliśmy wściekłego Malfoy'a, który rozmawia z Dafne. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, zobaczyłam w jego oczach chłód i wściekłość, jego wzrok przeszywał mnie na wylot.
-Co mu jest Blaise?- trochę się przestraszyłam takiego Dracona.
-Jest wkurzony, i to bardzo.- Blaise zebrał szczękę z podłogi.
-Jesteś tak samo fałszywa jak twój brat.- syknął Malfoy, w jego oczach mogłam już zobaczyć łzy. Blondyn szybko pobiegł schodami na górę, spojrzałam na Zabini'ego i szybko pobiegłam za Draco.
Przez to, że chłopak był szybszy zniknął mi z zasięgu wzroku.
-Cholera, Malfoy... gdzie jesteś?- jęczałam rozpaczliwie. Przebiegłam wszystkie korytarze, wszystkie piętra i nigdzie go nie znalazłam. Poszłam po raz setny na siódme piętro i zaczęłam chodzić w to i z powrotem przy pustej ścianie, myśląc gdzie mogę znaleźć chłopca o blond czuprynie.
Nagle na pustej ścianie zaczęły pokazywać się wielkie drzwi. Rozejrzałam się dookoła czy nikogo nie ma, kiedy się upewniłam, że jestem sama, otworzyłam drzwi i szybko weszłam do środka. Znalazłam się nagle na łące, nieopodal widziałam wodospad, podeszłam bliżej wodospadu i zobaczyłam szate Slytherin'u, buty, spodnie i białą koszulę z krawatem. Rozejrzałam się ponownie szukając właściciela tych ubrań. Na sto procent to ślizgon. Zobaczyłam kogoś wynurzającego się z wody, oczywiście blond czupryna więc musiał to być Malfoy. Usiadłam na trawie i przyglądałam się chłopakowi. Draco po pewnym czasie musiał mnie zauważyć bo zaczął kierować się powierzchnię.
-Czego chcesz Potter, i jak mnie znalazłaś?- warknął i osuszył się jedym ruchem różdżki. Nie odpowiedziałam mu, wstałam i podeszłam do chłopaka. Patrzył na każdy mój ruch. Stanęłam przed nim i spojrzałam w jego szare oczy, w moich oczach zebrały się łzy ale nie dałam im wypłynąć, przytuliłam mojego PRZYJACIELA. Nie pozwole na to, żeby go stracić tylko przez moje nazwisko. Draco odwzajemnił mój uścisk a nawet go wzmocnił. -Nie płacz... przepraszam, że tak wybuchłem, wcale tak nie myślę...- szepnął mi do ucha i odsunął się lekko ode mnie, żeby spojrzeć na moją twarz, na której zdążył już zagościć uśmiech.
-Nawet się nie przejęłam tym co powiedziałeś, bardziej tym, że mogłam Cię stracić, a zależy mi na tobie, jesteś dla mnie jak brat.- wyznałam.
-Jak bliznowaty?- spytał z ironią.
-Wyobraźmy sobie, że Harry nie istnieje.- zaśmiałam się i znowu wtuliłam się w tors blondyna.
Przesiedzieliśmy na tej łące, cały dzień, potem zamknęliśmy oczy i łąka zmieniła się w sypialnie z dwoma łóżkami. Od teraz to jest nasze miejsce, w którym możemy być sobą i gdzie nie musimy udawać jak bardzo nie cierpimy mugolagów czy czarodziei pochodzących z rodziny nie magicznej.

Każdego dnia było coraz więcej ofiar petryfikacji przez potwora, w tym Colin Creveey czy Hermiona Granger.
Wracałam z biblioteki ze stosem książek od eliksirów, Snapie nie daje za wygraną. Drugie piętro pływało, Marta pewnie znowu zalała korytarze. Przewróciłam oczami i skręciłam w stronę łazienki, weszłam do pomieszczenia i pierwsze co mi sie rzuciło w oczy to dziura w środku zlewów. Odłożyłam książki na jakieś suche miejsce i z różdżką w ręku ostrożnie podeszłam do krawędzi zejścia na dół.
-Marto?- zawołałam ducha.
-Co chcesz?- zajęczała zrozpaczona.
-Wiesz co się znajduję ja dole?- zapytałam pokazując na przejście.
-Nie, ale jeżeli masz zamiar to sprawdzić i zginiesz tam na dole to moja łazienka jest do dyspozycji.- uśmiechnęła się i usiadła na parapecie.
-Yyy, dzięki.- mruknęłam i biorąc głęboki wdech i mocno trzymając różdżkę w ręku skoczyłam na dół. Spadłam do jakiejś jaskini pełnej kości i czegoś co wyglądało jak wąż. Po dłuższej analizie uznałam, że to stara skóra węża, którą musiał zrzucić.
-Lumos.- szepnęłam i szłam korytarzem aż dotarłam do żelaznych wrot. Szukałam jakiejś klamki czy coś ale po chwili przy konturze drzwi zaczął pełznąć wąż, otwierając mi wrota. Powoli weszłam do kolejnego pomieszczenia, który okazał się przestronną komnatą, po chwili zrozumiałam, że jestem w komnacie tajemnic. Podeszłam bliżej posągu Salazara Slytherina i się rozglądałam dookoła.
-Lilianna Potter, kto by się spodziewał.- usłyszałam głos i z podniesioną różdżką odwróciłam się w stronę głosu, z ciemności zaczęła wychodzić postać mężczyzny.
-Kim jesteś?!- krzyknęłam.
-Ah gdzie moja kultura, jestem Tom Marvolo Riddle.- podał mi rękę, powoli podniosłam swoją rękę i mu podałam.
-Co tu robisz? Tu jest potwór.- spytałam.
-Nie przyjdzie nie wzywany.- zaśmiał się szyderczo. Spojrzałam na zielono-srebny krawat chłopaka, był ślizgonem.
-Ty jesteś... dziedzicem Salazara Slytherina.- szepnęłam na tyle głośno, żeby usłyszał.
-Oczywiście, widzę, że jesteś tak samo mądra jak twoja szlamowata matka.- uśmiechnął się obrzydliwie. Spojrzałam na niego trochę urażona.
-Skąd...- zaczęłam łączyć fakty. Jest ślizgonem, dziedzicem Slytherina, w takim razie musiał otworzyć komnate pół wieku temu, zna moją matkę, uważa ją za szlame. -Voldemort..- stwierdziłam, chciałam rzucić na niego zaklęcie ogłuszające ale Tom dzięki magii niewebralnej odrzucił moją różdżkę na drugi koniec pomieszczenia.
-Tak, jestes Lord Voldemort, a ty jesteś już martwa.- pokazał ręką w stronę drzwi, które się powoli zamykały.
-Cholera... Nie!- krzyknęłam i zaczęłam biec do nich ile sił w nogach. Niestety dobiegłam w momencie kiedy się zatrzasnęły. -Nie, nie, nie!!! Riddle otwórz to!!- krzyczałam.
-Możesz krzyczeć ile chcesz, nikt Cię tu nie usłyszy.- zaśmiał się. Podeszłam bliżej Tom'a i plunęłam mu na twarz, kiedy wycierał moją ślinę z twarzy pobiegłam po swoją różdżkę. Zgarnęłam ją szybko z ziemi i wymierzyłam w Voldemort'a.
-Co ci daję, petryfikowanie tych wszystkich dzieci?- spytałam.
-Już od dawna nie kręci mnie wyczyszczenie szkoły z szlam. Bardziej interesujesz mnie ty i twój brat.- oznajmił.
-Ha, i myślisz, że co? Tym razem nas zabijesz? Nic nie potrafisz, dwójka niemowląt Cię załatwiła! Myślisz, że teraz sama nie dam rady?!- krzyknęłam.
-Wojownicza, cieszę się, że trafiłaś do Slytherin'u. Jednakże zastanawiam się właśnie, jak udało się wam, dwóm niemowlakom, pokonać tak potężnego czarnoksiężnika jak Voldemort..?
-Dzięki czemuś czego ty nigdy nie będziesz miał... miłości, drętwota!- rzuciłam zaklęcie, które Riddle odbił i trafiło we mnie.
-Avada Kedavra!- krzyknął Tom a ja w tym samym momencie:
-Expelliarmus!- nasze zaklęcia się złączyły i stworzyły obłokę wokół nas, im dłużej przytrzymywałam to zaklęcie tym bardziej traciłam siły a Voldemort je odzyskiwał.

Potterowie || Siostra PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz