XXXVI

1.3K 70 24
                                    

Po rozmowie z Harrym zaczęłam się coraz bardziej zastanawiać czy nie ma racji. Cała moja rodzina była w Gryffindorze, a ja zniszczyłam tę tradycję. Może jak wrócimy do szkoły poproszę Dumbledora o przeniesienie do Gryffindoru, Potter ma rację. Gryffindor-to mój dom.

Po powrocie do Nory powiedziałam o moich przemyśleniach Hermionie, gdyż wiem że ona pomoże mi z rozsądną głową.
-...I co o tym myślisz Granger?- zapytałam opadając na łóżko po długiej przemowie o moich myślach.
-Słuchaj powiem ci tak, jako Gryfonka bardzo bym się cieszyła mając kogoś takiego w swoim domu, ale wiem że nie takiej odpowiedzi oczekujesz.- pokiwałam twierdząco głową. -Więc wydaję mi się że to wszystko zależy od ciebie, tobie się tylko tak wydaję że zepsułaś rodzinną tradycję, bo tiara przydziału wybiera dom, do którego najbardziej pasujesz. Najwyraźniej tiara chciała, żebyś była w Slytherinie. Jeśli nie chcesz tam być, chodź do nas, jednak jeżeli twoje serce bardziej chcę zostać tam, zostań.- znowu pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Nie koniecznie takiej pomocy od niej oczekiwałam. -Po prostu, idź za głosem serca.- uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, a ja zaczęłam rozmyślać nad jej ostatnim zdaniem "idź za głosem serca". Westchnęłam, przetarłam twarz dłoniami i wstałam z łóżka, jutro mistrzostwa w Quidditchu nie będę się teraz zamartwiać.

Następnego dnia budziła nas wszystkich Hermiona, oczywiście mnie, Rona i Harry'ego najdłużej. Granger mówiła, że Harry wstał cały spocony i przestraszony, zapytam później.
-Ron dokąd my idziemy?- zapytał Harry po śniadaniu.
-A bo ja wiem. Tato!!- odpowiedział po czym zaraz krzyknął wołają tatę. -Dokąd nas ciągniesz?!- zapytał i przyśpieszył trochę kroku by zrównać z resztą.
-Nie mam pojęcia, ruszajcie się.- odpowiedział pan Artur i przyspieszył. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, ci Weasleye.
Po paru chwilach usłyszeliśmy obcy głos.
-Artur! W ostatniej chwili!
-Amos!- zawołał pan Weasley, zmierzając z uśmiechem na twarzy w stronę mężczyzny, który krzyknął. Reszta ruszyła za nim.
-Moi drodzy, to jest Amos Diggory.- powiedział pan Weasley. -Pracuję
w Urzędzieedzie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. I chyba znacie jego syna Cedrika?- Cedrik Diggory był kapitanem i szukającym drużyny Puchonów. Miał około
siedemnastu lat i uchodził za jednego z najprzystojniejszych chłopców w całej szkole. Dlatego ja, Ginny i Hermiona odrazu się śliniłyśmy na jego widok co nieźle wkurzyło chłopaków.
-Długo musieliście wędrować, Arturze?- zapytał ojciec Cedrika.
-Nie za bardzo. -odrzekł pan Weasley. -Mieszkamy zaraz za tą wioską. A wy?
-Trzeba było wstać o drugiej w nocy, prawda, Ced? Będęe rad, gdy mój syn dostanie już wreszcie prawo teleportacji. Ale nie uskarżam się... w końcu to finał mistrzostw świata. Warto przejść się kawałek, no i wydać worek galeonów na bilety. I chyba jakos się udało...-Spojrzał dobrodusznie na Weasleyów, Harry’ego, Hermione i mnie. -To wszystko twoje dzieciaki, Arturze?
-Och nie, tylko te rudzielce.- odpowiedział pan Weasley, wskazując na swoje dzieci.  -To jest Hermiona, koleżanka Rona... i Harry, też ich kolega ze szkoły... No i Lilianna siostra Harry'ego.
-Na brodę Merlina!- zawołał Amos Diggory, wytrzeszczając oczy. -Harry? Harry Potter?
-Ee... no... tak.- rzekł Harry. A o mnie jak zwykle zapomniano, założyłam ręce na krzyż i przewróciłam oczami.
-Chyba już czas.- powiedział szybko pan Weasley, patrząc na zegarek. -Amosie, czy jeszcze na kogoś czekamy?
-Nie, Lovegoodowie polecieli już tydzień temu, a Fawcettowie nie dostali biletów. To chyba wszyscy z naszej okolicy, co?
-O ile wiem, wszyscy.- odpowiedział pan Weasley. -No, mamy już tylko
minutę, lepiej się przygotujmy...- Spojrzał na Harry’ego i Hermionę. Dobrze, że chociaż ja wiedziałam jak się z tego korzysta. -Trzeba tylko dotknąć świstoklika, to wszystko, wystarczy jednym palcem...- Z pewnym trudem, ze względu na wypchane plecaki, cała dziesiątka zgromadziła się wokół starego buta, który Amos Diggory trzymał w wyciągniętej ręce. Staliśmy tak w ciasnym kręgu, gdy na szczycie wzgórza powiał zimny wiatr. Nikt
nic nie mówił. Nagle przyszło mi do głowy, że gdyby nas teraz zobaczył
przypadkiem jakiś mugol, bardzo by się zdziwił... Blady świt, pustkowie, a tu dziesięć osób, w tym dwie dorosłe, trzyma stary, wyświechtany but i wyraźnie na coś czeka.
-Trzy...- mruknął pan Weasley, wciąż wpatrując się w zegarek.- Dwa... jeden...- Zaledwie przebrzmiało „jeden”, gdy poczułam, jakby w okolicach pępka coś szarpnęło mnie mocno do przodu. Moje stopy oderwały się od ziemi, ramionami wyczuwałam obok siebie Rona i Hermionę, a wszyscy pędzili gdzieś pośród ryku wiatru i migających barwnych plam; mój palec wskazujący przywarł do buta,
który zdawał się ciągnąć mnie naprzód jak potężny magnes, a potem... Uderzyłam stopami w coś twardego, Ron wpadł na mnie, zwalając mnie z nóg a świstoklik rąbnął w ziemię tuż obok Rona głowy, aż zadudniło. Musiałam się rozejrzeć. Pan Weasley, pan Diggory i Cedrik stali pewnie na nogach, choć wiatr nadal targał im włosy i ubrania, reszta leżała na ziemi.
-Piąta siedem, ze wzgórza Stoatshead- rozległ się głos.
Ruszyliśmy w poszukiwaniu pola kempingowego i naszego namiotu. Gdy dotarliśmy na miejsce zastaliśmy namiot oraz tabliczkę z napisem "Weezy", ci mugole. Ja i Harry zgięliśmy się w pół i zajrzeliśmy do środka i szczęka opadła nam ze zdumienia. Wnętrze przypominało staromodne trzypokojowe mieszkanie, z łazienką i kuchnią. Kocham magię.

Potterowie || Siostra PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz