XIV

2.4K 116 2
                                    

*Oczami Harry'ego*

-Wszyscy uczniowie mają natychmiast wrócic do swoich dormitoriów. Natychmiast.- obróciłem się w miejscu, żeby spojrzeć na Rona. Obok nas przechodził Malfoy.
-Chyba to nie kolejny atak? Nie teraz...- powiedział Ron.
-Co robimy? Wracamy do dormitorium?- spytałem.
-Oh Potter, ty nigdy nie zostawiasz takich spraw, widziałeś gdzieś swoją siostrę? Nie ma jej nigdzie cały dzień.- spytał Draco. Jak to jej nie ma cały dzień?
-Nie.- odpowiedziałem rozglądając się gorączkowo. Po lewej stronie
zobaczyłem wnękę pełną płaszczy nauczycieli. -Włazimy tutaj. Podsłuchamy, o co chodzi. Potem możemy im powiedzieć, co odkryliśmy.- ukryliśmy się z Ronem i Malfoy'em, nasłuchując tupotu setek nóg nad głowami i trzaskania drzwi od pokoju nauczycielskiego. Przez szpary między zatęchłymi płaszczami obserwowaliśmy nauczycieli wchodzących do pokoju. Niektórzy wyglądali na zaskoczonych, inni na przerażonych. Na końcu pojawiła się profesor McGonagall. W pokoju zaległa cisza.
-Stało się.- oznajmiła. -Potwór porwał uczennice. Zawlókł ją do samej
Komnaty.- Profesor Flitwick pisnął. Profesor Sprout zakryła usta dłonmi. Snape zacisnał ręce na oparciu krzesła i zapytał:
-Skąd pewność, że tak się stało?
-Dziedzic Slytherina.- odpowiedziała profesor McGonagall blada jak ściana -pozostawił wiadomość. Dokładnie pod pierwszą. Jej szkielet będzie spoczywać w Komnacie na wieki.-
Profesor Flitwick wybuchnął płaczem.
-Kto to jest?- zapytała pani Hooch, opadając na krzesło. -Czyja uczennica?
-Lilianna Potter. -odpowiedziała profesor McGonagall.
Poczułem jak Draco lekko osuwa się na podłogę.
-Będziemy musieli jutro wysłać wszystkich uczniów do domu- oświadczyła profesor McGonagall. -To koniec Hogwartu. Dumbledore zawsze mówił...- Drzwi do pokoju nauczycielskiego otworzyły się z hukiem. Przez chwilę byłem pewien, że to Dumbledore. Ale nie, wszedł Lockhart, jak zwykle bardzo z siebie zadowolony.
-Tak mi przykro... Co mnie ominęło?-Zdawał się nie dostrzegać, że reszta nauczycieli patrzy na niego z wyraźną
niechęcią. Snape zrobił kilka kroków w jego stronie.
-Oto nasz człowiek.-powiedział.
-Właściwy człowiek. Potwór porwał
dziewczynkę. Zawlókł ją do samej Komnaty Tajemnic. Nadeszła chwila, abys zaczął działać, Lockhart.-Lockhart zbladł.
-Tak, Gilderoy.- zaszczebiotała profesor Sprout. -Czy to nie ty mówiłeś wczoraj wieczorem, że doskonale wiesz, gdzie jest wejście do Komnaty Tajemnic?
-Ja... tego... ja...- wybąkał Lockhart.
-Tak, czy nie mówiłes mi, że dobrze wiesz, co jest w tej Komnacie?- pisnął profesor Flitwick.
-J-ja? Naprawdę... nie pamiętam...
-Ale ja bardzo dobrze pamiętam, jak mówiłes, że żałujesz, że nie rozwaliłeś
tego potwora, zanim aresztowano Hagrida.- powiedział Snape. -Nie mówiłeś, że wszystko spartaczono i że od samego początku powinni ci dać wolną rękę w rozprawieniu się z potworem?- Lockhart wytrzeszczył oczy na kamienne twarze swoich kolegów.
-Ja... ja naprawdę nigdy.... Musiałem zostać źle zrozumiany...
-A więc teraz masz wolną rękę, Gilderoy.- oświadczyła profesor McGonagall. -Dziś wieczorem nadarza się świetna okazja, aby to uczynić. Zadbamy, aby nikt nie wchodził ci w drogę. Będziesz mógł robic z potworem, co ci się spodoba. Masz pełną swobodę działania.- Lockhart rozejrzał się rozpaczliwie, ale nikt nie kwapił się, by mu pomóc.
Nie był już owym przystojnym, pewnym siebie mężczyzną z wiecznym szerokim uśmiechem na twarzy. Wargi mu drżały, szczęka opadła, ramiona obwisły.
-N-n-no dobrze.- wyjąkał. -B-b-będę w swoim gabinecie, muszę się przygotowac...- i wyszedł.
-Świetnie.- powiedziała profesor McGonagall, której nozdrza drgały groźnie. -Przynajmniej zszedł nam z oczu. I sprzed naszych butów. Opiekunowie domów pójdą poinformować uczniów, co się stało. Powiedzcie im, że jutro rano wsiądą do ekspresu Hogwart-Londyn. Reszta niech zadba o to, żeby żaden uczeń
czy uczennica nie wystawili nosa spoza swojego dormitorium. Nauczyciele powstali i jeden po drugim opuścili pokój.
-Ona... Ona... musiała coś wiedzieć, przecież nie jest szlamą, żeby ją porwano...- mamrotał Malfoy.
-Bo się zakochasz Malfoy, zamknij się i chodź do Lockhart'a. To oferma ale spróbuje wejść do Komnaty.- rozkazał Ron, ciągnął mnie i Draco za sobą, kierując się do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią.
-Co pan robi?!- krzyknąłem sięgając powoli do kieszeni po różdżkę.
-O pan Potter, Weasley i Malfoy. Dostałem ważną sowę i muszę jak najszybciej wyjechać.- wytłumaczył i kontynuował pakowanie się.
-A moja siostra?!- krzyknąłem niedowierzając.
-Ah tak, bardzo mi przykro z jej powodu, była świetną czarownicą...- zatrzymał się -...trochę upartą ale świetną.- zaśmiał się bez krzty wesołości.
-Czy to znaczy, że pan po prostu daje nogę?- zapytał z niedowierzaniem
Ron. -Po tym wszystkim, co pan opisywał w swoich książkach?
-Książki można źle zrozumieć.- powiedział łagodnie Lockhart.
-Przecież to pan je napisał!- krzyknął Draco.
-Mój drogi chłopcze.- rzekł Lockhart, prostując się i marszcząc czoło. -Skorzystaj ze swojego zdrowego rozsądku. Moje książki nie sprzedawałyby się
tak dobrze, gdyby ludzie nie sądzili, że to własnie ja dokonałem tego wszystkiego. Nikt nie zechce czytać o jakimś szpetnym armeńskim czarowniku, nawet jeśli uwolni wioskę od wilkołaków. Wyglądałby okropnie na okładce. Bez smaku, stylu, źle ubrany i w ogóle. A czarownica, która przepędziła zjawę z Bandon, miała zajęczą wargę. Chodzi mi o to, że...
-To znaczy, żee pan przypisuje sobie czyny, których dokonali inni?- zapytał Ron z niedowierzaniem.
-Ron, Ron.- powiedział Lockhart, kręcąc niecierpliwie głową. -To nie
jest takie proste, jak ci się wydaje. Włożyłem w to mnóstwo pracy. Musiałem tych ludzi odnaleźć. Zapytać ich, jak im się udało tego dokonać. Rzucić na nich Zaklęcie Zapomnienia, żeby nie pamiętali, że coś takiego zrobili. Z czego jak z czego, ale z moich zaklęć pamięci jestem naprawdę dumny. Ciężki na to wszystko zapracowałem, Ron. Tu nie chodzi o jakies tam rozdawanie autografów czy robienie sobie zdjęć. Jeśli chcesz być sławny, musisz być przygotowany na długą, ciężka orkę.-
Zatrzasnął wieka kufrów i zamknął je na klucz. -Rozejrzyjmy się- powiedział. -Chyba już wszystko. Tak. Pozostało tylko jedno.- Wyciągnął różdżkę i odwrócił się do nas.
-Okropnie mi przykro, chłopcy, ale muszę na was rzucić moje Zaklęcie Zapomnienia. Nie mogę pozwolić, żebyście łazili po zamku i zdradzali wszystkim moje sekrety. Nie sprzedałbym kolejnej książki...- Lockhart już podnosił swoją różdżkę, kiedy ryknąłem:
-Expelliarmus!- Lockharta odrzuciło do tyłu; upadł, przewracając się o swoje kufry. Jego różdżka wyleciała w powietrze; Ron złapał ją i wyrzucił przez otwarte okno.
-Nie trzeba było pozwolic, żeby Snape nauczył nas tego zaklęcia. -powiedziałem ze złością, odsuwając kopniakiem kufer. Lockhart patrzył na mnie z podłogi, znowu żałosny i jakby sflaczały. Wciąż celowałem w niego różdżką.
-Czego ode mnie chcecie?- jęknął Lockhart. -Nie wiem, gdzie jest ta
Komnata. Nic wam nie pomogę.
-Ma pan szczęście.- rzekłem, zmuszając go końcem różdżki do powstania. -Tak się składa, że my wiemy, gdzie ona jest. I co jest w środku. Idziemy.- Wyprowadziliśmy Lockharta z gabinetu i zeszliśmy po najbliższych schodach, a potem, idąc ciemnym korytarzem z magicznymi napisami, doszliśmy do drzwi łazienki Jęczącej Marty.
Kazaliśmy Lockhartowi wejść pierwszemu. Wszedł, dygocąc na całym ciele, co sprawiło mi dziwną satysfakcję.
Jęcząca Marta siedziała na rezerwuarze w ostatniej kabinie.
-Ach, to ty.- powiedziała, kiedy mnie zobaczyła. -Czego chcesz tym razem?
-Zapytac Cię, jak umarłaś.-odpowiedziałem.
-Serio Potter? Przyszliśmy tu spytać jakiegoś ducha jak umarł?! Nie mieliśmy przypadkiem ratować twojej siostry?!- krzyknął Draco, wyprowadzony z równowagi, totalnie się nim nie przejąłem i spojrzałem na Marte zachęcająco by zaczęła mówić.
Marta nagle całkowicie się zmieniła. Sprawiała wrażenie zachwyconej tym pytaniem, które najwyraźniej połechtało jej próżność.
-Oooooch, to było straszne.- powiedziała z rozkoszą. -To stało się właśnie tutaj. Umarłam w tej oto kabinie. Pamiętam to dobrze. Schowałam się tutaj, bo Oliwia Hornby dokuczała mi z powodu moich okularów. Drzwi były zamknięte, ja ryczałam i nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi. Wchodzi i mówi coś dziwnego. Chyba w jakimś obcym języku. W każdym razie, wydawało mi się, że to mówi chłopiec. Więc otworzyłam drzwi, żeby mu powiedzieć, że to toaleta dla dziewczyn, i wtedy...- Marta zrobiła ważną minę, twarz jej zajasniała - wtedy umarłam.
-Jak?- zapytałem.
-Nie mam pojęcia.- odpowiedziała Marta przyciszonym głosem. -Pamiętam tylko, że zobaczyłam parę wielkich żółtych oczu. Poczułam, jakby mi zdrętwiało całe ciało, a potem... potem już szybowałam w powietrzu, odlatywałam...- Spojrzała na mnie rozmarzonym wzrokiem. -A potem wróciłam. Postanowiłam nastraszyc Oliwię Hornby. Och, bardzo żałowała, że wyśmiewała
się z moich okularów.
-Gdzie dokładnie zobaczyłas te oczy?-zapytałem.
-Gdzieś tu.- odpowiedziała Marta, machając ręką w stronę umywalki.

Potterowie || Siostra PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz