XXVI

1.8K 94 1
                                    

Mecz gryffindor kontra hufflepuff trwał w najlepsze. Siedziałam na trybunach z Draco i Blaisem kibicując puchonom. To znaczy... chłopaki im kibicowali, a ja trzymałam kciuki za gryfonów. Zobaczyłam, że Harry i Cedrik wzbijają się w górę i gonią znicza. Komentator Lee Jordan również ich zauważył.
-Proszę państwa, szukający obu drużyn wyłapali wzrokiem znicza!- krzyczał. -Mam nadzieję, że Potter...
-Jordan!- dało się usłyszeć profesor McGonagall jak upomina gryfona.
-Przepraszam pani profesor. Dziesięć punktów dla puchonów!- komentował. Mimo deszczu starałam się wyszukać chłopaków na niebie.
Zobaczyłam jak z nieba spada porażony błyskawicą Cedrik. A za chwilę Harry.
-Matko on się zabiję!- krzyknęłam i zakryłam usta dłonią. Blaise i Draco przytulili mnie a Dumbledore wypowiedział zaklęcie ratujące Harry'ego.
-Aresto Momentum!

***

Już po chwili biegłam do skrzydła szpitalnego z bliźniakami Weasley, którzy nie pozwolili mi iść samej.
-Pośpieszcie się smrody!- krzyknęłam i przyśpieszyłam.
-My smrody?- spytał Fred.
-To ty maluchu zadajesz się ze smrodem.- zaśmiał się George. Spojrzałam pytająco i lekko się uśmiechnęłam. Przypomniałam sobie, że mój brat jest w szpitalu i z powrotem zaczęłam biec.

Wbiegłam do szpitala i szybko wyszukałam wzrokiem gdzie leży mój brat. Na końcu, po lewej stronie sali leżał Harry.
-Harry!- krzyknęłam i podbiegłam do niego. Ze swojego gabinetu wyszła pani Pomfrey.
-Jest nieprzytomny, ale powinien się zaraz wybudzić.- uśmiechnęła się pocieszająco i wróciła do siebie.
Do Harry'ego przyszli wszyscy z drużyny gryffindoru plus Hermiona i Ron.
-Wygląda okropnie.- mruknął Fred.
-Też byś tak wyglądał jakbyś spadł z tak dużej wysokości.- mruknęłam.
-I tak wyglądam lepiej od niego.- usłyszeliśmy głos szatyna.
-Harry!- przytuliłam się do brata. -Nie rób mi tego nigdy więcej!- oburzona, uderzyłam go lekko w ramię.
-Ciepłe przywitanie siostra.- zaśmiał się i złapał w uderzone miejsce.
-Masz wypij to chłopcze.- pani Poppy dała Harry'emu jakiś eliksir, Potter wziął łyka po czym go wypluł wprost na bliźniaków Weasley. -Czegoś chciał? Soku z dyni?- oburzyła się pielęgniarka i wróciła do gabinetu.
-Jak się czujesz?- spytała Hermiona.
-Cudownie.- odparł Harry z ironią. -A co się stało?- spytał łapiąc się za pewnie bolącą głowę.
-No wiesz.. spadłeś z miotły.- powiedział Ron jakby to nie była żadna nowość.
-Serio? A jak mecz? Kto wygrał?- nawet w takich chwilach quidditch jest ważniejszy od jego zdrowia.
-Ah.. nikt Cię nie będzie winić Harry, a dementorom już nie wolno wchodzić do szkoły.- odpowiedziała przejęta Granger. -Dumbledore dostał furii! Uratował Cię, a potem ich wywalił.- wytłumaczyła. Spojrzałam na Rona i zobaczyłam jak w ręku trzyma potrzaskaną na kawałki miotłę Harry'ego.
-Harry, jest jeszcze coś co powinieneś wiedzieć.- mruknęłam i spojrzałam na Ronalda wymownie.
-Kiedy spadłeś, twoja miotła.. trochę rąbnęła w bijącą wierzbe i... wiesz.. teraz.. tak wygląda.- jąkał się i odwinął miotłe, a przynajmniej to co z niej zostało.

Hogwardzkie błonia właśnie przykryła gruba wartwa śniegu. Zaczęła się zima, a co za tym idzie? Ferie!

-Ostatni dzwonek do Hogsmead! Decydować się! Hogwart czy Hogsmead!- usłyszałam zachrypiały głos Filcha. Oczywiście wraz z Draco, Crabbem i Zabinim wybraliśmy Hogsmead.
Przeszliśmy wiele sklepów, w tym sklep Zonka czy Miodowe Królestwo.
Uznaliśmy, że przejdziemy się popatrzeć na wrzeszczącą chatę. Z daleka, bo Malfoy to tchórz i boi się podejść bliżej.
Będąc na górce zobaczyłam Hermione i Rona, co mnie bardzo zdziwiło. Wygląda na to, że Malfoy również ich zauważył bo na twarz wpłynął mu perfidny uśmiech.
-Chciałbyś tutaj zamieszkać? Oglądasz swój wymarzony dom?- warknął Draco, uderzyłam go lekko w ramie ale się tym nie przejął i podszedł bliżej, a Crabb jak wierny sługa, za nim.
-Będą z tego kłopoty.- westchnęłam do Blaise. Ten w odpowiedzi tylko się uśmiechnął i objął mnie ręką, podeszliśmy ludzi, który się nienawidzą.
-Nie za duży dla ciebie Weasley? Twojej rodzinie wystarczyłaby klatka w zoo.- dokończył swój monolog.
-Draco!- zbeształam go ale totalnie mnie olał.
-Zamknij dziub, Malfoy.- odwarknął Ron.
-Uuu jaki nie miły. Panowie..- zatrzymał się i spojrzał na mnie. -..i panie, czas nauczyć tego śmiecia jak się odzywać do lepszych.- powiedział z dumą Malfoy. Ja podniosłam ręce w geście poddania i stanęłam po stronie gryfonów. Uwierzcie, gdyby wzrok mógł zabijać, dawno bym leżała trupem zabita przez Malfoya.
-Haha chyba nie myślisz o sobie!- zironizowała Granger. Parsknęłam śmiechem, a wzrok Malfoya znowu mnie mordował.
-Nie waż się do mnie mówić, ty wredna szlamo!- wyciągnęłam różdżkę kierując ją na Draco, kiedy w tym samym momencie Malfoy oberwał śnieżką w głowę. Zaczął się rozglądać za winowajcą. -Kto tu jest?!- krzyknął zdenerwowany. Kolejna śnieżka poleciała w stronę Malfoya.
Zabini przysunął się do mnie i schował twarz w moim szaliku, by Malfoy nie widział jak się śmieję.
Kolejna nie zliczona fala śnieżek poleciała na Crabba i Smoka.
-Co tak stoisz?! Zrób coś!- popchnął lekko Crabba.
-Ale co?- przestraszony zaczął powoli się wycofywać. Nagle spodnie Vincentego opadły do kostek, na to ja, Zabini, Granger i Weasley wpadliśmy w niepohamowany napad śmiechu.
Kiedy Crabb próbował założyć spodnie, dostał kopniaka w tyłek i przywitał się twarzą z zimnym śniegiem. Przestraszony Malfoy rozglądał się dookoła i nie wiedział co robić. Kiedy się cofał, potknął się o leżącego Crabba i sam poleciał na tyłek.
Malfoy zaczął jakby ciągnięty przez kogoś za nogi, przesuwać się na dół górki.
-Co jest Malfoy? Zgubiłeś narty?- powiedziałam w tym samym momencie z Ronem. Zaśmialiśmy się i przybiliśmy sobie żółwika.
Dwójka Ślizgonów zaczęła uciekać, gdy nasza czwórka prawie pokładała się ze śmiechu.
Nagle czapka Rona, włosy Hermiony i mój szalik zaczęły się poruszać.
-Harry!- krzyknęłyśmy z Hermioną razem, wiedząc, że to Potter pod peleryną niewidką.
-Harry pogięło Cię? To nie jest śmieszne!- żąchnął się Weasley.
-Niezła akcja Potter.- pogratulował mu Diabeł.
-A dziękuję Zabini.- Harry ukłonił się teatralnie a całą piątką wybuchliśmy ponownie śmiechem.

Harry opowiedział nam o mapie huncwotów, którą dostał od bliźniaków Weasley. Oczywiście Hermiona musiała dodać swoje trzy sykle mówiąc, że Harry nie może tej mapy zatrzymać.
Zatrzymaliśmy się pod trzema miotłami gdzie była Madame Rosmerta, profesor McGonagall i minister magii.
-O zobaczcie kto tam stoi, madame Rosmerta, nowa dziewczyna Rona.- zaśmiała się z przyjaciela.
Zobaczyliśmy jak minister szepcze coś na ucho Rosmercie a po chwili kobieta wykrzykuje:
-Bliźniaki Potter?!- Harry narzucił na mnie i na siebie niewidke i ruszyliśmy do pubu za trojgiem dorosłych.

Znaleźliśmy się w jakimś pokoju i madame rozpoczęła konwersacje.
-Noo to co tu się konkretnie dzieję?
-To było dawno.- zaczęła McGonagall. -Kiedy Potterowie znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, postanowili się ukryć. Nikt! Nie znał ich kryjówki! Nikt! Z wyjątkiem Blacka.- przestałam oddychać. -I to on doniósł o niej sami-wiecie-komu.- skończyła profesorka. Złapałam Harry'ego mocno za rękę, bojąc się tego czego mogę się zaraz dowiedzieć.
-Black nie tylko zaprowadził sami-wiecie-kogo do Potterów ale zabił jednego z ich przyjaciół, Petera Pettigrew!
-No właśnie.- Minerwa potwierdziła dobitnie słowa ministra.
-Petera Pettigrew?- zapytała madame Rosmerta, nie kojarząc kto to.
-A to taki gruby, mały chłopak. Zawsze łaził za Syriuszem Blackiem.- wyjaśniła.
-Chyba go pamiętam, nie spuszczał Syriusza i Jamesa z oka, ale co się stało?
-Gdy zginęli Potterowie, Peter Pettigrew, poszedł szukać Syriusza Blacka. I niestety go znalazł!- Knot podszedł do stolika, przy którym stałam z bratem i nalał sobie whisky.
-Black nie był wściekły, on nie zabił Pettigrew, on go rozwalił.
-Aha.- zrozumiała właścicielka pubu.
-Jeden palec! Został z niego tylko palec!

Potterowie || Siostra PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz