XV

2.4K 112 1
                                    

Draco i Ron podbiegli do umywalki. Lockhart stał nieruchomo, z twarzą zastygłą w przerażeniu.
Umywalka wyglądała zupełnie zwyczajnie. Zbadali ją dokładnie, cal po calu, wewnątrz i na zewnątrz, łącznie z rurami pod spodem. I nagle to zobaczyłem:
na boku jednego z mosiężnych kranów wydrapany był malenki wąż.
-Ten kran nigdy nie działał.- powiedziała beztrosko Marta, kiedy próbowałem go odkręcić.
-Harry.- szepnął Ron. -Powiedz coś. W języku wężów.
-Ale...- Zacząłem myśleć gorączkowo. Do tej pory udawało mi się mówić tym językiem tylko wtedy, gdy miałem do czynienia z prawdziwym wężem. Wpatrywałem się w maleńki rysunek, starając się wyobrazić sobie, że to żywy wąż.
-Otwórz się.- powiedziałem.
-To po angielsku Potter.- mruknął Draco. Znowu popatrzyłem na węża, całą siłą woli zmuszając się do uwierzenia, że to żywy wąż. Kiedy poruszył głową, blask świecy wywołał wrażenie, jakby wąż drgnął.
-Otwórz się.- powtórzyłem. Tym razem nie usłyszałem własnych słów, ale dziwny syk, a kran natychmiast
rozjarzył się białym blaskiem i zaczął się obracać. W następnej sekundzie poruszyła się cała umywalka. I nagle znikła, ukazując wylot olbrzymiej rury, tak szerokiej, że mógłby się do niej wśliznąć człowiek. Usłyszałem zduszony okrzyk Rona. Podniósłem głowę i spojrzałem na niego. Już wiedziałem, co teraz zrobie.
-Schodzę tam.- powiedziałem.
Nie mógłem tego nie zrobić, teraz, kiedy wreszcie znalazłem wejście do Komnaty Tajemnic, nawet gdyby nie było choć najmniejszej, najbardziej nieprawdopodobnej szansy, że Lil może jeszcze żyć.
-Ja też.-  powiedział Ron wraz z Malfoy'em.
Zapanowało krótkie milczenie.
-No... chyba już mnie nie potrzebujecie.- rzekł Lockhart, a na jego pobladłej twarzy pojawił się cień jego dawnego uśmiechu. -Więc ja po prostu...- Położył rękę na klamce, ale i Ron, i Draco wycelowali w niego różdżki.
-Wejdziesz tam pierwszy.- warknął Ron. Lockhart, biały jak kreda, pozbawiony swojej różdżki, zbliżył się do otworu.
-Chłopcy...- wybąkał słabym głosem.
-Chłopcy, co nam to da?- dźgnąłem go w plecy końcem różdżki. Lockhart włożył nogi do rury. -Naprawdę nie sądzę...- zaczął, ale Ron popchnął go i Lockhart zniknął nam z oczu. Szybko wskoczyłem za nim. Z zawrotną prędkością zjeżdżałem tunelem na dół, wypadłem w jakiejś jakisni pełnej kości, zaraz za mną z tunelu wyskoczył Malfoy i Weasley.
-O blee..- jęknął blondyn i wytarł z niewidzialnego kurzu szatę.
-Pamiętajcie, jak tylko zobaczycie, że coś się rusza, zamknijcie oczy, Lumos.- z mojej różdżki wydobyło się blado niebieskie światło i poszedłem przed siebie a u mojego ramienia był Draco. Zadziwiające jak strata jednej osoby, na której zależy tym samym osobą, może ich do siebie zbliżyć.
-Harry, tam coś jest...- rozległ się ochrypły głos Rona. Zamarliśmy, wbijając oczy w ciemność. Dostrzegłem zarys czegoś wielkiego i poskręcanego, co leżało przed nimi w tunelu. Nie poruszało się.
-Może śpi.- wydyszał Draco, odwracając się, żeby spojrzeć na Rona i Lockharta. Lockhart przyciskał dłonie do oczu. Powoli, mrużąc oczy tak, że ledwo widziałem przez wąskie szparki powiek, ruszyłem naprzód, wyciągając przed sobą różdżkę.
Jej światło ześliznęło się po olbrzymiej, jadowicie zielonej skórze węża, spoczywającej w splotach na podłodze tunelu. Potwór, który ją zrzucił, musiał mieć przynajmniej dwadziescia stóp.
-O rany....- szepnął Ron.
Nagle coś się za nami poruszyło. Gilderoy'owi Lockhart'owi kolana odmówiły posłuszeństwa.
-Wstawaj.- powiedział ostro Ron, celując w niego różdżką.
Lockhart wstał... a potem rzucił się na Rona, zwalając go z nóg. Skoczył do przodu, ale zrobił to za późno. Lockhart zdążył się wyprostować. Dyszał ciężko, ale uśmiech wrócił na jego twarz. W ręku trzymał różdżkę Rona.
-Koniec przygody, chłopcy!- powiedział swoim dawnym tonem.
-Wezmę kawałek tej skóry, powiem im, że było za późno, żeby uratowac tę dziewczynkę, a wy trzej w tragiczny sposób postradaliście rozum na widok jej poszarpanego ciała. Pożegnajcie się ze swoimi wspomnieniami!- Uniósł oklejoną taśmą różdżkę Rona i ryknął:
-Obliviate!- Różdżka eksplodowała z siłą małej bomby. Draco i ja złapaliśmy się za głowy i rzuciliśmy się do przodu. Ślizgając się na skórze węża, zdążyliśmy umknąć przed wielkimi kawałami sufitu, które waliły się na podłogę. W następnej chwili staliśmy samotnie, wpatrując się w pietrzącą się przed nami ścianę gruzu.
-Ron!- krzyknąłem. -Nic ci nie jest?Ron!
-Jestem tutaj!- dobiegł mnie zduszony głos Rona spoza zwaliska gruzu. -Nic mi się nie stało. Ale ten parszywiec... chyba go rozsadziło.- Rozległ się głuchy łomot, a potem głośne „auu!” Sprawiało to wrażenie, jakby Ron z całej siły rąbnął Lockhart'a kamieniem w głowę.
-Co teraz?- rozległ się głos Rona, brzmiący raczej rozpaczliwie. -Nie
przejdziemy. Potrwa całe wieki, zanim się przekopiemy.- Spojrzałem na sklepienie tunelu. Pojawiły się na nim szerokie szczeliny.
Jeszcze nigdy nie próbowałem rozwalić za pomocą magii czegoś tak solidnego, jak to zwalisko, a ta chwila wcale nie wydawała się najodpowiedniejszą do prób. A jeśli cały tunel się zawali? Spoza ściany gruzu rozległo się kolejne głuche łupnięcie i jeszcze jedno „auu!” Traciliśmy czas. Lilianna już od wielu godzin jest w Komnacie Tajemnic.
Zrozumiałem, że mam z Malfoy'em tylko jedno wyjście.
-Poczekaj tutaj!- zawołałem do Rona. -Czekaj tu z Lockhartem. My idziemy
dalej. Jeśli nie wrócimy w ciągu godziny.- zawiesił mi się głos.
-Spróbuję usunąć trochę tego gruzu- odezwał się Ron, starając się, żeby jego głos brzmiał spokojnie.- Więc będziecie mogli.. będziecie mogli wrócić. I... Harry...
-Niedługo się zobaczymy- powiedziałem, starając się, żeby zabrzmiało to przekonująco.
I ruszyliśmy naprzód, mijając skórę olbrzymiego węża.
Wkrótce umilkł hałas, jaki robił Ron, starając się poszerzyć wyłom w ścianie gruzu. Tunel wciąż zmieniał kierunek. Każdy nerw w moim ciele był boleśnie napięty.
Wraz z ślizgonem pałetaliśmy się wśród wszystkich tuneli, aż w końcu dotarliśmy do mosiężnych żelaznych drzwi.
-To co Potter, twoja w tym brożka, żeby je otworzyć.- zakpił blondyn.
-Otwórz się!- syknąłem w języku węży a drzwi powili się otwierały. Moim i Draco oczom ukazała się Lili już osłabiona ciągle przytrzymująca zaklęcie. Nagle dziewczynie różdżka wypadła z ręki i zemdlała. Malfoy pobiegł do ślizgonki a ja zająłem się dziedzicem.
-Widzę, że przyszedł ratunek, słynny Harry Potter, chłopiec który przeżył.- zaśmiał się Voldemort i odwracając się twarzą do posągu Salazara mruknął coś w języku węży. Z ust posągu zaczął wyłaniać się bazyliszek.
-Malfoy! Bierz Lil i uciekajcie stąd!!- krzyknąłem, chłopak odrazu się mnie posłuchał, wziął dziewczynę na ręce i pobiegł w stronę Weasley'a i Lockhart'a. Przy drzwiach zatrzymał się i krzyknął:
-Dasz radę sam Potter?!
-UCIEKAJ!!- powtórzyłem, gdy zobaczyłem, że potwór wyszedł z kryjówki. Sam zaczęłem uciekać, ale moje dwie lewe nogi nie pozwoliły na dalszą ucieczkę i się przewróciłem. Już byłem pewny, że to mój koniec, ale ni stąd ni zowąd pojawił się Feniks. Ptak Dumbledor'a.
-Twój głupi ptak może pozbawił bazyliszka wzroku, ale został mu jeszcze słuch!- zaśmiał się Riddle, a ja szybko wstałem i patrząc na potwora, uciekłem w jeden z tunelów. Wąż uporczywie za mną pełz, skręciłem w ślepy zaułek, cholera! Szybko schyliłem się po jakiś kamień i rzuciłem w dalszy korytarz by odwrócić uwagę potwora.
Szybko wybiegłem na główną salę, Feniks zrzucił mi tiarę.
-Tiara..?
-Widzisz, w taki oto sposób Dumbledor'e pomaga swojemu uczniowi, wysyłając głupiego ptaka i zniszczoną tiarę!- wąż wrócił, a w tiarze ukazał się miecz, szybko go zgarnąłem i zacząłem wspinać się na szczyt posągu. Gdy już się tam znalazłem, zacząłem walczyć z bazyliszkiem.
Przebiłem na wylot podniebienie węża a jego kieł utkwił w moim ramieniu, jego jad szybko rozsiał się po moim ciele powodując, no cóż, moją powolną śmierć.
-Czyż to niezwykłe? Jak jad bazylisza szybko potrafi się roznieść po ciele.- złapałem za czarny dziennik, który swoją drogą nie wiem skąd się tu wziął, w drugą rękę złapałem kieł bazyliszka i z szybkim zamachem dźgnąłem w dziennik. Zaczął się z niego sączyć atrament a sam Riddle zaczął przeraźliwie wrzeszczeć. Po chwili, zniknął. Tom Marvolo Riddle znany również jako Lord Voldemort, zniknął. Ale na jak długo?
Czułem jak świat w moich oczach wiruje, robi się ciemno. Ale nie umarłem, powinienem wiedzieć całkowitą ciemność, prawda? Obraz zaczął mi się wyostrzać, spojrzałem na swoje ramię. Fawkes (feniks) płakał. No tak, łzy feniksa uzdrawiają, po mojej ranie nie było śladu. Wstałem z ziemii i zgarniając dziennik, przemówiłem do ptaka.
-Znajdźmy resztę i wynośmy się stąd.- ostatni raz rozejrzałem się po komnacie i wyszedłem szukać resztę.
Znalazłem ich w miejscu gdzie było wyjście i wejście do komnaty. Złapałem ogon feniksa, reszta złapała się mnie i po chwili znaleźliśmy się z powrotem w łazience Jęczącej Marty.

Potterowie || Siostra PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz