XXIX

1.7K 93 2
                                    

Black i Lupin wyjęli Pettigrew z dziury i popchnęli w stronę fortepianu, który stał na środku pokoju.
-Remus.. Syriusz.. moi przyjaciele!- powiedział Peter i rzucił się w stronę ucieczki, z marnym skutkiem. Peter spojrzał na mojego brata i zrobił maślane oczy. -Oh Harry! Coś takiego! Jesteś taki podobny do ojca, Jamesa. Byliśmy przyjaciółmi.- zaczął mówić Pettigrew. Przewróciłam oczami i znowu zdałam sobie sprawę, że o mnie nikt nie pamięta.
-Jak śmiesz odzywać się do Harry'ego?- plunął Syriusz. -Jak śmiesz wspominać przy nim Jamesa?!- krzyczał ojciec chrzestny Harry'ego. Stanęłam w drzwiach, torując drogę ucieczki.
-Wydałeś Jamesa i Lily Voldemortowi? Tak czy nie?!- zapytał Lupin.
-Nie chciałem tego.. Czarny Pan nawet nie wiecie jaką bronią dysponuje, a ty Syriuszu, co byś zrobił na moim miejscu?- zapytał rozpaczliwie Peter.
-Wolałbym umrzeć! Wolałbym umrzeć, niż zdradzić przyjaciół!- odpowiedział Syriusz z powagą, nagle Peter zaczął biec w moją stronę, stanęłam bardziej pewniej by nie mógł mnie odrazu odepchnąć, chcąc uciec z chaty.
-A ty... jesteś tak podobna do Lily. Lily by mnie nie zabiła, twoja matka ona by mnie zrozumiała, zlitowała by się nade mną!- mówił smętnie animag.  Syriusz i Lupin odciągneli go ode mnie i wycelowali w niego różdżkami, również podniosłam swoją różdżkę w stronę Pettigrew.
-Trzeba było przewidzieć, że jeśli Voldemort cię nie zabił, to my to zrobimy razem!- Syriusz był już gotowy rzucić zaklęcie, kiedy Harry stanął przede mną, zabierając mi różdżkę.
-Nie!- zaprzeczył Harry.
-Oddaj mi różdżkę Harry!- krzyknęłam.
-Harry ten człowiek to...- zaczął Lupin.
-Wiem kim jest! Zabierzmy go do zamku.- zaproponował Harry, spojrzałam na niego jak na durnia. Czy on chcę zdrajcę i prawie morderce zabrać do zamku?!
-Chłopcze dziękuję, dzięki, dzięki...- Peter rzucił mu się pod nogi dziękując.
-Zostaw!- zabrał nogę i spojrzał na Parszywka z żądzą mordu w oczach. -Powiedziałem, że weźmiemy Cię do zamku... a tak zajmą się tobą dementorzy.- powiedział chłodno. Peter przerażony zaczął obgryzać paznokcie.

Hermiona poszła przodem, zaraz za nią szedł Syriusz, Harry i Ron, którego pierwsi dwaj musieli przytrzmywać przez bolącą nogę. Ja szłam z tyłu z Remusem, który pilnował Petera.
-Kiedy się dowiedziałaś, że jestem twoim ojcem chrzestnym?- zapytał Lupin prowadząc za szmaty Petera.
-Można by powiedzieć, że usłyszałam kawałek rozmowy profesor McGonagall i ministra magii.- zaśmiałam się i wyjęłam różdżkę widząc jak Pettigrew się wyrywa.
-Raczej nie jestem najlepszym ojcem chrzestnym, co nie?- również się zaśmiał.
-Może i nie najlepszy, ale jedyny jakiego mam.- uśmiechnęłam się.
-Ja nie chcę, dziewczynko, proszę nie pozwól im!- mówił do mnie Pettigrew. Znudzona jego gadaniem rzuciłam na niego zaklęcie.
-Silencio!- grubasek jeszcze coś mówił, ale żaden odgłos się z jego ust nie wydobył. Dmuchnęłam w końcówkę różdżki jak w filmach ludzie dmuchają w pistolet.
-Gdzie się nauczyłaś tak czarować? Większość zaklęć, które używasz są w zakresie klasy 4 lub 5.- madame Maxime dawała wycisk czasem.
-W akademii magii Beauxbatons.
-W tej we Francji?- ruchem głowy przytaknęłam. Wyszliśmy z ciemnego korytarza i wyszliśmy pod bijącą wierzbą. Zobaczyłam jak Harry rozmawia z Syriuszem, ciekawe o czym.
-Lili!!- krzyknęła Hermiona i wskazała palcem na niebo. Obejrzałam się i zobaczyłam zachodzącą pełnię. Nie dobrze. Odbiegłam od Lupina i rzuciłam się w stronę Rona i Hermiony wyciągając różdżkę.
-Syriuszu!!- zawołałam mężczyznę, który odrazu zareagował.
-Remusie! Zażyłeś dzisiaj swój eliksir?- Lupin zmienił się w wilkołaka, a Syriusz szybko zmienił się w ponuraka. Walczył wraz z Lupinem niestety, na pozycji przegranej. Wilkołak zaczął kierować się do mnie, Harry'ego, Rona i Hermiony. Z drzewa wyszedł Snape i ochronił nas swoim ciałem. Niestety, byłam na tyle mądra, że rzuciłam na Remusa Drętwote, która nic nie dała.
Albo nie, dała.
Oberwałam od Lupina i odleciałam aż kilka stóp dalej, widziałam jeszcze jak Harry biegnie za Syriuszem, potem tylko ciemność.

Obudziłam się w skrzydle szpitalnym, na łóżku obok leżał Harry, a przy nim siedziała Hermiona. Usiadłam i złapałam się za bolącą głowę.
-Co się stało?- mruknęłam cicho, Hermiona wstała i podeszła do mojego łóżka.
-Remus trochę Cię uszkodził, ale nic wielkiego się nie stało. Uciekł w stronę lasu. Syriusz jest w najwyższej wieży, czeka go pocałunek dementora.- odpowiedziała smutno.
-A co z Harrym?- wskazałam głową na chłopaka.
-Walczył z setką dementorów, jego patronus był za słaby na nich wszystkich. Osłabiło go to bardzo.- wytłumaczyła. Na sale weszła Poppy, podała mi wywar wzmacniający, po którym poczułam się lepiej. W tym momencie obudził się Harry, któremu Pomfrey również podała ten sam wywar.
Do skrzydła szpitalnego wszedł Dumbledore i opowiadał o Syriuszu.
-Możecie uratować więcej niż jedno istnienie. Panna Granger zna zasady, nikt nie może was zauważyć.- Albus już zamykał drzwi, kiedy coś mu się przypomniało. -A! I trzy obroty wystarczą. Powodzenia.- zamknął drzwi i ruszył w tylko sobie znaną stronę.
Podeszłam z Harrym do Hermiony, która założyła na nas strasznie długi łańcuszek, na którym było coś na wzór klepsydry.
Zobaczyłam jak wokół nas pojawiali się i znikali ludzie.
-W pół do ósmej. Gdzie byliśmy o tej porze?- mówiła Hermiona.
-Y nie wiem, u Hagrida.- odpowiedziałam.
-Nikt nie może nas zobaczyć.- Hermiona zaczęła biec przed siebie, chwile później biegłam z Harrym tuż za nią. Na drewnianym moście zobaczyliśmy scenke, która odywała się tu pare godzin temu. Czyli to jak Malfoy dostaje w nos.
-Co tu się dzieję?!- spytałam zdziwiona i zdenerwowana Granger. Dziewczyna przycisnęła mnie i Harry'ego do muru.
-To jest zmieniacz czasu, McGonagall dała mi go w pierwszym semestrze, dlatego udało mi się zaliczyć wszystkie lekcje.- wytłumaczyła.
-Czyli mówisz, że cofnęliśmy się w czasie?- zapytał Harry upewniając się na co Hermiona tylko kiwnęła twierdząco głową.
-Tak, Dumbledore najwyraźniej chciał, żebyśmy się tu pojawili.- powiedziała Hermiona i podeszła zobaczyć jak daje w nos Malfoy'owi.
-Żebyśmy mogli zmienić bieg wydarzeń.- dokończyłam za nią. Usłyszałam nagle coś na wzór dźwięku łamanej kości, a po chwili szybkie kroki.
-Malfoy idzie!- ostrzegła Hermiona. Schowaliśmy się za murkiem i powoli kierowaliśmy się w stronę domku Hagrida.
-Odegram się na tej rudej szlamie!- usłyszałam głos Malfoy'a. Ciśnienie mi podskoczyło. Żaden, ale to żaden czarodziej a tym bardziej rzekomy artysokrata nie powinien używać tego określenia. Wstałam i chciałam iść za Draco ale Harry z powrotem ściągnął mnie na czworaka.
-Nikt nie może nas zauważyć, pamiętasz?- warknął i pociągnął mnie w stronę wielkich dyń, za którymi się schowaliśmy.
Minister magii, Dumbledore i kat powoli się zbliżali to chatki Hagrida, a nasza czwórka jeszcze nie wychodziła. Usłyszałam nagle piskliwe "Parszywek ty żyjesz" i spojrzałam na Harry'ego.
-To Pettigrew.- wstał ale Hermiona zacignęła go na ziemie.
-Harry nie rób tego.
-Słuchaj, on zabił mi rodziców, nie będę siedział i się gapił.- oh zabił jego rodziców, a ja to co? Ziemniak?
-A właśnie, że będziesz!- warknęła Hermiona. -Harry, jesteśmy teraz u Hagrida, wszystko się wyda jeśli Cię zobaczą. Straszne rzeczy się dzieją z tymi co igrają z czasem. Nie mogą nas zobaczyć.- pouczyła go. Tymczasem ja bawiłam się kamyczkiem, który wyglądał jak skorupka ślimaka.

Potterowie || Siostra PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz