XVI

2.4K 123 1
                                    

-Odpowie mi ktoś w końcu?!- krzyknęłam kiedy każdy ignorował moje pytania.
-A o co pytałaś?- zapytał Ron. Zdążyłam już wyrwać sobie sporą garść włosów. Jak moich zabraknie to zacznę innym osobnikom wyrywać włosy z głowy.
-O.to.co.się.tam.właściwie.stało.- powiedziałam każde słowo powoli, wyraźnie i przez zęby.
-No teoretycznie za dużo nie wiemy, bo Harry nic nie powiedział.- żąchnął się Weasley.
-Draco?- zapytałam z nadzieją, że on coś wie.
-Ja widziałem tylko jak mdlejesz i tracisz siły.- podniósł ręce w geście obronnym. Warknęłam i zostawiając wszystkich w tyle, poszłam w stronę gabinetu dyrektora.
-Zna ktoś hasło?- mruknęłam niechętnie odwracając się w stronę chłopców.
-Yy.. cytrynowy sorbet.- wypowiedział hasło Harry a ptak, który strzegł przejścia ukazał schody, szybko wszyscy się na nie wdrapaliśmy i pukając, weszliśmy do gabinetu dyrektora szkoły. Kiedy otworzyłam drzwi odrazu ujrzałam z bananem na twarzy Albusa, profesor McGonagall trzymającą się za serce i moją ciotkę siedzącą na krześle, kiedy usłyszała otwieranie drzwi zerwała się na równe nogi i pobiegła do mnie, zatrzaskując mnie w swoim żelaznym uścisku.
-Dusisz mnie..- wysapałam ciężko łapiąc oddech w płuca.
-Żyjesz, jeju dzięki Merlinowi, ty żyjesz.- złapała mnie za twarz i zaczęła obcałowywać.
-Ciociu..- zażenowania i z czerownymi wypiekami na twarzy spojrzałam na chłopaków.
-Oh to wy ją uratowaliście. Dziękuję wam, nie wiem jak wam się odwdzięczyć.- przytuliła ich i również oni nie mogli złapać oddechu, szczególnie Malfoy. Ciocia wiedziała kim jest panicz Malfoy a za jego ojcem akurat nie przepadała. -Jak wam się to udało?
-Myślę, że wszyscy chcemy się tego dowiedzieć.- powiedziała profesor McGonagall słabym głosem.
Ciocia wypuściła z objęć Harry’ego i Draco. Harry zawahał się przez chwilę, a potem podszedł do biurka i położył na nim Tiarę Przydziału, inkrustowany rubinami miecz i to, co pozostało z dziennika Riddle’a.
I zaczął opowiadać. Przez blisko kwadrans mówił w kompletnej ciszy: opowiedział nam o bezcielesnym szepcie i o tym, jak Hermiona w końcu dociekła, że to głos bazyliszka wędrującego rurami kanalizacyjnymi; jak on i Ron wyruszyli za pająkami do lasu, jak Aragog powiedział im, gdzie została uśmiercona ostatnia ofiara bazyliszka; jak odgadł, że ofiarą tą była Jęcząca Marta, i że wejście do Komnaty Tajemnic może być w jej łazience...
-No dobrze.- powiedziała profesor McGonagall, kiedy umilkł.- Więc znalazłeś to wejście... notabene, łamiąc po drodze ze sto punktów regulaminu szkolnego... ale, na miłość boską, Potter, jak wam się udało wyjść stamtąd żywymi?- Harry, który trochę już ochrypł, opowiedział nam, o pojawieniu się w krytycznym momencie Fawkesa i o Tiarze Przydziału, która podarowała mu miecz. Lecz kiedy to powiedział, zaciął się i nie miał pojęcia, co robić dalej.
-A ten dziennik?- spytała moja ciocia.
-To jest dziennik Tom'a Riddle'a. Nie wiem skąd on się wziął w Komnacie ale Riddle go zapisał mając szesnaście lat.- wytłumaczył szybko Harry.
-A wytłumaczy mi ktoś jak dostała się tam Lili?- zapytała ciocia dalej nie rozumiejąc wszystkiego.
-A o tym to ja już opowiem.- mruknęłam i wstałam z krzesła by stanąć przed dorosłymi. -Zasadniczo nikt mnie nie porwał. Wracałam z biblioteki do lochów kiedy zobaczyłam, że drugie piętro jest znowu zalane. Uznałam, że to Marta znowu odkręciła wszystkie krany, więc z zamiarem zakręcenia ich i wyczyszczenia korytarza, skręciłam do łazienki.- zatrzymałam się na chwilę by zobaczyć reakcję nauczycieli i innych. Twarze mieli kamienne, wsłuchiwali się we wszystko co mówiłam. -Zobaczyłam wtedy, że zlewy ułożyły się w jakiś tunel, z ciekawości, zeszłam tam. W taki oto sposób znalazłam się na dole. Spotkałam tam Riddle'a. Myślałam, przez chwilę, że to uczeń, rozmawialiśmy, aż w końcu zaczął pytać o dziwne rzeczy, na przykład: jak udało się dwóm-o nie szczególnie potężnej mocy-niemowlakom, pokonać najpotężniejszego czarnoksiężnika. Zaczął wypominać mamę, wyzywać ją od szlam... wtedy zrozumiałam, że to dziedzic a po chwili wpadło mi do głowy, że to Voldemort. Uznałam..- przerwałam na chwilę gdy zobaczyłam, że ciocia robi się biała jak kreda. McGonagall szybko wyczarowała szklankę z wodą i podała cioci Andromendzie. Kiedy kiwnęła głową na znak, że mogę kontynuować, tak zrobiłam.
-Uznałam, że skoro raz mu dałam radę to i dam drugi, zaczęliśmy walczyć, ale nagle nasze różdżki tak jakby połączyły się poprzez zaklęcie, ja traciłam siły, on je odzyskiwał. W ostatnim momencie chłopcy mnie odnaleźli.- skończyłam a parę długo wstrzymywanych łez wyszło na powierzchnię. Draco położył dłoń na moim ramieniu, pokazując, że jest obok i już jestem bezpieczna.
-Chyba trzeba to uczcić, nie sądzisz Minerwo?- uśmiechnął się promiennie Dumbledore.
-Zejde do kuchni i powiadomie skrzaty.- oznajmiła wesoła już profesorka i wyszła z gabinetu.
-No, skoro Lil jest cała, nic nikomu się nie stało, to ja muszę wracać, praca... sam Albusie rozumiesz.- westchnęła ciotka i całując mnie w czubek głowy, za pomocą kominka i proszku fiuu ulotniła się do Ministerstwa. Typowe.
Zrobiłam grymas, coś na wzór uśmiechu.
-I tak Cię kocha, nie przejmuj się.- powiedział dyrektor i usiadł na swoim fotelu za biurkiem. Zostałam już tu tylko ja, Draco, Ron i Harry.
-Jeśli dobrze pamiętam, to powiedziałem wam...- tu spojrzał na Harry'ego i Rona. -...że jeśli któryś z was złamie jeszcze jeden punkt regulaminu szkolnego, to będę musiał wyrzucić go ze szkoły- powiedział Dumbledore. Ron otworzył usta i wytrzeszczył oczy. -Co dowodzi, że nawet najlepsi z nas powinni czasami liczyc się ze słowami.- ciągnął Dumbledore z uśmiechem. -Cała czwórka otrzyma Specjalną Nagrodę za Zasługi dla Szkoły i... zaraz... tak, po dwieście punktów dla Gryffindoru i dwieście dla Slytherinu.- Ron zrobił się różowy jak walentynkowe kwiatki Lockharta i zamknął usta.
-Ale jeden z tutaj obecnych wciąż milczy o swoim udziale w tej niebezpiecznej przygodzie.- dodał Dumbledore. -Dlaczego jesteś taki skromny, Gilderoy?- Cała nasza czwórka drgnęła. Zupełnie zapomnieliśmy o Lockharcie. Odwróciłam się z Harrym i zobaczyliśmy go w kącie pokoju. Na ustach słynnego profesora wciąż błąkał się lekki uśmiech. Kiedy Dumbledore zwrócił się do niego, spojrzał przez ramię, żeby zobaczyć, kto do niego mówi.
-Panie profesorze..- powiedział szybko Ron. -..w Komnacie Tajemnic doszło do pewnego... wypadku. Profesor Lockhart...
-Jestem profesorem?- zdziwił się nieco Lockhart. -Wielkie nieba, chyba
musiałem być beznadziejny, co?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- prychnęłam zupełnie zapominając, że to jest nauczyciel, ale kiedy zobaczyłam wzrok Albusa odrazu się zamknęłam.
-Próbował rzucić Zaklęcie Zapomnienia, a różdżka wypaliła do tyłu.- wyjaśnił cicho Ron Dumbledore’owi.
-A niech to!- powiedział Dumbledore, kręcąc głową, a jego długie srebrne
wąsy dziwnie zadrgały. -Nadziałes się na własny miecz, Gilderoy?
-Miecz?- zdziwił się Lockhart. -Nie mam żadnego miecza. Ale ten
chłopiec ma.- Wskazał na Harry’ego.
-Może ci pożyczyć.- solidnie uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
-Kretyn..- mruknęłam cicho ale każdy to usłyszał na co tylko wzruszyłam ramionami.
-Czy mogłabyś panno Potter, wraz z panem Malfoy'em i panem Weasley'em zaprowadzić profesora Lockharta do skrzydła szpitalnego?-zwrócił się Dumbledore do mnie.
-Chciałbym jeszcze zamienić kilka słów z Harrym... a wierzę, że panienka sobie poradzi z tym "kretynem".- ujął palcami w cudzysłowiu ostatnie słowo.
-Oh, niech oto się dyrektor nie martwi, poradzę sobie.- mrugnęłam do dyrektora i biorąc Lockharta pod pache wyszłam z gabinetu z wraz za mną rudzielec i blondyn.

W taki oto sposób zakończyłam w sumie drugi rok nauki w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart. Cieszę się, że poznałam tyle osób, i przede wszystkim, że przeżyłam ten rok.

McGonagall odwołała egzaminy, wszyscy spetryfikowani wrócili do żywych, a Lord Voldemort odszedł w niepamięć, ale na jak długo?

Potterowie || Siostra PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz