Kylo
Tak właśnie będzie - zostaniemy sojusznikami. To zaoszczędzi nieporozumień i ciągłych rebelianckich prób nawrócenia mnie, a raczej psychicznych gierek... Rey, która jest wielką mistrzynią Jedi oraz ja, potężny Kalo Ren zawrzemy nie tyle co pakt porozumienia, ale swego rodzaju umowę. Umowę, która wyda wyrok na nasze odległe od siebie życie.
- Jej wysokość, księżni... - krzyczał blaszany, złoty droid, a promienie słoneczne odbijały się od niego.
Było bardzo gorąco, a mimo to Naboo tętniło życiem. Wokół latały kolorowe konfetii, a nieznane mi rasy istot żywych wykrzykiwały coś w swoim ojczystym języku.- Och, bez zbędnych dowcipów C-3PO. - matka zmierzyła go zadziornym i lekko urażonym wzrokiem. Stała na balkonie w śnieżnobiałej, dłigiej sukni, a na głowie zapleciony został warkocz. Złote spinki w kształcie ptaków, zachaczały o koniec fryzury.
- Pani Leio, jestem zaprogranowany... - tłumaczył swój oficjalny potok słów.
- Oczywiście. - ucieła mu księżniczka, machając do zebranego pod sejmem tłumu.
Jej dłoń opadała bardzo wdzięcznie, a następnie podnosiła się jak najszybszy Ving. Ta kobieta była bez wątpienia wzorem do naśladowania.
Moja matka.
Rodzicielka.Stałem wtedy za jej plecami, ponieważ wstydziłem się obcych. Parady na cześć demokracji także do mnie nie przemawiały.
- Mogę wrócić do pałacu? - spytałem naglę Leię, ale ona posłała mi karcące spojrzenie. - Jeśli naprawdę musisz uciekać, to najlepiej na polanę... - uśmiechnęła się. Zrozumiałem, że tylko żartowała.
- Dziękuję. - rzuciłem prędko, biegnąc na wschód.
- Baw się dobrze, Ben.
BEN.
Przetarłem wilgotny od łez policzek.
BEN.
To imię jest jak szkodnik.
BEN.
Dlaczego mnie nawiedza? Zabiłem przeszłość! Zabiłem Hana Solo!
Cichy szept matki:
- Ben... proszę pomóż mi spakować twoje rzeczy. Sama sobię nie poradzę.- Dokąd lecimy? - zapytałem zdziwiony.
- Synku, nie my, ale ty. - założyła mi kosmyk kruczoczarnych włosów za ucho - Luke odnajdzie w tobie moc.
MOC.
Tak, zdobyłem ją.
Luke kłamał, że w pojedynkę nie dam rady zgłebić jej tajników.- Leia, natychmiast wybij sobie ten kulawy plan z głowy! - krzyk ojca rozniósł się po wąskich korytarzach - Ben tu zostaje. Nie nadaje się na Jedi!
Brunetka dostrzegła go stojącego w pokoju. W prawej ręce trzyma jakiś urywek hipernapędu.
- Tak chce moc!- odgryzła się księżniczka, łapiąc mnie za rękę.
Zamknęła oczy. - Czuję to, Han...Ja także je zamknąłem. Wtedy wyczułem jak przepływa przez moje ciało, jak zagnieżdża się w umyśle i jak tworzy mnie Kylo Renem.
Opieram się o śncianę.
Ben.
Ben.
Ben umarł.
Lecz wciąż żyje...
Jak to możliwe?
- Poczuj go. - słyszę głos w mojej głowie. - Unieś się ponad Rena.
Cały drżę.
- Kto mówi?
- Leia.
- Ja...
- Poczuj go...
Do mojego pokoju wchodzi Rey. Jest nadal w tych samych szatach zakonu Jedi. Przypominają mi o zawarciu umowy. Gestem nakłaiam ją do zajęcia miejsca na krześle. Stawia jednak opór, w skutek czego stoi na środku kajutu.
- Siadaj. - rozkazuję - To będzie długa rozmowa.
Ten rozdział miał na celu ukazania Wam pewnych wspomnień Kylo Rena
i spojrzenia na nie z jego perspektywy.
![](https://img.wattpad.com/cover/132637511-288-k381234.jpg)
CZYTASZ
Sojusznicy (reylo)
FanficKylo Ren mianował się Najwyższym Wodzem i przysięga zrównać z ziemią wszystkich rebeliantów. Po czasie zaczyna mieć pewne wątpliwości, ale czy wolno mu się wycofać? Rey wierzyła, że jej rodzice wrócą... nie traciła nadziei, że Finn odzyska przytomn...