LORETTA
Zmęczona po całym dniu pracy idę do swojej kajuty. Moje ręce znów są brudne, ale nie aż tak jak mojego brata - Wiu. On zdradził Rebelię i chciał zabić Bena oraz Rey. Wiadomość o nieudanym ataku Renów rozniosła się po niszczycielu jakieś trzy godziny temu, a i tak ludzie nadal plotkują. Wielu z nich myśli, że mialam coś wspólnego z tym przewrotem, ale nie. Tęsknię za Ruchem Oporu, ale równocześnie chcę pokoju. Uważam też, że powinniśmy mieć inną przywódczynię, natomiast atak na władzę może przyczynić się do podziału ludzi. Przechodzę obok wąskiego korytarzyka, ale Anthony łapie mnie za ramię.
- Skad tu się wziąłeś? - dopytuję, usiłując nie ubrudzić brata smarem.
Ma te same ciemne oczy co Wiu oraz nasza matka, która z całej trójki kochała najbardziej jego. Choć był jej środkowym dzieckiem, zawsze dażyła go szczególną troską i przywilejami.
- Musze ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że zostanie to między nami. - jego twarz tężeje.
- Słucham.
- To ja byłem odpowiedzialny za powrót Wiu. - nawiazuje ze mną kontakt wzrokowy - Podałem mu nasze współrzędne i kod.
- Co zrobiłeś? - warczę, a on rozgląda się w około.
- Chciałem, aby nasz młodziak wrócił do domu. Do nas... Nie jestem zdrajcą. Ja tylko...
Krecę nerwowo głową, a mój świat wali się na moich oczach.
- Wiesz co się teraz stanie? Jakie są konsekwencję twoich głupich wyborów? Banicja! - krzyczę.
- Wiem! - podnosi głos - Kolegujesz się z Rey, zadbaj o to, aby nie dociekła do winowajcy.
- W moich oczach jesteś starcony.
- Nie chciałem...
- Mogłeś zniszczyć nasz ład i porządek! - po policzku ściekają mi łzy - Nasza matka oddała życie za tak cenną sprawę, a ojciec...
- Poświecił się za mnie. - mówi smutno.
- Dokładnie.
- Wtedy miałem tylko dziwięć lat i nie wiedziałem, że przez małą zabawę na statku spowoduję uszkodzenie osłon.
- Zawsze popełniałeś błędy, Anthony! - łkam - I nigdy się z nich nie uczyłeś. Ciągle popadasz w tarapaty.... Na mnie już nie licz.
Odchodzę i biegnę przed siebie. Czuję słony smak w ustach, a mimo to go przełykam. Uderzam głową o czyiś tors. Myślę, że spalę się ze wstydu, ale gdy widzę Bena - nic już nie ma znaczenia. Odstawiam swoją dumę na bok, poprostu wtulam się w niego.
REY
Ciężko wzdycham. Chciałam odwiedzić Lorettę, ale Anthony nie pozwala mi przejść.
- Czy mógłbyś się przesunąć? - mówię, ale on przeczy głową.
- Nie mogę. - odpowiada, a ja marszę nos.
- Dlaczego? - ta cała sytuacja jest bardzo dziwna.
- Posłuchaj... nie wierz w ani jedno słowo Loretty, dobrze? Pokłóciliśmy się i pewnie zacznie mówić od rzeczy.
Nie wytrzymuję. Wyczuwam w nim kłamstwo, więc wyciągam rękę przed siebie, całą moją moc kieruję do jego umysłu. Muszę poznać prawdę. Przeglądam wspomnienia, aż nerwowo cofam energię. Nie tłumaczę mu się, a jedynie rzucam do ucieczki.
- Ben! - krzyczę - Ben! Ben!!!
Anthony depcze mi po piętach, czuję jego wściekłość i narastające zło. Jeśli mnie dorwie - z pewnością będzie nie dobrze. Wjem już, że Ben miał rację. Jak mogłam uwierzyć obcemu czlowiekowi zamiast swojemu mężowi?
- Stój! - słyszę agresywny głos brata Loretty.
- Zdrajca!
Kiedy go przezywam, nie słyszę już szatyna. Odwracam głowę, zaprzestaję biegu. Chłopak został pojmany przez moc, tak jak kiedyś Kylo Ren uniemożliwił mi ucieczkę.
- W porządku? - aksamitny głos czarnowłosego wybudza mnie z zamyśleń.
Objemuje mnie ramieniem, a ja odwdzięczam się tym samym.
- Przejżyj jego umysł. - mówię cicho.
Przytakuje po czym wdziera się do wspomnień Anthonego z taką siłą, że winny aż krzyczy z bólu.
Wiem jakie to straszne, ale nie zamierzam mu pomagać. Zasłużył sobie na karę.- Ścierwo. - Ben wychodzi z jego umysłu.
- Nie mów, że ty jesteś święty. - pluje mu w twarz Anthony - To ty skazałeś na śmierć biliardy istnień, czyżbyś zapomniał o Republice?! - podnosi głos. - Ja natomiast nie pragnę niczyjej śmierci.
- Kierowała tobą chęć władzy i zemsty na mnie. - reasumuje mój mąż - Skazujemy cię na odlot kapsułą ratunkową.
BEN
- Dajcie mi tego śmiecia! - na mostek wkracza ciężko stukocząc butami Poe Dameron. - Rozprawię się z nim! Jeden strzał z blastera chyba wystarczy na taką kreaturę.
- Uspokój się. - Rey kładzie mu dłoń na ramieniu.
- Ma rację. - kieruję wzrok na pilota, który jest bardzo odważny - Dla zdrajców jet tylko jedna nauczka.
- W końcu się z nim zgodzę. Nie wiem jak to możliwe, ale twój koleś ma rację. I to całkowitą.
Silę się na uśmiech.
- To nie jest odpowiednia pora
na egzekucję Anthonego. - mówi Rey.- Dlaczego? - pytam autentycznie zdziwiony.
- Hmm... Chodzi o Mayline.
- Kim ona jest? -marszczę brwi nie rozumiejąc noczego z tej sytuacji.
- Twoją przyszłą córką.
...cdn...
Co o tym sądzicie?
Pisać kolejny rozdział?
CZYTASZ
Sojusznicy (reylo)
FanfictionKylo Ren mianował się Najwyższym Wodzem i przysięga zrównać z ziemią wszystkich rebeliantów. Po czasie zaczyna mieć pewne wątpliwości, ale czy wolno mu się wycofać? Rey wierzyła, że jej rodzice wrócą... nie traciła nadziei, że Finn odzyska przytomn...