.9.

375 41 7
                                    

Zwycięzcą mini konkursu jest...

Dla PaulinaOgrodowska 💙

REY

    Przeglądam się w lustrze. Może czas zmienić swój styl, o ile tak to można nazwać? Moje beżowo - kremowe szaty Jedi są już postrzępione i dosyć oklepane. Zauważam plamę na dole stroju, próbuję ją zetrzeć, ale bez skutku.

- Głupie ubranie! - zdzieram je z siebie, a strzępki zwiewnej spódnicy lecą przed lustrem.

Zakładam czarne szaty, jakie nosiłam jako świeża żona Kylo Rena. Bez wątpienia są o wiele wygodniejsze i podkreślają moją rumianą cerę. Przegladam się raz jeszcze, aby upewnić się, iż nie jest nigdzie ubrudzona. Zbieram dawną szatę z podłogi.

- Kto aż tak zalazł ci za skórę?

Przestraszona obcym głosem odskakuję w stronę stolika. Niestety tracę równowagę i upadam z hukiem obok krzesła. Osoba nade mną chciała mnie złapać na czas, ale w efekcie leży teraz na mnie. Nasze spojrzenia się spotykają, a ja już wiem do kogo należą te ciemne oczy.

- Anthony. - cała się peszę.

- Rey. - śmieje sie wesoło, ale ja czuje się skrępowana ta sytuacją.

Przez chwilę nie podnosimy się, sama nie wiem czemu.

- Dobrze, że mało ważę. - pomaga mi wstać.

- Nie powiedziałabym. - otrzepuję szatę.

Świetna zmiana ubrania, nie ma co... teraz i ona jest cała ubrodzona kurzem oraz innymi paprochami.

- Anthony, dziękuję za troske, ale krzyczałam do siebie. - mówię delikatnie.

- Mów mi Tony. - posyla mi jeden ze swoich ładnych uśmiechów.

Odpłacam mu tym samym. Co się ze mna dzieje?

- Skoro wszystko jest okey, to będę szedł. - żegna się i już go nie ma.

Wracam przez lustro, ale męska ręka chwyta mnie za talię.

- Tony, daj spokój. - smieje się.

Dłoń nagle się odsuwa, więc i ja odchodzę na bok. Okazuje się, że nie jest to Tony, ale Ben.

- Jaki Tony? - pyta, siadając na krześle.

- Brat Loretty. - odpowiadam opierajac sie plecami o ścianę.

Na te słowa chłopak robi niezadowoloną minę.

- Uważaj na niego, ma zadatki na ciemną stronę mocy.

- Och,a ty jesteś ekspertem?

- Przypominam, że byłem mistrzem zakonu Ren. - krzyżuje ręce na piersi - Znam się na tych sprawach i potrafię wyczuć tą specyficzną energię jaką jest omotany.

- Świr. - rzucam.

Anthony nie mógłby zdradzić. Nie mogę osądzać go na podstawie wyborów brata... Ben dostrzega moje niedowierzanie, ale mimo to próbuje przekonać mnie do swoich racji. Przez chwilę rozmawiamy telepatycznie, aby nikt nie mógł nas podsłuchać. Pozostajemy jednak po dwóch stronach barykady - ja broniąca Tonego oraz on - namawiajacy mnie do odcięcia się od szatyna.

- To nie jest w porzadku. - mówię półszeptem - Takimi decyzjami własnorecznie pchasz go w stronę ciemności. - milknę na moment, aby ostatecznie zakończyć temat - I ty dobrze zdajesz sobię z tego sprawę.

Ben podnosi się gwałtownie z krzesła i nic nie mówi. Jest zdenerowany, ale mam prawo wyrazić swoją opinię. Nie jest już Renem, przed którym należy czuć respekt. Nowym Porządkiem kieruję ja, więc nie może dyktować mi co mam robić, a czego nie.

- Loretta miała rację. - mówi wreszcie - Jesteś próżna.

Zamyka drzwi mocą na odchodne, a ja zbieram kawałki swojego serca. Dotykam się dłonią, sprawdzając czy nie krwawi. Choć jest to tylko przenośnia to adekwatna do ostatnich wydarzeń. Prawdziwym problemem jest tutaj siostra Anthonego, a nie on sam. Być może nawet przekona swoją siostrę do większej lojalności.
Słyszę marsz. Chowam się za szafą, ktora jest moim nowym nabytkiem. Odgłos przesuwanych drzwi zakłóca czyjaś mowa:

- Jesteś aresztowana.

Nie wychylam się z kryjówki, a jedynie nasłuchuję.

- Nie ma jej, pani. - informuje jakiś zdrajca.

- Przeszukać kajutę. - męski aksamitny głos rozkazuje swoim żołnierzom.

Rzucam się na stojącego do mnie plecami ubranego w czarną szatę chłopaka. Łatwo powalam go na ziemię, ale dostrzegam kim jest ich przywódca. Znam go tylko ze zdjęć datapada, ale wiem kto to.
Moją chwilę nieuwagi wykorzystuje rudzielec, który związuje mi nadgarstkie sznurem. Probuje się wyrwać, lecz przytrzymuje mnie inny ciemnooki.

- Wiesz kim jestem? - pyta ich pan.

Posyłam mu gardzące spojrzenie.

- Wiu Ren. - wypluwam jego imię, jak najgorsze przekleństwo w galktyce.

- Może kiedyś... - prycha - Teraz nazywam się Yer Ren.

- Czego chcesz?

- Przybyłem po tego zdrajcę... dawnego użytkownika ciemnej syrony mocy... Zwanego niegdyś Kylo Renem... Przy okazji odbuduję to co zniszczyłaś.

Przerażona wydaję pisk, który przemienia się w krzyk - młody Solo lewituje mieczem świetlnym nad głową Yera i rozcina go na pół. W uszach nic nie słyszę, zastępuje go szum. Serce wali mi ja oszalałe i przez mgłę widzę walczącego w mojej obronie Bena.
Adrenalina nie pozwala mi się ruszyć, więc jedynie wpatruję się w męża. Odsuwam się w kat, a gdy jest już po wszystkim -padam na kolana. Ben pomaga mi rozciąć lniane kajdanki i przytula mnie. Cała się trzęsę, jeszcze chwila, a Najeyższy Porzadek powstałby z popiołów.

- Ktoś musiał im pomóc się tutaj dostać i otworzył hangar... podał kod. - sapie Ben.

- Kogo podejrzewasz? - pytam, ale czytając jego myśli już wiem.

762 słowa 💙
Czy podoba Wam się postać Anthonego?

Cdn.

Sojusznicy (reylo)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz