.11.

382 39 2
                                    

Dziś dzień Gwiezdnych Wojen... Wszystkiego dobrego!

  BEN

   - Wkrótce na świat przyjdzie księżniczka. - uśmiecha się promiennie Rey.

Lekko zmieszany całą tą sytuacją stoję jak wryty. Nie myślałem o sobie jak o księciu, ale tak jest. Odziedziczyłem ten tytuł po matce.

- Nie cieszysz się? - pyta Dameron.

- Bardzo. - zmuszam się do grymasu.

To nie to, że nie chcę mieć córki, ale raz iż wolałbym syna, a dwa tutaj nie jest teraz bezpiecznie.  Spora liczba osób Nowego Porządku knuje przeciwko naszej parze. Rey jednak nie dostrzega tego zagrożenia, nawet po awanturze z Anthonym. Czlowiekiem, który ma mrok w sercu, ale wstyd mu jest zdradzić własną siostrę.

- Mayline? - upewniam się - A skąd wiesz, że będzie to ona?

- Przeczucie. - szepcze głaszcząc brzuch.

- Ale jesli będzie to on... - ciągne temat - Nazwiemy go...

- Kochanie. - szczypie mnie w rekę na co milknę - Mayline nie bedzie chlopcem.

- Jak wolisz.

Przypatrujacy sie nam Poe Dameron usmiecha się szczerze.

- Moje gratulacje. - klepie mnie przyjacielske w plecy, co jest pierwszym aktem pojednania z jego strony.


Jakiś czas później...

BEN

- Co się tam dzieje?! - drę się na droida medycznego, który wierci się nerwowo.

- Medyczka zakazała odwiedzin. - odpowiada mechanicznym głosem.

- Co ty bredzisz! - rzucam go w kąt.

- Medyczka zaka... - mówi dalej.

- Zamknij się! - kopie go najmocniej jak potrafię.

Rey nie ma już od dobrych trzynastu godzin. Porod tyle nie trwa, prawda? Cos musiało się wydarzyć. Brunetka nie odpowiada na moje telepatyczne sygnały, a wiec nie jest przytomna. Wyczuwam tylko jej cierpienie pomieszane ze smutkiem.

- Przykro mi. - lekarka wlasnie wyszła z obszernej kajuty.

Chowam głowę w dłoniach. Jestem przygotowany na najgorsze.

- Nie udało nam się uratować przyjaciółki pana żony.

Zaraz? Co?

- Loretta rodziła? - nie dowierzam.

- Tak, Moc poczeła w niej dziecko.

- Ale... - wytrzeszczam oczy.

- Powiedziała, że jej synkiem zajmie się pan z Lady Rey. - unika mojego wzroku.

A wiec jednak będę mieć przyszywanego syna.

- Ma na imię Reric. - przekazuje mi informacje, po czym zaprasza mnie do odwiedzin żony.

Widze ją na pierwszym łożu, tuli na rękach dwoje dzieci. Jedno ma czarne włosy, a drugie jaśniutkie.

- To okropne. Takie maleństwo... a już bez matki. - płacze.

Biore od niej malego chłopczyka
i kłade mu rękę na czole. Tak, Loretta nie kłamała - jest w nim wielka Moc.

- Najdroższa, to dziecko narodziło się za sprawa Mocy. Po śmierci Loretty jest ono nam pisane. Musimy zadbać, aby dzieci wychowywały się razem. Może wmówimy kiedyć chlopcu, że jest naszym rodzonym?

- Nie. - przerywa mi żona -To nie ja go urodziłam kosztem własnego życia. Rericowi należy się prawda.

Przytakuję jej.

Cdn.

Losy Mayline oraz Rerica będą kontynuowane w książce
,,Obie strony Mocy". Stąd ten rozdział jest bardzo przydatny dla lepszego poznania bohaterów.













Sojusznicy (reylo)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz