.3.

515 56 2
                                    

Przed przeczytaniem tego rozdziału zajrzyj do one shota
ŁOTR & ŁOTRZYCA.

Dzięki 💙

Rey

  Słyszę ciche pukanie do drzwi. Nie mam najmniejszej ochoty na kolejne wizyty. Przewracam się podtrzymując dłonią prawy bok
i ustawiam przodem do wejścia.
Najpierw widzę ciemne buty, a potem ich właściciela.

- Czy ja ci pozwoliłam wejść? - poddenerwowana naciągam koc po czubek nosa.

Dameron wywraca oczami.

- Mieliśmy porozmawiać. - prycha celując we mnje palcem, jakby miał mi to za złe.

- Finn miał przekazać, że...

- Nic nie usprawiedliwi twojej nieobecności! - przerywa mi krzycząc. Wyczuwam jego frustrację, ale to nie mój problem.

Kręci nerwowo głową w obie strony, a wzrok kieruje na mnie. Przeszywa mnie jego złość.

- Jestem wierna rebelii, Poe. - zaczynam - Jednak nastał Nowy Porządek, ten w którym nie ma już wojen, konfliktów, nieporozumień. Zaakceptuj to. - podnoszę nieco głos. - A skoro nie przyszłam, to znaczy iż mam powód!

Poe przygryza desperacko dolną wargę, aż do krwi. Wyczuwam też jego gorączkowy stan emocjonalny.

- Natychmiast wyjdź. - rozkazuję dumnie prostując się na pryczy, na moment zapominając o bólu.

- Uważasz się za przywódzczynię? - pyta kpiąco - Nigdy nią nie będziesz. - dopowiada cicho, chowając gniew do kieszeni i zostawia mnie samą. Zamykam mocą dzwi.

Opadam na poduszkę wyczerpana. Ból, kłótnia, wywyszanie się, zawiedzenie Bena... co jeszcze może dzisiaj pójść nie tak?! Głośny huk niemal rozsadza moje bębenki uszne. Zszokowana ruszam w stronę drzwi, odpycham od siebie ból miesiączkowy, poprostu chcę się dowiedzieć co spowodowało eksplozję? Na korytarzu panuje tłok, ale mimo to przepycham się między dawnymi uczestnikami Ruchu Oporu, muszę się dostać do Bena. Wpadam niezdarnie na jakąś blondynkę, która kręci na mnie z dezaprobatą, ale już po chwili słyszymy strzały z blastera. Jej oczy są przerażone, a twarz staje się blada w ciągu sekundy. To wyprowadza mnie z równowagi.

- Do cholery! Co tu się dzieje?! - krzyczę na cały głos.

Dziewczyna odsuwa się ode mnie, rusza spanikowana korytarzem i po chwili znika wśród ludzi. Zatrzymuję jakiegoś pilota, ale on wyrywa mi się. Wszyscy wręcz dygoczą ze starchu, tylko ja stoję na środku srebrzystego holu.

- Rey! - słyszę Bena.
Jego twarz przecina świeża rana.

- Skąd to...? - powoli dotykam jej dłonią.

- Jedną już mam, nieważne. - sili się na czarny humor, ale mimo
to zastygam na te słowa - Paru mężczyzną nie podabało się moje przemówienie i zaczeło dewastować salę Snoka. Większość z nich powstrzymałem mocą, ale zdążyli wmówić ludziom moją zdradę. Stąd ta panika na niszczycielu... -urywa, bo podbiega do nas Finn.

- Musiałem niektórych postrzelić, inaczej wznieśli by bunt. - tłumaczy się, lecz mówi to wszytko bardzo szybko.

Sprawia wrażenie, jakby przebiegł cały statek.

- Dobra robota. - poklepuję go w ramię.

- Chyba czas pokazać im Lady Rey. - Ben dławi śmiech.

   Zgromadzeni na mostku oficerowie, piloci, mechanicy oraz inni specialiści od zamieszek wpatrują się we mnie z szacunkiem. Ubrana w aksamitny czarny płaszcz, obcisłe spodnie, długą tunikę stoję z dumnie wyprostowaną piersią, a moje włosy opadają swobodnie na ramionach. Po raz pierwszy je rozpuściłam, ale nie żałuję. Jasno przekazuję im kim jestem, a przede wszystkim uczę lojalności do mnie.

- Czy wyraziłam się zrozumiale? -kończę przemowę z rękoma splecionymi w wieżyczkę.

- Pani, wybacz. - przeprasza ta sama blondynka, która zderzyła się ze mną.

- Bądź naszą przywódczynią. - salutuje chudy piegowaty pilot.

Unoszę wysoko rękę i wskazuję na wielką (naprawioną już) szybę, za którą widać bezkresny kosmos. Moją galaktykę.

- Uczynimy nasze życie lepszym. - obiecuję.

Ben patrzy na mnie swoimi ciemnymi oczami, a ja po raz pierwszy zauważam jakie są bajeczne.

Moi drodzy,
mamy tu 543 słowa...
Narazie moja wena twórcza lekko odpoczywa, ale wszystko nadrobię 💙
Mam w planach nowego
one shota, a więc do zobaczenia.

Sojusznicy (reylo)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz